W Polsce gości z wizytą przewodniczący Rady Republiki Białoruś i bliski współpracownik jej prezydenta tego państwa Michaił Miasnikowicz.
Miasnikowicz będzie przebywał w Polsce aż trzy dni. 13 lutego ma spotkać się prezydentem Andrzejem Dudą oraz premierem Mateuszem Morawieckim. Swoją wizytę rozpoczął w poniedziałek od spotkania z ministrem spraw zagranicznych Jackiem Czaputowiczem. Masnikowicz skomentował swoją wizytę dla Polskiej Agencji Prasowej.
Wywiadzie Miasnikowicz podkreślił, że władze w Mińsku oceniają, że komunikacja z Polską prowadzoną jest na “bardzo niskim” poziomie i chcą poznać zdanie strony polskiej na ten temat. Białoruski polityk mówił przy tym o “wspólnych korzeniach i historii” Polski i Białorusi. “Jesteśmy sąsiadami i musimy ze sobą rozmawiać” – powiedział Miasnikowicz i stwierdził, że oba państwa uważają współpracę za “ważną”.
Przewodniczący Rady Republiki zachęcał polskich przedsiębiorców do inwestowania na Białorusi mówiąc, że prawodawstwo tego kraju”jest zgodne z międzynarodowymi standardami”. Zadeklarował nawet, że “jesteśmy gotowi przyjmować indywidualne środki w konkretnych przypadkach” bo “Białoruś chce przyciągnąć nowe inwestycje zagraniczne”. Jako perspektywiczne sektory dla inwestorów wskazywał przemysł drzewny, chemiczny, rolno-spożywczy oraz energetykę.
Dziennikarka PAP zapytał Miasnikowicza o kwestię szykanowania działalności organizacji polskiej mniejszości narodowej na Białorusi czy ograniczania liczby przyjęć do pierwszej lasy publicznej szkoły z polskim językiem nauczania w Wołkowysku. Miasnikowicz zaprzeczył informacjom przekazywanym przez Polaków z Białorusi – “Tam nie ma żadnych problemów. Tysiące obywateli Białorusi uczy się języka polskiego”. Gdy dziennikarka zapytała wprost dlaczego białoruskie władze nie powzwoliły przyjąć do polskiej szkoły w Wołkowysku wszystkich chętnych dzieci Miasnikowicz odpowiedział pytaniem – “To rzeczywiście taka ważna kwestia dla Warszawy?” i stwierdził, że powołanie jeszcze jednej pierwszej klasy w tej placówce w tym roku szkolnym było niemożliwe z przyczyn “technicznych”. “Takie rzeczy nie powinny wymagać udziału najwyższego szczebla” – twierdzi białoruski polityk. Miasnikowicz podkreśla, że nie ma żadnych problemów dla polskiej oświaty na Białorusi, ale mimo to ujawnił przyczyny negatywnego nastawiania białoruski władz do polskich szkół – “Praca polskich szkół [na Białorusi] jest finansowana na koszt podatników, a dzieci, które się tam uczą potem często wyjeżdżają do Polski”, choć zastrzegł też – “Nie chcemy rozpatrywać tego jako celowej polityki imigracyjnej”.
Obiecując wnikliwie zająć się kwestią szkoły w Wołkowysku Miasnikowicz poruszył kwestię mniejszości białoruskiej w Polsce – “Uważamy, że dla Białorusinów, którzy są obywatelami Polski nie ma takich dobrych warunków dla uczenia się swojego języka i kultury jakie są u Polaków – obywateli Białorusi”. Miasnikowicz twierdził przy tym, że choć obecnie w Polsce za Białorusinów uważa się 50 tys. Białorusinów to “dziesięć lat temu” miało ich być 400 tys. Nie wiadomo na jakich danych się oparł bo według spisu powszechnego z 2011 r. w Polsce było 46,7 tys. Białorusinów, a według spisu powszechnego z 2002 r. było ich 48,7 tys.
Zauważając, że Polska wydała obywatelom Białorusi 34 tys. wiz pracowniczych domagał się dla nich “jednakowych zarobków i ochrony socjalnej” jak dla obywateli Polski podkreślając, że Białorusini nie są “ludźmi drugiej kategorii”.
Miasnikowicz wyraził gotowość “ściślejszej współpracy” z Unią Europejską, ale podkreślił, że Białoruś nie chce być jej członkiem i należy już do Eurazjatyckiego Związku Gospodarczego, a jednocześnie prowadzi suwerenną politykę. Zaznaczył też – “Naszym strategicznym partnerem jest Rosja. My cenimy to i umacniamy naszą przyjaźń i współpracę. U nas wspaniałe stosunki z Chinami i szeregiem innych państw” – jednocześnie deklarując, że “nie będziemy targować suwerennością i niepodległością”. Jako cel swojej wizyty wskazał “wzmocnienie zaufania i rozszerzenie współpracy we wszystkich sferach: handlowych, humanitarnych, politycznych”.
Miasnikowicz jest obecnie przewodniczącym izby wyższej białoruskiego parlamentu – Rady Republiki. Jeszcze w roku 1986 została ministrem w ramach rządu Białoruskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej. W 1990 został jej wicepremierem. Funkcję tę sprawował nadal już w niepodległej Białorusi aż do 1994 r. W tymże roku był szefem sztabu wyborczego Wiaczesława Kiebicza – postkomunistycznego premiera państwa w latach 1991-1994. Kiebicz przegrał wybory z Łukaszenką, ale Miasnikowicz nawiązał współpracę z pierwszym prezydentem Białorusi. W latach 1995-2001 pełnił niezwykle ważne w realiach białoruskich stanowisko szefa prezydenckiej administracji. Potem był prezesem Narodowej Akademii Nauk Białorusi. W 2010 r. został powołany przez Łukaszenkę na stanowisko premiera, którym był do 2014 r.
belaruspartisan.by/kresy.pl
dobrze, że rozmawiają, ale na pozytywne rezultaty z betonem postsowieckim nie ma co liczyć
Ten gość wie z kim rozmawia – z ludźmi chorymi na gedroycyzm, stąd taka a nie inna postawa. Mińsk chce wykorzystać doświadczenia Kijowa i też traktować Polskę jako dojną krowę.
Warto pamiętać pozytywne doświadczenia Atlas.SA (do odszukania w sieci) na Białorusi oraz ideologiczne a nie racjonalne stosunki zagraniczne w wykonaniu Polski.
Białorusini tez chcieli by wchłonąć polskie mniejszości jak banderowcy i dostawać darmo
3,500 zł na kazdego swojego studenta w Polsce + darmowe spanie i liczne ulgi jakich nie maja nawet sami polscy studenci w Polsce. Białorusini żądaja takiego samaego dotowania jak banderowcy ale dopoki nie schyla wasalnego karku wobec filobanderowskiego rządu w polskim bantustanie wiele nie dostana. Tan wszystkim czuwa filobanderowski Pompeo i
mumia Mosbacher . Ale byc może komunistyczny aparatczyk dogada sie ponad naszymi głowami bo dlaczego nie .Pamietamy naszego komunistycznego premiera Cimoszewicza jak ochoczo w ramach wdziecznosci za amerykańskie studia za PRL wpuszczał amerykanskich
macherów od gescheftu do 3RP.
Slowianie laczcie sie. Kolega z suwerennego panstwa przyjechal. Bierzcie od niego przyklad.