160 km do granicy z Gruzją

Giandża, drugie co do wielkości miasto Azerbejdżanu. Tutaj dwa dni temu lądował prezydent Kaczyński, by dalej ruszyć drogą lądową do Tbilisi. O tym opowiada miejscowy taksówkarz, narzekając na blokadę miasta.

Centrum Giandżi jest remontowane – przede wszystkim meczet i główny plac przed budynkiem miejscowej administracji. Na przechodzących obok mieszkańców spoglądają dwa ogromne portrety – byłego prezydenta Giejdara Alijewa i jego syna, obecnego prezydenta Ilhama Alijewa. Wczoraj agencja informacyjna Day.az poinformowała, ze tempo wzrostu rozwoju miasta sięgnęło 39,5%, jednak w porównaniu z Baku wygląda ono skromnie. Widać, że dochody z nafty lokowane są przede wszystkim w stolicy.

W największym hotelu miasta spotykam Gruzinów z Tbilisi. Nie mówią, czy uciekali z rodzinami przed wojną, czy był to zaplanowany wcześniej wyjazd. Późnym wieczorem rozmowa w naturalny sposób schodzi na temat wojny. Opowiadają o bombardowaniu przez Rosjan obiektów wojskowych wokół Tbilisi, które rozmieszczone są w rejonach zamieszkanych przede wszystkim przez cywili. Główna magistrala drogowa na zachód, biegnąca przez Gori, ich zdaniem jest otwarta. Wcześniej rosyjskie media informowały o całkowitej blokadzie tej drogi. Rozmowa tym samym schodzi na temat sposobu przekazywania informacji przez rosyjską telewizję. “Hitem” ostatnich wiadomości pokazywanych na rosyjskich kanałach, są informacje o pomocy, udzielanej Gruzinom przez inne państwa, co zdaniem rosyjskich komentatorów było jedną z przyczyn “gruzińskiej agresji”. Obok Amerykanów, głównym winowajcą jest Ukraina. Rosyjskie media od paru dni informują o tym, że rosyjskie samoloty zostały zestrzelone przez ukraińskie rakiety, później informacja zostaje dopełniona – rakiety wystrzeliwali ukraińscy specjaliści. Wczoraj wieczorem niemal każdy rosyjski kanał pokazywał, jak w Abchazji żołnierz nieuznawanej republiki głośno odczytuje dane o producencie znalezionej wyrzutni rakietowej, by na koniec z triumfem dwukrotnie powtórzyć “Ukraina!”. Jakby tego było mało, w nocy w reportażu z Południowej Osetii jest już mowa o ukraińskich snajperach – kobietach…

Spotkani Gruzini pytają, co mówi się o konflikcie w innych krajach, czy informacja jest bardziej obiektywna? Popijając doskonałą gruzińską wodę narzekamy na wielką politykę. Pytam jeszcze o granice azerbejdżańsko – gruzińską, ponieważ taksówkarz z Giandżi mówił, że została zamknięta. Okazuje się, że to nieprawda i mogę spokojnie jechać do Tbilisi.

Do Tbilisi 216 km, ale niedaleko Giandżi przebiega linia innego niezakończonego konfliktu, ormiańsko – azerbejdżańskiego. Utrata Górnego Karabachu – to wielka trauma Azerbejdżanu. Codziennie telewizja azerbejdżańska przypomina te wydarzenia. Zresztą nie trzeba ich specjalnie przypominać, na linii zawieszenia ognia często dochodzi do jego wymiany, i wciąż giną ludzie. Rano, przed wyjazdem w pobliżu granicy z Karabachem oglądam jeszcze wiadomości na ORT. Stałym punktem tamtejszych informacji jest cytowanie zachodnich opinii, podważających “oficjalną amerykańską propagandę”. Tym razem przytoczono krytyczne słowa ministra spraw zagranicznych Polski Radosława Sikorskiego wobec wystąpienia prezydenta Kaczyńskiego w Tbilisi.

Z Giandżi Michał Oleszko / Kresy

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply