Rumuński sąd drugiej instancji anulował grzywnę nałożoną na jednego z miejscowych Węgrów za to, że umieścił tabliczkę z nazwą ulicy nie tylko w języku rumuńskim ale też węgierskim.

Rumuński prokurator chwalił się, że “złapał na gorącym uczynku” Miklósa Barabása, który usiłował umieścić dwujęzyczną tabliczkę z nazwą ulicy. Barabás jest mieszkańcem miasta, którego węgierska nazwa brzmi Marosvásárhely, rumuńska – Târgu Mures i to mimo, że w mieście mieszka niemal równa liczba Rumunów i Węgrów – 50,34% do 46,72%.

Sąd pierwszej instancji skazał Barabása na grzywnę w wysokości 5000 lei czyli równowartość około 5000 złotych za “nieutoryzowaną działalność reklamową”. Sąd drugiej instancji stwierdził, że tabliczka z nazwą ulicy nie jest ogłoszeniem reklamowym i grzywnę anulował. Sam Barabás mówił, że były pewny iż wygra w apelacji, zaś działania policji i sądu pierwszej instancji określił jako “zastraszanie” osób walczących o oczywiste prawa narodowe. W podobnej sprawie miesiąc temu anulowano grzywnę wobec innego etnicznego Węgra – Lehela Csaby Benedeka, który również umieszczał dwujęzyczne tabliczki. Lokalni Madziarzy zresztą masowo zaczęli umiszczać tego typu szyldy.

W Marosvásárhely – Târgu Mures utrzymują się pewne napięcia narodowościowe od czasu krawych zamieszek w 1990 r. Zaczęły się one w dniu narodowego święta Węgrów – 15 marca kiedy to grupa pijanych rumuńskich studentów zaatakowała sklepy należące do lokalnych Węgrów oraz zbeszcześciła zbór węgierskich protestantów. W zamieszkach, które trwały do 20 marca zginęło 5 osób (3 Węgrów i 2 Rumunów) a 278 odniosło obrażenia.

hungarytoday.hu/kresy.pl

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply