„Rzeczpospolita”: Ukrainiec mandatu się nie boi

Jak czytamy na łamach “Rzeczpospolitej”, Polska traci na mandatach dla kierowców spoza Unii Europejskiej ok. 20 mln euro. Chodzi co najmniej o 80 tys. mandatów.

Problem dotyczy kierowców głównie zza wschodniej granicy, którzy w Polsce zostali złapani przez fotoradary za przekroczenie prędkości lub wjazd na skrzyżowanie na czerwonym  świetle. Później tacy kierowcy wracają na wschód, a odpowiednie, polskie służby nie są w stanie wysłać im mandatów na adres domowy.

Według rp.pl, ani rząd, ani parlament nie zmienił przepisu pozwalającego Straży Granicznej wystawiać mandaty na polskich granicach, co powoduje, że pieniądze dosłownie uciekają nam za granicę. Główny Inspektorat Transportu Drogowego  (GITD)nie ma możliwości, by odnaleźć takiego kierowcę zza wschodniej granicy po tablicach rejestracyjnych i wysłać mu mandat na adres domowy.

Z roku na rok problem staje się coraz większy. Między innymi dlatego, że do Polski przyjeżdża coraz więcej osób zza wschodniej granicy. W 2017 roku polską granicę najczęściej przekraczali Ukraińcy – ponad 10 mln razy, a za nimi Białorusini (3,6 mln razy) i Rosjanie (1,5 mln razy). Z kolei GITD podaje, że w tym czasie polskie fotoradary namierzyły 973 tys. naruszeń na polskich drogach, z czego szacunkowo 4 proc. (ok. 39 tys.) przypadków dotyczy aut zarejestrowanych w innych krajach UE, a aż 8 proc., czyli ok. 80 tys., pojazdów zarejestrowanych poza Unią, przede wszystkim na Ukrainie, Białorusi lub w Rosji. Ponieważ średnia wysokość mandatu to 250 zł, to szacunkowo polski budżet stracił w 2017 r. ok. 20 mln zł.

Przeczytaj: Kilkunastu Polaków jest właścicielami kilkunastu tysięcy samochodów jeżdżących po Ukrainie

W przypadku pirata drogowego zza wschodniej granicy, GITD musiałby najpierw ustalić właściciela auta, a potem udowodnić, że to on kierował pojazdem i popełnił wykroczenie. W praktyce jest to bardzo trudne do przeprowadzenia, więc mandaty lądują się w koszu. Część ekspertów uważa, że z tego względu kierowcy zza wschodniej granicy mogą czuć się praktycznie bezkarni, co deprymuje polskich kierowców, a do tego powoduje wzrost zagrożenia na polskich drogach.

Na problem kilka lat temu zwróciła Najwyższa Izba Kontroli. Jednak do dziś ani parlament ani rząd nie zmienił prawa tak, by umożliwić egzekwowanie mandatów od obcokrajowców ze wschodu i zmusić ich do płacenia mandatów na granicy. W tym celu wystarczyłoby, żeby Straż Graniczna uzyskała dostęp do systemu CANARD (Centrum Automatycznego Nadzoru nad Ruchem Drogowym). Dzięki temu, kierowca spoza UE, który ma niezapłacone mandaty, nie mógłby wjechać do Polski.

Przeczytaj: Na Ukrainie masowo kradną samochody na unijnych rejestracjach

MSWiA w odpowiedzi na zapytanie ze strony „Rzeczpospolitej” przyznaje, że Straż Graniczna nie ma obecnie żadnych możliwości w tym zakresie. Resort nie odpowiedział na pytanie, czy zamierza zmienić prawo, zaznaczając jedynie, że „częściowym rozwiązaniem kwestii jest wyposażenie patroli ruchu drogowego w terminale płatnicze, za pomocą których cudzoziemcy mogą uiszczać mandaty karne kartą płatniczą”. Jednak w takim przypadku, kierowca musiałby zostać złapany na gorącym uczynku. Takie „mandaty na drodze” od roku nakłada jednak GITD. W ten sposób jak dotąd nałożono łącznie 1,9 tys. mandatów karnych na sprawców wykroczeń spoza UE.

Rp.pl / Kresy.pl

1 odpowieź

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply

  1. jwu
    jwu :

    W przypadku Ukraińców to ten proceder (powoli) się kończy ,bo (prawie) każdy z pracujących u nas, ma auto na polskich blachach.Gorzej jest z namierzeniem słupa na którego auto jest zarejestrowane ?