Polska każdego dnia wydaje około 1,5 miliona dolarów na realizację umowy z USA, jednak szczegóły, za co dokładnie płacimy, były dla strony polskiej częściowo niejasne – informuje „Rzeczpospolita”. Co więcej, aby kontynuować projekt, niezbędne będzie zawarcie nowej umowy pomostowej.

Po zakończeniu wyborów w USA, Polska najprawdopodobniej zacznie uważniej przyglądać się postępom kluczowego obecnie projektu dla krajowego bezpieczeństwa energetycznego – budowy elektrowni jądrowej w Choczewie. Na przestrzeni ostatniego roku ujawniono szereg informacji, które wskazują na trudności w utrzymaniu ciągłości prac, zwłaszcza w kontekście rozmów między Polskimi Elektrowniami Jądrowymi (PEJ) a konsorcjum Westinghouse i Bechtel, odpowiedzialnym za realizację projektu w ustalonym terminie.

W szczególności niepokój budzi umowa na zaprojektowanie elektrowni, za którą odpowiadają partnerzy z USA – dokumentacja, jak wynika z doniesień medialnych, nie zostanie ukończona w terminie. Istnieją również liczne wątpliwości dotyczące sposobu rozliczeń w ramach kontraktu o wartości przekraczającej 1,5 miliarda złotych.

Jednym z nieustannie analizowanych przez rząd pytań pozostaje, czy lokalizacja elektrowni w Choczewie jest optymalna dla tak dużej budowli, jaką jest elektrownia jądrowa. Pojawiły się zastrzeżenia co do stabilności gruntu. W związku z tym potrzebne będzie zastosowanie głębokiego palowania – techniki wzmacniającej fundamenty, co w przypadku tej inwestycji może oznaczać wzmocnienia sięgające nawet 200–300 metrów w głąb ziemi, co automatycznie przełoży się na większe koszty.

PEJ odrzuca twierdzenia, jakoby istnienie wątpliwości dotyczących geologii i lokalizacji mogło stanowić zagrożenie dla projektu. Przedstawiciele spółki zapewniają, że kompleksowa dokumentacja środowiskowa oraz lokalizacyjna, w tym dokumentacja geologiczno-inżynierska, została sporządzona. Według PEJ badania dowiodły, że pod budowę reaktorów jądrowych na głębokości posadowienia występują grunty nośne. Piaski w stanie luźnym oraz organiczne grunty, jak torfy, zlokalizowane są przy powierzchni na stosunkowo niewielkiej głębokości. Inwestor podkreśla, że z zebranych danych nie wynika możliwość powstawania zapadlisk czy erozji gruntu.

Z kolei pełnomocnik rządu ds. strategicznej infrastruktury energetycznej, Maciej Bando, zaznaczył, że do 2040 roku polski system energetyczny może pomieścić nawet 12 GW mocy z elektrowni jądrowych. Niemniej jednak rząd nadal planuje budowę elektrowni o mocy od 6 do 9 GW. W międzyczasie PEJ kontynuuje szczegółowe badania geologiczne w wybranej lokalizacji.

Prace projektowe obejmują rozwiązania dotyczące posadowienia i odwodnienia obiektu, a także zabezpieczania wykopów oraz ewentualne wymiany i wzmocnienia gruntu, co ostatecznie zostanie określone przez projektantów, czyli Westinghouse i Bechtel.

Zapytany o postępy firma Bechtel poinformowała, że wyniki prowadzonych badań geotechnicznych zostaną wykorzystane do zaprojektowania głównych obiektów budowlanych, w tym trzech reaktorów jądrowych oraz infrastruktury towarzyszącej. Za badania wiertnicze odpowiada firma PSD, która według zapewnień Bechtel dysponuje odpowiednim doświadczeniem w tej dziedzinie.

Wiele wątpliwości budzi też realizacja kontraktu na projekt inżynieryjny ESC (Engineering Service Contract), podpisanego we wrześniu 2023 roku, który pierwotnie miał być ukończony w ciągu 18 miesięcy. Już we wrześniu prezes Westinghouse, Patrick Fragman, przyznał, że kontrakt wymaga wydłużenia terminu realizacji, co może wpłynąć na harmonogram inwestycji. Według „Rzeczpospolitej” realizacja umowy ESC nie zostanie ukończona w terminie.

Aby przygotować się do finalnej umowy na wykonanie projektu (EPC), konieczne będzie podpisanie umowy pomostowej, która określi zakres oczekiwań i przygotuje PEJ do kontraktu EPC. Umowa pomostowa powinna być gotowa do końca roku, natomiast kluczowy kontrakt EPC – do końca 2025 roku. W rozmowy zaangażowana jest również Prokuratoria Generalna Rzeczypospolitej Polskiej, która zabezpiecza interesy państwowe.

Jak pisze „Rz”, rozmowy ze stroną amerykańską były trudne, a wśród zastrzeżeń pojawiły się także kwestie sposobu przekazywania informacji. Od września 2023 r. Polska codziennie płaci konsorcjum amerykańskiemu 1,5 mln dolarów, nie mając pełnego dostępu do informacji o przedmiocie płatności. W związku z tym obecny zarząd PEJ zabiegał o zmianę sposobu współpracy, by uzyskać bardziej partnerskie podejście i transparentność ze strony amerykańskiej.

PEJ zmaga się również z brakami kadrowymi – ok. 80 stanowisk inżynieryjnych pozostaje nieobsadzonych. Philippe Bordarier, główny inżynier jądrowy, odejdzie pod koniec roku, a jego następcą ma być Bartłomiej Sośnik, wcześniej związany z elektrownią jądrową w Szwajcarii. Niepewność wokół odpowiedzialności za terminy realizacji projektu rodzi pytania o dalsze postępy, chociaż obecny harmonogram został zatwierdzony przez zarząd PEJ.

Do wyzwań projektowych dochodzi także możliwy wpływ wyborów prezydenckich w USA, gdzie w razie wygranej Donalda Trumpa, który podkreślał niechęć do dużych elektrowni jądrowych, przy jednoczesnym pochlebnym wyrażaniu się nt. małych reaktorów. Trump krytykował m.in. projekt Vogtle w Georgii, który zakończył się siedem lat po planowanym terminie i z budżetem przekroczonym o 17 miliardów dolarów, a właśnie ten projekt stanowił pierwowzór dla polskiej inwestycji.

Pilnujemy wspólnych spraw

Zależymy od Twojego wsparcia
Wspieram Kresy.pl

Pod koniec września ub. roku polskie przedsiębiorstwo państwowe Polskie Elektrownie Jądrowe  podpisało umowę z amerykańskimi firmami Westinghouse Electric Company i Bechtel na zaprojektowanie pierwszej polskiej elektrowni jądrowej, która ma zostać uruchomiona w 2033 roku. Ambasador USA w Polsce Mark Brzeziński powiedział, że kontrakt ten stanowi „jeden z najważniejszych jak dotąd kroków w amerykańsko-polskiej cywilnej współpracy nuklearnej”.

Miesiąc później Spółka Polskie Elektrownie Jądrowe otrzymała od wojewody pomorskiego decyzję lokalizacyjną dla projektu. Dotyczy ona budowy i eksploatacji pierwszej w Polsce elektrowni jądrowej, posiadającej trzy reaktory AP1000 Westinghouse o łącznej mocy 3750 MWe, na obszarze gminy Choczewo w lokalizacji Lubiatowo-Kopalino. Tym samym spółka otrzymała prawo do dysponowania terenem na potrzeby prac przygotowawczych, oraz budowy i późniejszej eksploatacji elektrowni. Należąca w 100 proc. do Skarbu Państwa PEJ jest inwestorem i będzie operatorem elektrowni. Decyzja lokalizacyjna nie jest równoznaczna z pozwoleniem na budowę.

W styczniu pojawiły się informacje dotyczące możliwej zmiany lokalizacji pierwszej polskiej elektrowni jądrowej w gminie Choczewo na Pomorzu, co spowodowałoby kolejne opóźnienia. W odpowiedzi ministerstwo przekazało, że nie ma podstaw do zmiany, a decyzja o lokalizacji elektrowni jądrowej w gminie Choczewo jest ostateczna.

Jak informowaliśmy, w lutym br. wiceminister Miłosz Motyka (PSL) uczestniczył w Ogólnopolskim Kongresie Energetyczno-Ciepłowniczym Powerpol. Podczas wydarzenia zapowiedział “urealnienie harmonogramu prac nad elektrownią jądrową”. “Może być drobne opóźnienie, co nie zmienia faktu, że moce zainstalowane w elektrowni jądrowej powinny być wpisane w politykę energetyczną państwa, również z uwzględnieniem kierunkowym innych źródeł, jak SMR” – stwierdził. Przyznał, że “drobne opóźnienie” może oznaczać rok.

Jak pisaliśmy, minister przemysłu Marzena Czarnecka oświadczyła w maju br., że pierwsza elektrownia atomowa w Choczewie powinna powstać i funkcjonować w 2040 roku. To o sześć lat później niż do tej pory zakładano. Dodała, że to oszczędne szacunki. Jej słowa wywołały falę oburzenia.

Przeczytaj: Bloomberg: Ekipa Tuska naciska na koncerny z USA. Chodzi o budowę elektrowni jądrowej

Kresy.pl / rp.pl

1 odpowieź

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Dodaj komentarz