Rząd Borisa Johnsona formalnie odrzucił postulat szefowej rządu Szkocji rozpisania kolejnego referendum w sprawie niepodległości tego regionu.
Ogłaszając decyzję premier Johnson uznał, że organizacja kolejnego referendum “przedłuży polityczną stagnację w Szkocji, która trwa tam od dekady”. Przypomniał też, że rząd Szkocji obiecał przy okazji poprzedniego tego rodzaju referendum w 2014 r., że obywatele podejmują decyzję “na pokolenie”. Sturgeon zareagowała już na decyzję brytyjskiego rządu. Jak oceniła na Twitterze, gabinet Johnsona “zaprzecza demokracji”. Zapowiedziała przy tym “kolejne kroki” jakie władze Szkocji mają podjąć jeszcze przed końcem bieżącego miesiąca.
Johnson stwierdził w swoim piśmie, że będzie “nadal podtrzymywał demokratyczną decyzję narodu Szkocji” deklarując “z tego powodu nie mogę zgodzić się na żądanie żadnego transferu władzy, który będzie prowadzi do kolejnego referendum niepodległościowego”.
19 grudnia premier Szkocji skierowała do brytyjskiego rządu dokument w którym wystąpiła o taką zmianę prawa, by umożliwić władzom Szkocji samodzielne decydowanie o przeprowadzeniu referendum niepodległościowego. Za legitymację dla swojego wniosku Sturgeon uznała fakt, że w niedawnych wyborach do brytyjskiej Izby Gmin jej Szkocka Partia Narodowa (SNP) zdobyła 48 z 59 przypadających Szkocji mandatów. Politycy SNP propagujący secesję uważają ja za uzasadnioną także dlatego, że wybory otworzyły drogę do władzy Johnsonowi, zdecydowanemu zwolennikowi opuszczenia Unii Europejskiej przez Wielką Brytanię. Tymczasem w czasie referendum z 2016 r. dotyczącego tej kwestii w Szkocji większość głosów padła za pozostaniem w UE.
W czasie referendum w 2014 r. 55,3 proc. głosujących opowiedziało się przeciw niepodległości Szkocji, przy frekwencji 84,59 proc.
bbc.com/kresy.pl
Zostaw odpowiedź
Chcesz przyłączyć się do dyskusji?Nie krępuj się!