W niedzielę na Białorusi zakończyło się głosowanie w wyborach do Izby Reprezentantów – niższej izby białoruskiego parlamentu. Według portalu Nasza Niwa, w 110-osobowej izbie nie znajdzie się ani jeden opozycyjny parlamentarzysta.
Według oficjalnych danych frekwencja wyborcza wyniosła 77 procent. W poniedziałek rano potwierdziły się prognozy, że w Izbie Reprezentantów nie będzie ani jednego opozycjonisty.
Cechą białoruskiego systemu politycznego jest brak partii prezydenckiej. “Partią władzy” są struktury kontrolowane przez prezydenta – państwowa administracja, wojsko czy milicja. To z nich przeważnie wywodzą się kandydaci będący zwycięzcami wyborów. Walka o miejsca w Izbie Reprezentantów odbywa się w 110 jednomandatowych okręgach wyborczych.
W poprzedniej kadencji parlamentu zasiadały w nim dwie opozycjonistki, ale tym razem nie dopuszczono ich do kandydowania. Teraz, według Biełsatu, rolę “dyżurnego opozycjonisty” w Izbie Reprezentantów będzie odgrywał Aleh Hajdukiewicz z Partii Liberalno-Demokratycznej. Partia ta to białoruski odpowiednik ugrupowania Żyrinowskiego w Rosji.
Agencja Reutera cytuje Mikałaja Statkiewicza, zdaniem którego wynik wyborów był wcześniej ustalony. “Władze wybrały zatwierdzonych kandydatów. Zmiana władzy na Białorusi nie jest możliwa poprzez wybory” – mówił Statkiewicz.
Według obserwatorów kampanii “Prawo wyboru” podczas głosowania stwierdzono 731 przypadków nieprawidłowości. Miały one polegać na manipulowaniu frekwencją, zawyżaniu liczb głosujących, ograniczaniu praw niezależnych obserwatorów włącznie z usuwaniem ich z lokali wyborczych i pozbawianiem akredytacji. Ich działania ostro krytykował prezydent Łukaszenko.
CZYTAJ TAKŻE: Łukaszenko: Nie kłamcie Polakom
Kresy.pl / Nasza Niwa / Biełsat / Reuters
Zostaw odpowiedź
Chcesz przyłączyć się do dyskusji?Nie krępuj się!