Zmuszony do rezygnacji prezydent Boliwii Evo Morales udał się w poniedziałek do Meksyku, gdzie otrzymał azyl z powodów politycznych.

Morales, który w niedzielę złożył dymisję na żądanie wojska i policji, przez następną dobę ukrywał się w miejscu nieznanym dla władz w czasie gdy dochodziły sprzeczne informacje na temat tego czy został za nim wysłany nakaz aresztowania. Obalony prezydent zamieścił kilka godzin temu na Twitterze zdjęcie jak spędzał noc z niedzieli na poniedziałek. Za zapewnienie schronienia dziękował jednemu ze związków rolniczych, jak stwierdził przypomniał sobie czasy gdy sam był liderem związkowym. To co dzieje się w jego kraju określił mianem “zamachu stanu Mesy i Camacho”, wymieniając nazwiska swojego głównego kontrkandydata w październikowych wyborach i lidera głównego ruchu opozycyjnego.

W poniedziałek Morales złożył formalny wniosek o azyl w Meksyku. Meksykańskie władze przychyliły się do jego prośby. W nocy obalony prezydent Boliwii wyleciał z miasta Chimore samolotem wysłanym przez władze Meksyku do tego państwa co potwierdził szef meksykańskiej dyplomacji, Marcelo Ebrard. Minister Ebrard zamieścił na Twitterze zdjęcie Moralesa na pokładzie samolotu.

Sam Morales zadeklarował swój rychły powrót do ojczyzny “z większą siłą i energią”. Na to liczą jego zwolennicy w kraju, którzy od wczoraj wyszli na ulice boliwijskich miast La Paz i El Alto. Doszło do ostrych starć z policją. Celem zwolenników Moralesa są posterunki policji, po tym gdy jej funkcjonariusze przeszli na stroną manifestujących opozycjonistów, a komendant główny przyłączył się do żądania wojskowych dymisji prezydenta. Na ulicach wznoszone były barykady. Spłonęło kilka autobusów komunikacji publicznej. Według agencji Reutera obrażenia w czasie zamieszek odniosło co najmniej 20 osób.

Radości z odejścia Moralesa nie ukrywają władze USA. “To ważny moment dla demokracji na zachodniej półkuli” – napisał na Twitterze Donald Trump – “Odejście Moralesa zachowuje demokrację i otwiera narodowi boliwijskiemu drogę do tego aby jego głos był słuchany”. Cytowany przez brytyjski dziennik “The Guardian” urzędnik administracji Trumpa stwierdził, że nie uważa ona tego co dzieje się w południowoamerykańskim państwie za pucz. “Wszystkie te zdarzenia pokazują, że naród boliwijski miał po prostu dość ignorowania woli wyborców” – gazeta cytuje jego wypowiedź.

Odmiennego zdania jest jednak jeden z czołowych polityków amerykańskiej Partii Demokratycznej Bernie Sanders. “Jestem bardzo zaniepokojony tym, co wygląda na zamach stanu w Boliwii, gdzie wojskowi, po tygodniach politycznych niepokojów interweniowali by usunąć prezydenta Evo Moralesa. USA muszą wezwać do zakończenia przemocy i wsparcia demokratycznych instytucji Boliwii” – napisał na Facebooku Sanders.

Mianem puczu określili to co dzieje się w Boliwii prezydenci Wenezueli i Kuby. Podobną opinię wyraził były prezydent Ekwadoru Rafael Correa, który uznał też, że Morales ustąpił by zapobiec “krwawej łaźni” w swoim kraju. Ostro wypowiedział się także wspomniany minister spraw zagranicznych Meksyku Ebrard – “To co stało się wczoraj [w Boliwii] jest krokiem wstecz dla całego kontynentu”. Nazwał to “wojskowym zamachem stanu”. Wybrany właśnie na prezydenta Argentyny Alberto Fernandez uznał odsunięcie Moralesa od władzy za bezprawny “pucz”. Właśnie w stolicy tego państwa, Buenos Aires doszło do masowej manifestacji wyrażającej poparcie dla obalonego prezydenta Boliwii.

Pilnujemy wspólnych spraw

Zależymy od Twojego wsparcia
Wspieram Kresy.pl

W październiku wybuchły w Boliwii protesty uliczne po tym gdy opozycja oskarżyła władze o nieprawidłowości do jakich miało dojść w czasie podliczania wyników wyborów prezydenckich z 20 października wygranych przez Moralesa. Zwolennicy opozycji zareagowali na nie gwałtownymi zamieszkami w trakcie których demolowano między innymi lokalne komisje wyborcze. W jednej z miejscowości spalono zebrane w takiej komisji karty wyborcze. W innym tłum zwolenników opozycji schwytał kobietę pełniącą funkcję burmistrza, pomalował jej głowę na czerwono a następnie obciął włosy. Morales już 23 października oskarżył opozycję o to, że przygotowuje puczW niedzielę ogłosił on, że zgadza się na powtórzenie wyborów, a potem złożył dymisję na żądanie sformułowane przez głównodowodzącego armią i komendanta głównego policji.

W Boliwii trwa poważny kryzys instytucjonalny, bowiem w przypadku ustąpienia prezydenta, jego obowiązki obejmuje wiceprezydent, a jeśli i ten nie może lub nie chce sprawować władzy, funkcje głowy państwa przechodzą na przewodniczącego Senatu, gdy i ten nie wchodzi w grę, to przewodniczący izby niższej parlamentu – Izby Deputowanych. Jednak wiceprezydent Álvaro García Linera ogłosił rezygnację jednocześnie z Moralesem, a wkrótce po nim uczyniła tak przewodnicząca Senatu Adriana Salvatierra oraz przewodniczący drugiej parlamentarnej izby, Victor Borda. Boliwijskie prawo nie precyzuje, kto powinien wejść w rolę głowy państwa w takiej sytuacji. Obowiązki te przejęła wiceprzewodnicząca Senatu, Janine Agnes, która jednocześnie chce kierować pracami izby wyższej. Rezygnację Moralesa ze stanowiska prezydenta muszą teraz zatwierdzić obie izby boliwijskiego parlamentu. Ich posiedzenie zostało zwołane na wtorek, na godzinę 16 czasu miejscowego.

Pilnujemy wspólnych spraw

Zależymy od Twojego wsparcia
Wspieram Kresy.pl

Evo Morales zyskał popularność jako rzecznik chłopskich mieszkańców prowincji i ludności indiańskiej, z której sam się wywodzi. Jako taki był pierwszym prezydentem indiańskiego pochodzenia w Boliwii. Zdobył władzę w 2006 r. jako lider masowych protestów przedstawicieli biedniejszych kręgów społecznych oraz Indian, domagających się zwiększenia danin publicznych podmiotów eksploatujących boliwijskie złoża gazu ziemnego czy nawet ich nacjonalizacji, do czego Morales doprowadził. W wyborach w 2009 i 2014 r. Morales zwyciężał już w pierwszej turze.

theguardian.com/bbc.com/reuters.com/rt.com/kresy.pl

2 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply