Izrael najpewniej rozmieścił w pobliżu Białego Domu urządzenia szpiegujące, umożliwiające m.in. inwigilację telefonów komórkowych – ujawnił portal Politico, powołując się na kilku wysokich rangą amerykańskich oficjeli oraz nieoficjalne ustalenia m.in. FBI. Sprawa wyszła na jaw za prezydentury Donalda Trumpa.

W ciągu ostatnich dwóch lat rząd USA doszedł do wniosku, że to najprawdopodobniej Izrael stał za rozmieszczeniem urządzeń służących do inwigilacji telefonów komórkowych znalezionych w pobliżu Białego Domu, a także w innych „wrażliwych lokalizacjach” w Waszyngtonie. Sprawę opisał portal Politico, powołując się na znających szczegóły trzech wysokich rangą urzędników administracji USA.

Według portalu, chodzi o miniaturowe urządzenia szpiegujące, popularnie nazywane „płaszczkami” (ang. StingRays). Udają one zwykłe stacje bazowe, oszukując telefony komórkowe tak, by podawały im swoją lokalizację i dane identyfikacyjne. Formalnie nazywane są „międzynarodowymi mobilnymi modułami przechwytywania tożsamości subskrybentów” lub „przechwytywaczami IMSI”. Co więcej, potrafią one też przechwytywać treści połączeń i wykorzystanie danych.

Jak pisze Politico, urządzenia te prawdopodobnie miały służyć do szpiegowania prezydenta Donalda Trumpa, a także jego głównych doradców i osoby z najbliższego otoczenia. W tym kontekście wymienia się takie osoby, jak Steve Wynn, Sean Hannity czy Rudy Giuliani. Tak twierdzi przynajmniej jeden z byłych urzędników, który rozmawiał z portalem. Nie jest jednak jasne, czy starania Izraela były skuteczne.

Jeden z oficjeli powiedział, że inaczej niż w przypadku incydentów szpiegowskich dotyczących innych krajów, administracja Donalda Trumpa nie skrytykowała władz Izraela i nie wyciągnęła wobec nich żadnych konsekwencji.

Według Politico uważa się, że Trump dość luźno podchodzi do kwestii protokołów bezpieczeństwa stosowanych w Białym Domu. W ubiegłym roku informowano m.in., że prezydent często używał niedostatecznie zabezpieczonego telefonu komórkowego do komunikowania się ze znajomymi. Z kolei „New York Times” twierdził, że jego rozmowy są często podsłuchiwane przez Chińczyków, co Trump zdecydowanie odrzucił.

Do tego czasu, w ramach testów prowadzonych przez rząd, funkcjonariusze Departamentu Bezpieczeństwa Wewnętrznego odkryli, że na terenie Waszyngtonu rozmieszczone są urządzenia do inwigilacji, ale nie mogli przypisać ich do konkretnego właściciela. Swoją wiedzą podzielili się jednak z odpowiednimi agencjami federalnymi. Dzięki specjalistycznym analizom, FBI i inne agencje zajmujące się sprawą uznały, że urządzenia zainstalowali izraelscy agenci. Tak twierdzi kilku byłych urzędników, z których część wcześniej zajmowała wysokie stanowiska w wywiadzie i służbach bezpieczeństwa.

– Było całkiem jasne, że to Izraelczycy są za to odpowiedzialni – powiedział Politico były wysoki rangą oficjel ds. bezpieczeństwa.

Izraelska ambasada zaprzecza, jakoby Izrael instalował takie urządzenia: – Te twierdzenia to kompletny nonsens. Izrael nie prowadzi działań szpiegowskich w Stanach Zjednoczonych. Koniec, kropka.

Z kolei wysoki rangą urzędnik administracji Trumpa powiedział, że Biały Dom nie komentuje spraw dotyczących bezpieczeństwa czy wywiadu. FBI odmówiło Politico komentarza, zaś Secret Service i Departament Bezpieczeństwa Wewnętrznego w ogóle nie odpowiedziały na prośbę o komentarz. Jednocześnie, byli urzędnicy USA z głęboką znajomością spraw dotyczących wywiadu „wyśmiewają” twierdzenia strony izraelskiej, twierdząc że są oni znani z takiego „zaprzeczania pro forma”.

Inny z rozmówców portalu Politico zdradził, że administracja Trumpa dowiedziawszy się o ustaleniach FBI, nie podjęła żadnych działań, by choć „prywatnie skarcić” Izraelczyków, co uznał za bardzo nietypową reakcję.

Według jednego ze źródeł portalu, „Izraelczycy są całkiem agresywni” w kwestii prowadzenia operacji wywiadowczych, mających na celu pozyskanie informacji. Izrael często chce mieć nad Waszyngtonem przewagę w swoich „dyplomatycznych manewrach” z USA. – Chodzi im tylko o ochronę bezpieczeństwa państwa izraelskiego i robią wszystko, co uznają za konieczne dla osiągnięcia tego celu – cytuje jednego z urzędników Politico.

Portal zaznacza, że głównymi podejrzanym jest Izrael. Dodano, że analiza urządzeń raczej wyklucza Chińczyków. Zwrócono też uwagę, że nie każdy kraj może pozwolić sobie na tak kosztowną operację – a to także wskazuje na Izraelczyków.

Ponadto, jeden z byłych amerykańskich urzędników rządowych przyznał, że często miał wrażenie, że Izrael orientuje się w dyskusjach dotyczących polityki wewnętrznej USA – w kwestiach, które miały pozostać niejawne. – Były podejrzenia, że podsłuchują… trudno to było inaczej wytłumaczyć. (…) Sporadycznie były to zwroty, język, który jak nam się wydawało, pojawiał się tylko w szkicach przemówień i nigdy nie był publicznie używany, po czym jakiś izraelski oficjel powtarzał to nam (…) – powiedział.

PRZECZYTAJ: Izraelczycy „wściekli” na Trumpa z powodu tajnych informacji pokazanych Rosjanom

Portal zaznacza, że izraelscy oficjele w swoich rozmowach z Amerykanami „słusznie” zwracają uwagę, że USA regularnie zbiera informacje wywiadowcze na temat przywódców Izraela.

Przeczytaj: „Wall Street Journal”: USA podsłuchiwały izraelskiego premiera

Czytaj także: Media: USA miały na Kremlu szpiega, który miał dostęp do największych tajemnic

Politico.com / Kresy.pl

1 odpowieź

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Dodaj komentarz