Wileński Sąd Okręgowy wyda dziś orzeczenie w sprawie nadania jednej z wileńskich ulic imienia polskiego poety Juliana Tuwima. Przedstawiciele Samorządu Rejonu Wileńskiego spodziewają się, że dzisiejsza decyzja sądu położy kres trwającemu od sierpnia tego roku sporowi o zgodność z prawem postanowienia władz lokalnych.
Decyzja władz lokalnych została jednak zaskarżona przez byłego przedstawiciela litewskiego rządu na okręg wileński Jurgisa Jurkevičiusa. Jego zdaniem decyzja o nadaniu ulicy imienia polskiego poety była niezgodna z obowiązującym ustawodawstwem i musiała zostać cofnięta.
12 grudnia tego roku Wileński Okręgowy Sąd Administracyjny powrócił do omawiania sprawy administracyjnej dotyczącej nadania ulicy imienia polskiego poety. Przedstawiciele sądu zapoznali się z twórczością i działalnością Juliana Tuwima, i na podstawie zgromadzonych informacji zdecydowali o jego zasługach wobec Litwy, a tym samym o dalszym losie ulicy imiena poety. Dzisiaj poznamy ostateczną decyzję w tej sprawie, która, w opinii przedstawicieli Samorządu Rejonu Wileńskiego, ma położyć kres sporowi o ulicę.
“Wielka jest nasza ziemia – a nie ma na niej, jak długa i szeroka, takiego kilometra kwadratowego przestrzeni, na którym ludzie nie opłakiwaliby śmierci ukochanego nauczyciela, swego brata, obrońcy, nauczyciela, prawodawcy sumień – Józefa Stalina”.
🙂
Jeszcze się kiedyś rozsmucę,
Jeszcze do Ciebie powrócę,
Chrystusie…
Jeszcze tak strasznie zapłaczę,
Że przez łzy Ciebie zobaczę,
Chrystusie…
I taką wielką żałobą
Będę się żalił przed Tobą,
Chrystusie,
Że duch mój przed Tobą klęknie
I wtedy – serce mi pęknie,
Chrystusie…
też Julian Tuwim
jak by pierwszy tekst powstał w 1926 a drugi w 1953 to był by moim idolem
no cóż, ja nie osądzam wg dobrej cheścijańskiej zasady, a co miał w sercu gdy umierał Pan Bóg tylko wie, mnie się wydaje, że po prostu błądził i szukał, jak wielu “artystów”.
Dla mnie artysta jest takim samym człowiekiem jak robotnik budowlany piekarz czy szewc. Można pisać że robotnik który wstąpił do SB i wykorzystywał siłę swoich mięśni do utrwalania ustroju postąpił złe to intelektualista a raczej cała armia intelektualistów którzy utrwalali ustrój swoimi talentami tez postąpiła nie najlepiej. Co nie znaczy że odrzucam cały dorobek tych ludzi ich twórczość tak postępowanie nie.
Warto pamiętać o tym że żeby w latach 50 należeć do Związku (Zawodowego od 49) Literatów Polskich należało wydać jedną książkę i dwóch kolegów.
totez ja go i nie pochwalam, po prostu nie czynię się sędzia, jak mnie pamięć nie myli to gdzieś od końca lat 40-tych z niewielką przerwą Zbigniew Herbert też był członkiem tego związku, to kogo wydał? bo co to łatwo znaleźc 🙂
no to tu mnie Pan ma skrzywdziłem wielu tym ostatnim zdaniem. Ale nie uważam żeby artystyczna dusza usprawiedliwiał .Nie podzielam tez tego typu podejścia że jak nie żyliśmy w danych czasach albo nie wiemy jakimi pobudkami się ktoś kierował to nie mamy prawa mieć zdania na ten temat.Ograniczało by to historie to wypisywania suchych liczb i dat.
: ) toż i mówię, że nie usprawiedliwiam, również uważam, że każdy ma prawo mieć swoje zdanie (dla jasności jestem zwolennikiem lustracji), tyle, że jak się człowiek w to zagłębia to już w zależności od okresu różnie to wygląda, bo nie zaprzeczy Pan, że czym innym był ten powojenny stalinizm, a czym innym epoka Gierka. I ta ocena moim zdaniem wygląda inaczej, bo co innego iść na współpracę wówczas gdy za odmowę jakaś swołocz z NKWD albo rodzimego, głównie niestety żydowskiego wówczas „NKWD” wypaliła w łeb bez zastanowienia a czym innym jest zapisać się do partii, jak jeden z moich sąsiadów na wsi „bo mi szybciej eternit na stodołę dadzą”. Wydaje się że eternit na stodołę to głupstwo w porównaniu z wydawaniem własnych kolegów, ale dla mnie ten sąsiad to większa świnia.
Podam Panu przykład (kiedyś się tym interesowałem, a znajomy prowadzi badania na ten temat) – cichociemni, tych 300 chyba najbardziej „ideowych z ideowych” po wojnie z tych co do Polski wrócili przeważająca większość kapowała, tak było, ale czy ja mogę ich osądzać? No niech by spróbowali nie? Owszem poeci to nie cichociemni, ale może i ich odwagi nie mają.
Oczywiście trzeba mówić o każdej ciemnej stronie zwłaszcza tzw. osób publicznych, bo to kształtuje pogląd nasz o takiej osobie i trudniej wtedy różnym manipulatorom wcisnąć go nam jako „nieomylny autorytet” : )
100%prawda
pewien historyk opowiadał mi kiedyś historie o żołnierzu AK który wstąpił po wojnie do armii Berlinga.Awansował na oficera aż kiedyś oficer informacji wojskowej zaprosił go na rozmowę i przypomniał mu dawna przeszłość.Nie bili go, poprosili tylko o donoszenie na dowódcę Pułku odmówił w odpowiedzi usłyszał tylko że jutro na jego miejscu będzie siedziała jego brzemienna żona, podpisał.Chyba nikt w niego pierwszy kamieniem nie rzuci.Ale byli też tacy co sami szli na współpracę i takich osadzać można bez względu czy cichociemni czy poeci.
oczywiście do Berlinga mógł wstąpić tylko na wojnie
i co do samego Tuwima
w roku 45 albo 47 można było mieć jakieś ciepłe uczucia do ZSRR i socjalizmu szczególnie gdy miało sie Żydowskie korzenie ale pisanie pieśni pochwalnych dla Stalina w momencie gdy ujawnił już swój antysemityzm(w tym do kolegów po fachu tworzących w jidysz) wydaje mi się dziwne
Panie tutejszy.): Bardzo mnie Pan zaskoczył swoją opinią o tzw ,,Cichociemnych” w dodatku jak Pan pisze ten temat był w kręgu Pańskich zainteresowań nie będę tutaj polemizował ale prosiłbym Pana o dokonanie korekty na podstawie posiadanych wiadomości ilu faktycznie zostało zmuszonych do współpracy czy zmuszonych do podpisania lojalki.A ilu faktycznie współpracowało z UB.Ilu wybrało śmierć odmawiając współpracy.Gwoli ścisłości do Polski skakało 316 cichociemnych w tym 1 kobieta. Osobiście nie napotkałem na informację o kimkolwiek kto z własnej woli poszedł na współpracę z UB.Proszę popatrzyć na stawkę o jaką grali oni i sąsiada od eternitu(dla mnie to bydlę bez żadnych hamulców moralnych). Co do Tuwima to też eternit tyle że utalentowany.
Jeśli idzie o dokumentowanie losów cichociemnych oraz żołnierzy PSZ na Zachodzie, którzy wrócili do ojczyzny po wojnie, to zajmuje się tym Stowarzyszenie Ostoja ze Zwierzyńca w osobie Krzyśka A. Tochmana, pracownika IPN w Rzeszowie. W popularny i dostępny w sieci sposób mówił o losach cichociemnych w tym wywiadzie: http://tygodnik.onet.pl/35,0,61106,4,artykul.html
Po szczegóły odsyłam do jego publikacji, między innymi dwutomowego wielokrotnie wznawianego ‘Słownika Biograficznego Cichociemnych”, niedawno wyszła też jego praca o majorze Wacławie Kopisto, jednym z niezłomnych. W razie potrzeby dysponuję adresem.
Z ciekawostek, kapował między innymi znany zapewne wszystkim zainteresowanym tematem wołyńskiego ludobójstwa porucznik Michał Fijałka, cichociemny i żołnierz 27, który na Wołyniu zapisał swoją wspaniałą kartę, w 1956 czy 57 poszedł na współpracę, niestety. Mieszkał w Lublinie, a jeździł „spowiadać się” do Warszawy. Ot takie smutne losy. Życzę spokojnych Świąt.
Panie tutejszy.)Dziękuję za odpowiedż dla mnie osobiście nie jest w niej zawarta żadna tajemnica znam temat dogłębnie,Jednak dla Pokolenia 30- latków jest on dobrym uzupełnieniem i żródłem informacji szczególnie podany link gdyż brak wiedzy na ten temat u nich jest porażający.,,majorze Wacławie Kopisto, jednym z niezłomnych. W razie potrzeby dysponuję adresem” – proszę o jego przekazanie wiedzy nigdy za dużo. Życzę spokojnych Świąt.
🙂
Co do publikacji podsyłam skany kilku stron „oferty” Stowarzyszenia, adres poniżej, wklejam też kilka słów o wydawnictwie dotyczącym Żołnierzy PSZ na zachodzie, które kiedyś napisałem. Poniżej adres Stowarzyszenia. I jeszcze książka o majorze Kopisto, zapis biblio. i skan okładki.
Krzysztof A. Tochman, Major Wacław Kopisto, cichociemny, oficer AK, sybirak, Wydawnictwo Libra Rzeszów 2010
Obywatelskie Stowarzyszenie Ostoja
22-470 Zwierzyniec, ul. 1 Maja 31,
Mail: [email protected]
Dzieje niechcianych
Kresy Wschodnie – Ural – Kazachstan – Buzułuk – Iran – Palestyna – Włochy – Francja – Niemcy, albo: II Rzeczypospolita – most w Kutach, lub lesisty łuk Karpat – Rumunia – Węgry – Francja – Anglia – Niemcy. To trasy, które w latach II wojny światowej i po niej przebyły, zwykle nie z własnej woli, dziesiątki, jeśli nie setki tysięcy naszych rodaków. Część z nich była żołnierzami. Słali swymi trupami skały Monte Cassino i piaszczyste atlantyckie plaże, szli do tej, która jeszcze nie zginęła. Problem tylko w tym, że ona po wojnie nie była już tą sprzed wojny i nie czekała na swych obrońców z otwartymi rękami czy wojskową orkiestrą. Oni dobrze o tym wiedzieli, a mimo to wracali.
Losy 55-ciu z nich, żołnierzy Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie, przedstawia Krzysztof A. Tochman w swej ostatniej książce pt.: „Z ziemi obcej do Polski. Losy żołnierzy PSZ na Zachodzie, którzy powrócili do kraju po II wojnie światowej”. Jest to drugi tom, pierwszy ukazał się w 2006 roku. Autor jest historykiem pochodzącym ze Szczebrzeszyna, społecznikiem, niestrudzonym dokumentalistą losów cichociemnych (wydał wznawiany kilkakrotnie trzytomowy „Słownik Biograficzny Cichociemnych”, a także liczne ich wspomnienia). Od 1996 roku jest prezesem Obywatelskiego Stowarzyszenia OSTOJA ze Zwierzyńca.
Wspomniana książka opisuje losy wybranych 55 z ok. 211 tys. żołnierzy PSZ na Zachodzie. Są wśród nich kobiety i mężczyźni, strzelcy i generałowie. To losy tych, którzy świadomie wybrali ojczyznę, rodzinę, bliskich (mimo realnej groźby ze strony ówczesnych władz) porzucając niezbyt może obfity, ale bezpieczny i stabilny „chleb” na emigracji. Skąd wracali? „z różnych zakątków Europy, a nawet świata, głównie z Włoch, Wielkiej Brytanii, Francji, z Niemiec i ze Szwajcarii oraz Szwecji; z I i II Korpusu Polskich Sił Powietrznych i Marynarki Wojennej, internowania, a nawet niemieckiej niewoli, do której dostali się we Francji (1940f.), w Afryce czy pod Narvikiem lub na polach Normandii (1944r.).” A co ich czekało w odrodzonej ojczyźnie: „druty obozów dla repatriantów, niekiedy powtórne wywózki do Rosji Sowieckiej, komunistyczne kazamaty, procesy a w ich wyniku wieloletnie więzienia bądź nierzadko śmierć w imieniu ‘komunistycznej sprawiedliwości’ i sowieckiego ‘prawa’. Niemal nikt z nich nie uniknął innych form represji, a przede wszystkim ciągłych przesłuchań, inwigilacji, a nawet w niektórych przypadkach do 1990 roku trudności w znalezieniu pracy i zwalnianiu z pracy już podjętej.” Okoliczności łagodzących nie stanowiły tutaj zasługi bojowe (jak choćby ilość zestrzelonych niemieckich samolotów), ba, często były to dodatkowe okoliczności obciążające o czym przekonał się as polskiego lotnictwa generał Stanisław Skalski.
Dlaczego zatem wracali? Co ich pchało do takiego zda się desperackiego, irracjonalnego czynu?. Niech za odpowiedź posłużą słowa jednego z nich, majora Wacława Kopisto, cichociemnego: „należę do pokolenia, dla którego słowa Polska i Ojczyzna kojarzyły się zawsze z czymś wielkim i wręcz świętym. Miałem świadomość, że jako Polak jestem dłużnikiem tych wszystkich, którzy w powstaniach narodowych złożyli ofiarę życia lub cierpień i poniewierki dla wolności i niepodległości Polski…. Zostając oficerem Wojska Polskiego w Niepodległej Polsce nie wątpiłem w wartość ideałów, z których wyrosła II Rzeczpospolita. Kodeks oficerski w owych czasach wyrażał trzy słowa „Bóg”, „Honor”, „Ojczyzna”. Z nich wyrastała bezwzględna wierność przysiędze żołnierskiej i gotowość do ofiary nawet z własnego życia, jeżeli zajdzie taka potrzeba.”
Książkę tę szczególnie polecam … młodym. Tym, którzy drogę przebytą przez jej bohaterów odbywają w drugą stronę – na Zachód. By zadali sobie pytanie czy to aby właściwy kierunek i czy naprawdę warto. Niech w odpowiedzi pomogą im słowa majora Kopisto: „Nie oddajecie nigdy swojej duszy narodowej w cudze ręce, jeśli chcecie żyć godnie.”
Krzysztof Wojciechowski
Krzysztof A. Tochman, Z ziemi obcej do Polski. Losy żołnierzy PSZ na Zachodzie, którzy powrócili do kraju po II wojnie światowej, t II, Obywatelskie Stowarzyszenie OSTOJA, Zwierzyniec-Rzeszów-Londyn 2009, s. 512