Pod wieloma względami dzisiejsze wybory prezydenta Francji są wyjątkowe na przestrzeni całej historii V Republiki. Wyjątkowe jest także ich znaczenie dla innych państw Europy.

Po raz pierwszy w historii V Republiki, to jest od 1958 roku, urzędująca głowa państwa nie próbuje walczyć o reelekcję. Fakt, ten nie dziwi biorąc pod uwagę fatalne notowania obecnego prezydenta Francois Hollande’a. Okresami spadały one do kilku procent ocen pozytywnych co oznacza, że socjalista pobił wszystkie rekordy niepopularności. Partia Socjalistyczna właściwie nie miała innego wyboru jak tylko poszukać innego kandydata. Wystawiony przez Partię Socjalistyczną Benoit Hamon plasuje się jednak w sondażu dopiero na odległym piątym miejscu z 8% poparcia, jak wykazał sondaż Opinionway-Orpi dla Lech Echos i Radio Classique. Z lepszym wynikiem, ale dopiero na trzecim miejscu został w nim odnotowany kandydat centroprawicowych Republikanów François Fillon z 21% poparcia. To kolejne zjawisko bez precedensu – po raz pierwszy w historii V Republiki jest wysokie prawdopodobieństwo, że druga tura wyborów prezydenckich odbędzie się bez reprezentantów dwóch czołowych partii politycznych, przez lata wymieniających się u władzy, obsadzających fotel prezydenta i rząd. W ostatnim przedwyborczym sondażu reprezentantów politycznej elity wyprzedzili bowiem liberał Emmanuel Macron z 22% poparcia respondentów i przewodnicząca Frontu Narodowego Marine Le Pen z 21% poparcia. Stawkę czwórki faworytów zamyka radykalny lewicowiec Jean-Luc Mélenchon. 18% popierających go respondentów sugeruje, że i on ma szanse wejść do drugiej tury wyborów i powalczyć o najwyższy urząd.

[/uniset_ads_codeblock]

Podobny rozkład poparcia wykazał sondaż Ipsos Sopra-Steria dla France Télévisions i Radio France. Macron otrzymał w nim 24% głosów respondentów, Le Pen – 22%, Fillon i Melenchon po 19%. Także i w tym sondażu daleko w tyle został socjalista Hamon z 7,5% poparcia. Różnie poparcia między przodującą czwórką można określić jako pozostające w granicach błędu statystycznego, co oznacza, że cała czwórka ma szanse na wejście do drugiej tury, co również stanowi o wyjątkowości dzisiejszych wyborów.

Podobnie jest jeśli chodzi o jaskrawość podziałów ideowo-politycznych. Macron to niemal wzorcowy reprezentant globalistycznego establishmentu. Zwolennik dalszego przyjmowania imigrantów, zrzekania się suwerenności na rzecz federalizującej się Unii Europejskiej, zezwolenia na adopcję dzieci przez pary homoseksualne, ale też obniżenia podatków dla najbogatszych, “wolnego handlu” i przywilejów dla korporacji. Taka agenda nie dziwi u kogoś, kto choć reklamuje się jako kandydat spoza systemu, wykorzystując swój młody jak na polityka wiek (Macron ma 39 lat) jest częścią elity polityczno-biznesowej. W latach 2012-2014 Macron był zastępcą sekretarza generalnego administracji prezydenta Hollande’a, zaś w latach 2014-2016  ministrem gospodarki, przemysłu i cyfryzacji w socjalistycznym rządzie. Zdając sobie z niepopularności Partii Socjalistycznej, Macron założył w 2016 roku własny ruch “En Marche!” i wystartował jako kandydat niezależny. Zanim rozpoczął karierę polityczną Macron pracował w latach 2008-2012 dla banku rodziny rekinów finansjery Rotschildów – Rotschild&Cie Banque.

Naprzeciw Macrona staje Marine Le Pen, która niejednokrotnie przodowała już w sondażach. Wielu komentatorów twierdzi zresztą, że wobec medialnej nagonki na przewodniczącą Frontu Narodowego prowadzonej przez wszystkie media głównego nurtu od lewa do prawa, sondażowe poparcie dla niej może być wyraźnie niższe niż w rzeczywistości. Le Pen jest dokładnym przeciwieństwem Macrona. Jest liderką partii, która choć otrzymała w wyborach parlamentarnych prawie 14% głosów ma jedynie 2 deputowanych w Zgromadzeniu Narodowym. Wszystko przez specyficzny system wyborczy skrojony tak, aby eliminować przedstawicieli partii spoza głównego nurtu, czego establishment nawet nie ukrywa.

Le Pen w czasie kampanii wyborczej konsekwentnie powtarzała poglądy, które głosi od lat, a które wcześniej promował jej ojciec, założyciel FN Jean-Marie Le Pen. Domagała się natychmiastowego zatrzymania masowej imigracji, deportacji wszystkich imigrantów uznawanych przez służby za niebezpiecznych, natychmiastowego przywrócenia realnych kontroli na granicach. To ostatnie wiąże się zresztą z generalnym przywiązaniem Le Pen do ideału suwerenności państwa narodowego. Zapowiedziała już postawienie żądania renegocjacji traktatów europejskich, a w przypadku jego odrzucenia przez Brukselę, rozpisania referendum o opuszczeniu przez Francję Unii Europejskiej, które zresztą, wobec obecnych eurosceptycznych nastrojów Francuzów, miałoby szanse powodzenia. W płomiennym przemówieniu nazajutrz po czwartkowym zamachu Le Pen opowiedziała się też za zaostrzeniem polityki karnej tak aby “francuskie więzienia przestały być uniwersytetami islamizmu”, wzięciem pod lupę islamskiego kleru i całkowitym zakazem finansowania budowy meczetów i tworzenia instytucji muzułmańskich z zagranicy. Co ciekawe Le Pen wykazuje się też sprzeciwem wobec liberalnych koncepcji ekonomicznych. Wrażliwość społeczna pozwoliła jej zyskać spore poparcie wśród francuskich robotników, którzy stanowią istotną część jej elektoratu.

[/uniset_ads_codeblock]

Fillon to były premiera z ramienia centroprawicy w latach 2007-2012. Nieco niespodziewanie zdystansował innych chętnych do reprezentowania Republikanów w wyborach prezydenckich: byłego prezydenta Nicolasa Sarkozego i byłego premiera Alaina Juppe. Fillon forsuje najbardziej liberalną agendę programową jeśli chodzi o gospodarkę. Sprzeciwia się natomiast dalszemu zacieśnianiu integracji europejskiej. Wykazuje się także podobnymi do Le Pen poglądami na politykę wschodnią, opowiadając się za normalizacją stosunków z Rosją. Fillon miał spore szanse na sukces do czasu aż nie wybuchła afera związana z fikcyjnym zatrudnieniem jego żony, Penelope jako asystentki w parlamencie. Miała ona zarobić na tym stanowisku 900 tys. euro. Znacznie nadszarpnęło to popularność kandydata Republikanów.

Wśród faworytów jest także Melenchon. To weteran kolejnych szturmów prowadzonych na francuską scenę polityczną ze skrajnej lewicy. W przeszłości samorządowiec i parlamentarzysta z ramienia socjalistów, w 2008 roku opuścił Partię Socjalistyczną, uznając ją za zaprzedaną globalnemu kapitalizmowi. W wyborach prezydenckich w 2012 roku Melenchon, jako kandydat koalicji Frontu Lewicy, uzyskał 11,11% poparcia. Opowiadając się za zadecydowanie lewicowym programem gospodarczym, opartym na wysokim opodatkowaniu biznesu i zamożnych obywateli, aktywnej roli państwa gospodarce. Melenchon pozostaje jednocześnie przywiązany do suwerenności narodowej. Podobnie jak Le Pen domaga się zmiany traktatów europejskich i zapowiada wyprowadzenie Francji w UE w przypadku braku takiej reformy.

Bez powodzenia Melenchona próbował przebić Hamon. Zaproponował on wprowadzenie “płacy uniwersalnej” czyli wypłacania każdemu dorosłemu obywatelowi Francji 750 euro z państwowego budżetu. Kandydat socjalistów chciał także opodatkowania przedsiębiorstw wykorzystujących roboty odbierające pracę ludziom. Przedstawił również koncepcję “wizy humanitarnej” czyli praktycznie nieograniczonego przyjmowania kolejnych migrantów.

[/uniset_ads_codeblock]

Stanowisko Le Pen i Melenchona wobec Unii Europejskiej sprawia, że efekty dzisiejszych wyborów może odczuć cały kontynent. Francja jest jednym z założycieli i kluczowych państw UE. Trudno sobie wyobrazić przetrwanie Unii w przypadku jej opuszczenia przez Francuzów.

Karol Kaźmierczak

1 odpowieź

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply