„Rzeczpospolita” krytykuje postawę polskich eurodeputowanych, którzy próbowali zablokować działania KE ws. przyznania Ukrainie dodatkowych koncesji handlowych.

Parlament Europejski wraz z unijną Rada doszły do porozumienia ws. tzw. autonomicznych środków handlowych (ATM) dla Ukrainy. Polska była jednym z nielicznych krajów, które na posiedzeniach Rady sprzeciwiały się propozycjom Komisji Europejskiej. Nasz kraj został jednak przegłosowany. Później polscy eurodeputowani (zarówno z PiS, jak i z PO i PSL) próbowali utrącić propozycję Brukseli w Europarlamencie. Udało im się ja ograniczyć, ale została ona ostatecznie przyjęta.

PRZECZYTAJ: Unijne rozporządzenie umożliwi Ukrainie zalanie UE swoim zbożem? Strona polska jest na „nie”

Działania Polski ws. proukraińskich regulacji UE krytycznie opisał dziennik „Rzeczpospolita”. – (…) to, co nie udało się polskiemu rządowi, próbowali zrealizować polscy eurodeputowani w Parlamencie Europejskim. Na szczęście tylko z minimalnym skutkiem. Eurodeputowanym ze znaczącym udziałem Polaków nie udało się utrącić, a tylko ograniczyli proukraińską propozycję Brukseli – czytamy na stronach rp.pl. Dziennik zaznacza również, że Bruksela była „zdumiona” działaniami Polski.

Oferta ATM została przedstawiona przez Komisję Europejską we wrześniu 2016 roku, jako uzupełnienie obowiązującej od początku ub. roku Pogłębionej i Wszechstronnej Umowy o Wolnym Handlu (DCFTA) z Ukrainą.

Komisja stwierdziła jednak, że Ukrainie trzeba pomóc jeszcze bardziej, tłumacząc to konfliktem w Donbasie i złą sytuacją gospodarczą kraju. Zaproponowano więc dodatkowe koncesje handlowe m.in. w postaci rozszerzonych bezcłowych kontyngentów na te produkty rolne, które Ukraina z sukcesem eksportuje do UE. Chodziło głównie o zboża (pszenicę, jęczmień, kukurydzę), a także miód i przecier pomidorowy.

Przeczytaj: Ukraińska produkcja rolna zaleje Polskę – tego chce Bruksela

KE zarekomendowała zwiększenie kontyngentu dla pszenicy o 10 proc. – czyli o 100 tys. ton rocznie. Ponadto zaproponowała też kontyngenty bezcłowe dla produktu przemysłowego – mocznika. Tłumacząc to chęcią wspierania przeniesionej w inne miejsce produkcji nawozów.

Wcześniej, podczas obrad komisji rolnictwa PE zauważono, że argumentacja stosowana na rzecz rozszerzenia kontyngentów dla Ukrainy jest słaba. Generalnie sprowadzała się ona do stwierdzenia o „trudnej sytuacji ekonomicznej” w tym państwie i konieczności udzielenia mu pomocy.

Według nieoficjalnych informacji, poza Polską przeciwko koncesjom protestowały również Węgry, a także Bułgaria. Wszystkie te kraje zostały jednak przegłosowane.

Z kolei polscy eurodeputowani argumentowali, że propozycje KE wyrządzą poważną szkodę europejskim producentom. Ich zdaniem, są one także premiowaniem ukraińskich oligarchów. KE twierdziła zaś, że jej propozycja jest umiarkowana i dobrze wyważa interesy obu stron. Ostatecznie, w ramach kompromisu, z listy wykreślono mocznik. Pozostawiono pszenicę i przecier pomidorowy, obniżając jednak wysokość dodatkowych bezcłowych kontyngentów (odpowiednio 100 tys. ton do 65 tys. ton oraz z 5 tys. do 3 tys. ton).

„Rzeczpospolita” za Ukrainą

„Rzeczpospolita” zdecydowanie krytykuje działania polskich europosłów. Krzysztof Adam Kowalczyk, szef działu ekonomicznego dziennika w tekście „Giedroyc przegrywa z przecierem” w kpiącym tonie stwierdza, że „Polska nie przeleje za Ukrainę nawet kropli przecieru pomidorowego”.

– Tak można ująć postawę polskich władz i europarlamentarzystów z PO, PiS i PSL, których ponadpartyjna koalicja doprowadziła do ograniczenia unijnych ułatwień handlowych dla naszego wschodniego sąsiada – pisze dziennikarz. – Zaskakująca to postawa wobec Ukraińców, którzy przelewając w Donbasie krew za swój kraj, w pewnym sensie walczą też w naszej obronie.

Kowalczyk stwierdził, że jako ostatni wystąpiłby przeciwko polskim przedsiębiorcom, „ale w przypadku relacji z Kijowem są sprawy ważne i ważniejsze”.

– Tą ważniejszą jest istnienie między Rosją i Polską niepodległej, przyjaźnie nastawionej do naszego kraju Ukrainy. A to zależy od siły tamtejszej gospodarki. Skoro więc w myśl idei Giedroycia pogodziliśmy się z utratą Lwowa, możemy chyba pogodzić się z tym, że polskie produkty spożywcze konkurować będą na polskim i unijnym rynku z produktami znad Dniepru stwierdza Kowalczyk na łamach dziennika „Rzeczpospolita”.

Co grozi polskim rolnikom

Jak informowaliśmy wcześniej, prezes Krajowej Rady Izb Rolniczych Wiktor Szmulewicz uważa, że ukraińska żywność, na którą Komisja Europejska zwiększyła bezcłowe kwoty eksportowe, zagrozi polskim rolnikom. Podkreśla, że decyzją Unii Europejskiej ukraińska żywność będzie mogła szerokim strumieniem wpływać do polski. Dzięki temu dojdzie do podwojenia ukraińskiego eksportu zbóż do UE, który i tak jest już teraz ogromny.

Zdaniem prezesa ukraińskie kontyngenty w pierwszej kolejności trafiają do Polski – mogą zdestabilizować rynek. Dodał także, że już w zeszłym roku ukraińska żywność, zwłaszcza zboże wywołało poważne problemy. Wskazuje, że z powodu decyzji Komisji Europejskiej sytuacja w tym roku może być jeszcze gorsza.

Ukraińska żywność stanowi problem także według eurodeputowanego PSL Czesława Siekierskiego. Jego zdaniem koncesje na bezcłową ukraińską żywność odbiją się na polskim rolnictwie. Po raz kolejny Unia Europejska poświęca rolnictwo – powiedział Siekierski. Zdaniem europosła UE pozwala Ukrainie na ustępstwa w rolnictwie, ponieważ nie może jej nic zaoferować w kwestiach politycznych

Ponadto, jak dowiedziała się dziennikarka RMF FM Katarzyna Szymańska-Borginon na ustalenie wysokich limitów bezcłowego importu z Ukrainy najbardziej naciskały Niemcy. – Berlin naciskał na solidarność z Ukrainą, bo w lipcu jest szczyt Kijów-Bruksela i trzeba było pokazać, że coś dajemy – portal cytuje anonimowego dyplomatę. „Niemcy wspierają Ukrainę kosztem polskich rolników, sami tracą niewiele, bo w skali UE import z Ukrainy jest znikomy, jednak dla polskich rolników – zwłaszcza ze wschodniej części kraju – to będzie katastrofa” – ostrzegał z kolei anonimowy urzędnik Parlamentu Europejskiego.

Polski samorząd rolniczy, w tym Krajowa Rada Izb Rolniczych czy Lubelska Izba Rolnicza apelowały o zatamowanie strumienia ukraińskiego zboża. Polscy rolnicy podkreślają, że zboże z Ukrainy trafia głównie do Polski – zwłaszcza do województw wschodnich. Powoduje to obniżkę cen polskiego ziarna, na czym tracą miejscowi rolnicy.

POLSCY ROLNICY ALARMUJĄ

Jak wynika z danych przedstawionych przez rolników, za tonę kukurydzy w województwach lubelskim i podkarpackim skupy płacą blisko 500 złotych. Podczas gdy średnia krajowa to około 680 złotych. Rolnicy zaapelowali do polityków o uruchomienie specjalnych dopłat dla gospodarzy z regionów graniczących z Ukrainą. Domagają się również od Unii Europejskiej podniesienia cen interwencyjnych skupu pszenicy i kukurydzy ze 101 do 150 euro, na co jednak nie zgadza się Bruksela.

Już wcześniej „Nasz Dziennik” pisał, że Polsce zagraża zalew ukraińskiego zboża, a jeśli rządowi nie uda się zahamować nielegalnego importu zboża z Ukrainy, to polscy rolnicy poniosą ogromne straty.

Podawano, że według oficjalnych danych ministerstwa rolnictwa problem teoretycznie nie jest znaczący. W 2015 roku import zbóż do Polski wyniósł 1,2 miliona ton, z czego z Ukrainy – 169 tys. ton (głównie kukurydzy). Ilości te są sprzedawane przez Ukraińców Polsce w ramach bezcłowych kontyngentów wynegocjowanych przez Kijów z Brukselą. Jak jednak podkreśla prezes Krajowej Rady Izb Rolniczych Wiktor Szmulewicz, kontrole dotyczą tylko granicy polsko-ukraińskiej. Nie ma zaś prawnych możliwości ścisłego kontrolowania transportów ze zbożem, które trafia do nas z innych państw unijnych, np. ze Słowacji. Zboże jest zaś przywożone do krajów leżących na południe od nas z Ukrainy, a następnie wwożone do Polski.

Jak informowaliśmy wcześniej, polscy rolnicy krytycznie odnoszą się do planów Komisji Europejskiej, która chce poszerzenia kwot eksportu do UE ukraińskich towarów, głównie zbóż i nawozów. KE tłumaczyła, że chce w ten sposób pomóc Ukrainie i forsuje jak najszybsze wdrożenie tych planów. UE zamierza szerzej otworzyć drzwi na produkty rolne oraz nawozy z Ukrainy. W ten sposób chce pomóc ukraińskiej gospodarce, która boryka się szeregiem problemów. Polscy rolnicy uważają, że tańsze ukraińskie produkty rolne mogą doprowadzić do spadku cen na rynku europejskim.

PRZECZYTAJ: Ekspert: Ukraina jest wielkim zagrożeniem dla polskiego rolnictwa i polskich rolników

Wcześniej informowaliśmy, że w branży rolniczej pojawiają się skargi, że z Ukrainy do Polski trafiają ilości zboża znacznie przekraczające limity bezcłowych kontyngentów ze wschodu. Powoduje to spadek cen skupu ziarna od polskich rolników.

Rp.pl / Kresy.pl

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply