Firma z Warszawy z pozwoleniem na handel bronią od MSWiA sprowadziła z Serbii 30 tys. pocisków do moździerzy, nie zamówionych przez polskie wojsko, które trafiły na Ukrainę – pisze „DGP”. Zaznacza, że firma ta wmieszała Polskę w międzynarodowy skandal.

Jak zauważa „Dziennik Gazeta Prawna”, informacje dotyczące nielegalnego eksportu broni z Serbii na Ukrainę podała pod koniec listopada prorosyjska blogerka z Bułgarii. Kilka dni później te rewelacje potwierdził prezydent Serbii Aleksandar Vučić, choć jeszcze parę tygodni wcześniej zapewniał, że Serbia nie dostarczała broni na Ukrainę. W międzyczasie oponenci polityczni prezydenta zaczęli publikować dokumenty potwierdzające, że deal był.

Wówczas broniąc się Vučić oświadczył, że Serbia co prawda sprzedawała pociski moździerzowe kal. 60 mm powiązanej z Ukraińcami firmie Petralink, zarejestrowanej na Cyprze, ale twierdził, że ostatecznym odbiorcą miała być firma Nattan z Warszawy. Serbski prezydent dodał, że jego kraj nie ponosi odpowiedzialności za reeksport broni do państw trzecich, choć „ostateczny odbiorca nie może tego robić bez poinformowania nas o tym”. Również ze MSW Serbii Nebojša Stefanović powiedział, że cóż Serbia ma poradzić na to, że trzecie państwo sprzedaje ich broń Ukrainie.

 

Sam Vučić twierdził, że umowy ws. transakcji są czyste, a serbskie służby poinformowały rosyjski wywiad, że Polska lub inny kraj mogły dokonać reeksportu.

„DGP” zwróciła się w tej sprawie z zapytaniem do polskiego MSZ, które jednak nie odpowiedziało. Gazeta zdołała jednak potwierdzić autentyczność dokumentów, opublikowanych przez opozycyjną serbską posłankę Marinkę Tepić. Dowodzą one, że handlowano pociskami moździerzowymi, pozyskanymi przez serbski Tehnoremont (zarejestrowany w prywatnym domu w Temerinie) z fabryki broni Krušik z Valjeva.

Do procederu miało dojść w 2016 roku, a sprawą operacyjnie miała się zajmować spółka Nattan. Według dokumentów, firma ta była ostatecznym odbiorcą pocisków moździerzowych M73 HE KV kal. 60 mm od serbskiej firmy Tehnoremont za pośrednictwem cypryjskiej Petralink. Szefem tej ostatniej firmy jest Wołodymyr Petenko, niegdyś wysokiej rangi menedżer w ukraińskich koncernach zbrojeniowych Ukroboronoprom i Ukrspeceksport. Z kolei deal w sprawie pocisków moździerzowych miał w całości z Serbami domykać Ukrainiec o nazwisku Witalij Dementiew

Gazeta ujawniła jednak, że pociski nie zostały w Polsce, ale trafiły do Donbasu, choć dokumenty dowodzą, że Nattan, który ma legalne pozwolenie na obrót materiałami specjalnymi kupił pociski w Serbii, zarazem zobowiązując się, że nie będzie ich reeksportował. Jednocześnie, żadne oficjalne polskie struktury takiej amunicji nie zamawiały.

Co ciekawe, z informacji uzyskanych od „DGP” od MSW wynika, że są dwa koncesjonowane podmioty o nazwie Nattan, do tego zarejestrowane pod tym samym adresem w Warszawie. Chodzi jednak o firmę z numerem koncesji B-061/2013 – to ona figuruje w dokumentach.

W innych sprawach dziennikarzy odesłano do Ministerstwa Rozwoju, a stamtąd do MSZ, które milczy – podobnie jak spółka Nattan oraz ukraińskie resorty dyplomacji i obrony.

Co więcej, w ramach ostatniej afery w ukraińskiej zbrojeniówce i zawyżania cen za dostarczany armii sprzęt, to właśnie takie firmy jak Petralink czy Nattan miały stać za „podwyżkami”. Uwagę zwraca to, że jak dowiedzieli się dziennikarze, kilka miesięcy temu firma Nattan zaczęła dość pospiesznie „ewakuować” się ze swojej siedziby na warszawskiej Woli, co miało miejsce mniej więcej w czasie, gdy pojawiły się pierwsze dokumenty świadczące o jej współpracy z Petralink i Ukraińcami. Przypomnijmy, że jak pisaliśmy, w październiku br. funkcjonariusze Narodowego Biura Antykorupcyjnego Ukrainy zatrzymali Ołeha Hładkowskiego (Gładkowskiego) vel Swiniarczuka – bliskiego współpracownika byłego prezydenta Petra Poroszenki, ex-wiceszefa Rady Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony, zamieszanego w wielką aferę korupcyjną w ukraińskiej armii.

Hładkowski vel Swiniarczuk był bliskim współpracownikiem byłego prezydenta Petra Poroszenki, zamieszanym w ujawnioną przed blisko rokiem wielką aferę korupcyjną w ukraińskiej armii, która mocno przepłacała za części zamienne, w tym przemycane z Rosji. Dostawy tych ostatnich organizował jego syn, a wszystko miało odbywać się za porozumieniem z rządowymi oficjelami. Poprzez łańcuszek firm części trafiały do ukraińskiego wojska po cenie 2-4 razy wyższej niż normalnie. W grę mogły wchodzić sumy rzędu kilkuset milionów hrywien, a nawet wyższe. Przestępczy proceder miał zacząć się w 2015 roku, a w lutym 2018 roku sprawę opisywał New York Times. Brak zdecydowanych działań służb i samego prezydenta wobec Hładkowskiego vel Swiniarczuka oraz spóźnione reakcje Poroszenki wzbudziły oburzenie na Ukrainie, szczególnie w środowiskach nacjonalistycznych, głównie Korpusu Narodowego. Zdaniem komentatorów, sprawa Hładkowskiego przyczyniła się do porażki Poroszenki w wyborach prezydenckich.

PRZECZYTAJ: Ukraińcy przyznali że dostają broń z zagranicy

Jeden z informatorów „DGP” twierdzi, że afera z serbską bronią na Ukrainie wybuchła przed rozmowami w formacie normandzkim w Paryżu, najpewniej w celu skompromitowania władz w Kijowie. Osoba ta przyznaje, że to źle, iż w tym kontekście pojawiła się polska firma, najpewniej służąc jako „podmiot, który nie miał znaczenia z punktu widzenia polityki zaopatrzenia ukraińskich sił zbrojnych”, ale „miał po prostu zawyżyć cenę dostawy na Ukrainę”.

Według informatora gazety, ukraiński schemat polegał na tym, że państwowa spółka zamawiała towar przez pośrednika w Polsce lub na Cyprze, „który nie robi nic poza pobraniem prowizji i wypłaceniem jej menedżerom zaangażowanym w proceder wyłudzania pieniędzy z budżetu ukraińskiego ministerstwa obrony”. Dodaje, że ludzie z polskiej firmy mogli nawet nigdy nie widzieć tych serbskich pocisków na oczy i posłużyli jako słupy. Źródło to przypomina też o podobnej aferze z 2017 roku z udziałem firmy Optimumspecdetali, zarejestrowanej jako jedna z setki innych, fikcyjnych w prywatnym domu w małej wsi na Ukrainie, która była pośrednikiem służącym do zawyżania cen na uzbrojenie lub elementy uzbrojenia sprowadzanych z Rosji.

Pilnujemy wspólnych spraw

Zależymy od Twojego wsparcia
Wspieram Kresy.pl
 

Przeczytaj: Patologiczne związki

Pociski kupiona poprzez pośrednika z Polski zostały przejęte w Donbasie przez separatystów, którzy nagłośnili tę sprawę.

W 2017 roku portal WP.pl w oparciu o ustalenia dziennikarzy śledczych z Organized Crime and Corruption Reporting Project opisał, jak na przykładzie ukraińskich firm wygląda „pranie broni”, pochodzącej z Europy Środkowej i Wschodniej i trafiającej do Afryki. Jak pisaliśmy, według dziennikarzy śledczych działających w ramach projektu, w 2015 roku polska firma sprzedała Ukrainie ponad 50 pojazdów opancerzonych BRDM-2. Ustalono, że zaledwie kilka miesięcy później trafiły one do Afryki. Prawdopodobnie m.in. do Sudanu i Sudanu Południowego, które są objęte embargiem.

DGP / gazetaprawna.pl / Kresy.pl

2 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply