Czy tu leży „Inka”?

Na cmentarzu Garnizonowym w Gdańsku ruszyły prace poszukiwawcze grobów Danuty Siedzikówny „Inki” i mjr. Feliksa Selmanowicza „Zagończyka”

– Na gdańskim cmentarzu rozpoczyna się pierwszy dzień poszukiwań ofiar zbrodni komunistycznych – w ten sposób zwrócił się do dziennikarzy dr hab. Mirosław Golon z gdańskiego IPN.

To na nim spoczywa Danuta Siedzikówna, nastoletnia ofiara mordu sądowego, stracona 28 sierpnia 1946 r., i jej bezpośredni przełożony Feliks Selmanowicz „Zagończyk” – podkomendni dowódcy 5. Wileńskiej Brygady Armii Krajowej mjr. Zygmunta Szendzielarza „Łupaszki”.

– Za płotem widzą państwo piękny, zadbany, przyozdobiony też artystycznie wspaniały cmentarz żołnierzy radzieckich w centrum Gdańska. Takich cmentarzy mamy w Polsce tysiące. Jeden z największych i najpiękniej ostatnio odnowionych jest w Braniewie – ponad 30 tys. pochówków. O pamięć o nich dbało przez kilkadziesiąt lat nasze państwo. Ta sama pamięć, ta sama troska należy się także naszym żołnierzom – mówił Golon.

Profesor Krzysztof Szwagrzyk, pełnomocnik prezesa IPN ds. poszukiwań miejsc pochówku ofiar terroru komunistycznego, który kieruje pracami na cmentarzu w Gdańsku, zapowiada, że potrwają one około dwóch tygodni. – W ciągu najbliższych 10 dni, może trochę dłużej, będziemy starali się odnaleźć miejsce, gdzie w 1946 r. komuniści gdzieś w dole umieścili szczątki wyjątkowej dziewczyny i „Zagończyka”. Wierzę, że nam się to uda – zapowiada Szwagrzyk.

Trzy warstwy pochówków

Prace poszukiwawcze odbywają się w miejscu, gdzie od połowy lat 90. rozpoczęto ponowne pochówki. Sama zaś kwatera jest jeszcze starsza, bo pochodzi z lat 20. i 30. XX wieku.

– Tutaj pod nami są te pochówki sprzed kilkudziesięciu lat, a to oznacza, że znajdujemy się na miejscu, gdzie mamy do czynienia z trzema warstwami pochówków: tymi przedwojennymi, tymi z lat 40. i tymi z lat 90. To stwarza ogromną skalę problemu – powiedział prof. Szwagrzyk.

Archeolodzy założyli wczoraj trzy wykopy sondażowe. Po kilku godzinach pracy okazało się, że wszędzie na metr głębokości zalegają warstwy gruzu i rozmaitych śmieci, które rzucano tu przez kilkadziesiąt lat. Dzisiaj archeolodzy muszą przebijać się przez te warstwy.

– Widzimy, że tego obszaru, gdzie możemy prowadzić prace sondażowe, jest niezwykle mało, są to bardzo wąskie przestrzenie. Najszersza przestrzeń jest pod chodnikiem, na którym stoimy, ta również zostanie przebadana –tłumaczy Szwagrzyk.

Dopiero wtedy, gdy pod chodnikiem nie uda się nic znaleźć, ekipa zacznie kopać pod symbolicznymi nagrobkami „Inki” i „Zagończyka”. Może się zdarzyć, że szczątki ofiar zostaną znalezione gdzieś między współczesnymi grobami. W takiej sytuacji współczesne pochówki zostaną czasowo przeniesione.

– Jesteśmy zdeterminowani, a to oznacza, że podejmiemy każde działania, które uznamy za stosowne. Minimalna szerokość do kopania to ok. 1 metra. Jeśli mamy mniejszą przestrzeń, nie możemy w tym miejscu tych prac rozpocząć – mówi Szwagrzyk.

W ocenie historyka, istnieje kilka przesłanek, które mogą pomóc w identyfikacji pochówków „Inki” i „Zagończyka”. Ich szczątki mogą leżeć obok siebie, czaszki mogą nosić ślady po postrzałach, może to być jedna jama grobowa lub dwa doły sąsiadujące ze sobą.

– Oczywiście bez badań genetycznych nie potwierdzimy i nie ogłosimy, ale sami będziemy mogli powiedzieć, że mogą to być szczątki „Inki” i „Zagończyka” – opowiada historyk. W tamtym okresie więźniów chowano również pod określonymi numerami. – To jest taka specyfika gdańska, którą dostrzegliśmy także na nekropoliach wrocławskich. Jeżeli tak, to moglibyśmy odnaleźć w niektórych miejscach cementowe tabliczki z pewnymi numerami. To byłoby wyjątkowe dla nas zdarzenie i na to liczymy – zaznacza profesor.

Istnieje ponad dwadzieścia przypadków z tego cmentarza więźniów straconych w latach 1946-1948, przy których takie tabliczki z numerami umieszczono. Gdyby archeolodzy znaleźli podobne oznaczenia w dołach w Gdańsku, mogliby z dużym prawdopodobieństwem stwierdzić, kto w nich spoczywa.

IPN apeluje do wszystkich, którzy utracili swoich bliskich w okresie komunizmu na terenie Gdańska, by zgłaszali się z próbkami materiału genetycznego do porównań.

Na cmentarzu garnizonowym oprócz „Inki” i „Zagończyka” jest pogrzebanych co najmniej kilkunastu więźniów skazanych na śmierć. Są wśród nich przedstawiciele kilku regionalnych grup niepodległościowych.

Zawodowej ekipie pomagają wolontariusze z Trójmiasta, Warszawy, Wrocławia i Malborka.

– „Inka” jest taką postacią, która wyzwala szczególne emocje, i wiem, że kolejne osoby już do nas dojeżdżają. Chcą mieć tutaj swój, nawet chwilowy, udział w pracach poszukiwawczych – tłumaczy prof. Krzysztof Szwagrzyk.

– Wyrażam wdzięczność i zadowolenie, że prokuratorzy pionu śledczego IPN mogą współpracować z panem profesorem Szwagrzykiem w ujawnianiu zbrodni komunistycznych. Danuta Siedzikówna padła ofiarą systemu komunistycznego poprzez niesprawiedliwy wyrok. Wyrażam przekonanie, że obecność nas, prokuratorów, i współdziałanie z panem profesorem w ustaleniu okoliczności i miejsca pochówku tej ofiary uczyni zadość sprawiedliwości Rzeczypospolitej Polskiej – powiedział prok. Dariusz Gabrel. Szef pionu śledczego IPN dodał, że prokuratorzy są przekonani, że tylko wyjaśnienie zbrodni komunistycznych pozwoli na uzdrowienie wymiaru sprawiedliwości w Polsce.

W konferencji na cmentarzu w Gdańsku wzięli również udział prok. Maciej Schulz, naczelnik Oddziałowej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Gdańsku, oraz prok. Mirosław Roda, bezpośrednio współpracujący z ekipą poszukiwawczą.

Piotr Czartoryski-Sziler

“Nasz Dziennik”

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply