Białoruskie MSZ poinformowało w czwartek, że do działu prasowego wpłynęło już ponad 300 wniosków od zagranicznych dziennikarzy o udzielenie tymczasowej akredytacji na grudniowe wybory prezydenckie. Rzecznik prasowy białoruskiego ministerstwa Andrej Sawinych powiedział na konferencji prasowej, że zwykle w ciągu miesiąca o akredytacje zwraca się od 30 do 40 przedstawicieli zagranicznych mediów.

Według rzecznika w najbliższych tygodniach liczba chętnych do pracy w Mińsku podczas wyborów prezydenckich będzie tylko rosnąć.

– Służba prasowa jest zasypana tymi wnioskami, ale staramy się pracować wydajnie, by zadowolić wszystkie – powiedział.

Obecnie na Białorusi pracuje około 220 korespondentów zagranicznych środków masowego przekazu mających stałe akredytacje. W ostatnich tygodniach zdarzyło się jednak kilka przypadków, gdy ministerstwo nie przedłużyło akredytacji zagranicznym dziennikarzom piszącym o sytuacji w kraju nie po myśli władz w Mińsku. W ubiegłym miesiącu możliwości pracy na Białorusi został pozbawiony korespondent rozgłośni „Gołos Rossii” Jewgienij Ogurcow, zaś kilka dni temu akredytacji nie udzielono korespondentowi “Gazety Wyborczej” Andrzejowi Poczobuttowi. W jego przypadku białoruskie władze argumentowały odmowę tym, że złamał białoruskie prawo prasowe pracując bez akredytacji. Jednak jednocześnie akredytacji odmówiono fotokorespondentowi “Gazety Wyborczej”, który nigdy wcześniej na Białorusi nie pracował.

Andrzej Poczobutt tłumaczy te odmowy tym, że reżimowi Łukaszenki zależy na stworzeniu ładnego obrazka z grudniowych wyborów prezydenckich na użytek zewnętrzny – po to, by fałszerstwa wyborcze i łamanie praw człowieka pozostawały w cieniu.

Michał Janczuk/TV Biełsat

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply