Siły amerykańskie i międzynarodowe w północno-wschodniej Syrii zostały zaatakowane przy użyciu dronów i rakiet co najmniej cztery razy w ciągu ostatnich 24 godzin. Nie było ofiar w ludziach, a jedynie niewielkie szkody, poinformował w poniedziałek urzędnik wojskowy USA.
Jak przekazała w poniedziałek agencja prasowa Reuters powołując się na amerykańskiego urzędnika, siły amerykańskie i międzynarodowe w północno-wschodniej Syrii zostały zaatakowane przy użyciu dronów i rakiet co najmniej cztery razy w ciągu ostatnich 24 godzin, choć nie było ofiar w ludziach, a jedynie niewielkie szkody.
W niedzielę wieczorem siły amerykańskie zostały zaatakowane trzykrotnie, w tym w pobliżu pola naftowego Al Omar i amerykańskiej bazy w al-Shaddadi – powiedział urzędnik agencji Reuters.
Zobacz też: Amerykanie przeprowadzili naloty na obiekty w Syrii
Urzędnik poinformował, że w poniedziałek rano w kierunku sił amerykańskich w strefie lądowania w Rumalyn wystrzelono wiele dronów. Jeden dron został zestrzelony, ale inny uszkodził cztery namioty.
Stany Zjednoczone przeprowadziły w niedzielę dwa ataki powietrzne na obiekty, które według nich były wykorzystywane przez grupy sprzymierzone z Iranem.
Od początku października wojska amerykańskie i koalicyjne zostały zaatakowane w Iraku i Syrii co najmniej 40 razy. W oświadczeniach grup bojowników stwierdzono, że ataki są odpowiedzią na wsparcie USA dla Izraela w wojnie w Gazie.
Jak dotąd co najmniej 56 pracowników USA odniosło różnego rodzaju obrażenia, od drobnych ran po urazowe uszkodzenia mózgu, mimo towszyscy wrócili do służby – twierdzi Pentagon.
Stany Zjednoczone obwiniają za ataki grupy wspierane przez Iran, co Teheran odrzuca, twierdząc, że grupy te działają na własną rękę.
Stany Zjednoczone stacjonują 900 żołnierzy w Syrii i 2500 kolejnych w sąsiednim Iraku, którzy według nich pełnią misję doradzania i wspierania lokalnych sił próbujących zapobiec odrodzeniu się Państwa Islamskiego.
Analitycy ds. bezpieczeństwa twierdzą, że rosną obawy, że konflikt Izrael-Hamas może rozprzestrzenić się na Bliski Wschód i zamienić wojska amerykańskie w odizolowanych bazach w cele.
Rzecznik Rady Bezpieczeństwa Narodowego USA John Kirby powiedział, że prezydent Biden jest zdecydowany utrzymać wojska amerykańskie w Syrii, nawet w obliczu ataków Irańczyków, bądź frakcji powiązanych z Iranem. „Zawsze będziemy działać w celu obrony naszych żołnierzy i naszych obiektów” – Kirby powiedział w programie CBS „Face the Nation”.
Kirby dodał, że Biden jest „absolutnie” zaangażowany w utrzymanie wojsk amerykańskich w Syrii, gdzie stacjonują, by walczyć z członkami Państwa Islamskiego”. Jak dodał – „Oto, co się nie zmieni… misja w sprawie ISIS się nie zmieni” bowiem „mamy w Syrii mniej niż tysiąc żołnierzy, którzy ścigają tę sieć, która jest, choć znacznie pomniejszona, wciąż żywotna i nadal krytycznie ważna”.
Kresy.pl/Reuters
Proste pytanie .A co tam jeszcze robia Amerykanie(oczywiście poza rabunkiem ropy)?Ktos ich tam zaprosił? Pozwolił na budowę baz? Czy nadal udaja że “walczą” z ISIS?
Kto ich tam wie kto ich zaatakował – może sami to zrobili rękami terrorystów opłaconych swoimi kanałami z puli przeznaczonej na tajne akcje terrorystyczne CIA. Tworzą fakty dokonane podobnie jak w Iraku za Saddama i Libii Kadaffiego. Robią zamieszanie pod obalenie Assada w czym pomaga francuzki sąd oskarżający go o użycie broni chemicznej na ludność cywilną w jednym z miast Syrii. Wypisz wymaluj powtórka z Iraku tylko tym razem Assad ma ochronę militarna Rosji.
Złodziei trzeba jakoś przegonić.