W najbardziej kluczowym momencie, zamiast wypłacić sobie dywidendę z tytułu trzymania pakietu kontrolnego w udziałach Marszu Niepodległości, narodowcy oddali za darmo większość jego akcji opcji rządzącej z PiS-u – pisze Marcin Skalski.

Jeszcze około tygodnia temu prezydent Andrzej Duda zarzekał się, że nie będzie go na Marszu Niepodległości 11 listopada w Warszawie. „Zdecydował napięty kalendarz” – mówił rzecznik prezydenta, Błażej Spychalski. Wcześniej Andrzej Duda konsekwentnie ignorował narodowców oraz inne rzeczywiście niepokorne środowiska w rodzaju Kresowian, gdy chodziło o osobowy skład komitetu obchodów 100. rocznicy odzyskania niepodległości. Andrzejowi Dudzie bliżej niż do Kresowian czy narodowców było do „Zielonych”, opozycji „totalnej” czy mniejszości narodowych. Narodowcy nie mieli prawie żadnych argumentów, by oponować lub wpłynąć na zmianę stanu rzeczy.

Na wiosnę tego roku prezydent USA Donald Trump spotkał się z przywódcą Korei Północnej Kim Dzong Unem. Małe i wciąż relatywnie biedne państwo azjatyckie miało tylko jeden argument, dzięki któremu potężne Stany Zjednoczone i KRLD usiadły do stołu rokowań. To północnokoreańskie głowice nuklearne uczyniły z Kim Dzong Una męża stanu równego rangą Donaldowi Trumpowi.

Dlaczego warto w tym miejscu przypomnieć o przyczynach szczytu Trump-Kim? Ponieważ na podobnej zasadzie doszło do spotkania wysokich rangą urzędników państwowych z organizatorami Marszu Niepodległości. To nie nagły przypływ sympatii czy wyrazy szczególnego uznania dla narodowców skłoniły stronę rządowo-prezydencką do rokowań. Po stronie narodowej najwyraźniej nikomu nie przyszło do głowy, że skoro władza chce siąść do stołu rokowań, to czegoś się boi i ma coś do stracenia.

Jeszcze 8 listopada Krzysztof Bosak cytował na Twitterze opinię konstytucjonalisty prof. Ryszarda Piotrowskiego, który przekonywał, że po uchyleniu przez sąd decyzji prezydent Warszawy Hanny Gronkiewicz-Waltz pierwszeństwo na mocy stanowionego prawa ma Marsz Niepodległości, a nie ogłoszony ad hoc marsz prezydencko-rządowy.

„Wszystko wygląda na przygotowane wcześniej. A my się nie wycofujemy” – komentował w dniu 7 listopada Bosak próbę jednostronnego przejęcia Marszu Niepodległości przez władze.

Z kolei w Programie Trzecim Polskiego Radia w dniu 8 listopada wicepremier Piotr Gliński przekonywał, że strona rządowa od dawna chciała zrobić w Warszawie marsz na 11 listopada. „Od dawna chcieli to zrobić” i ogłosili decyzję 4 dni przed setną rocznicą? Studenci z większym wyprzedzeniem zapraszają na domówkę… – komentował Robert Winnicki. To stwierdzenie nie tylko burzy całą, dotychczasową narrację rządu ale i nie wystawia chlubnego świadectwa jego powadze – dodał prezes Ruchu Narodowego. Argumenty prawne, organizacyjne i wizerunkowe były więc po stronie narodowców jako cyklicznych organizatorów Marszu Niepodległości.

Tymczasem, to właśnie w najbardziej kluczowym momencie, zamiast wypłacić sobie dywidendę z tytułu konsekwentnego trzymania pakietu kontrolnego w udziałach Marszu Niepodległości, narodowcy oddali za darmo większość jego akcji opcji rządzącej z PiS-u. Można więc było poddawać miażdżącej krytyce Bronisława Komorowskiego za przaśno-jarmarczno-czekoladowe obchody polskiej niepodległości, można było głosić hasło „PiS, PO – jedno zło”, nawoływać Andrzeja Dudę do „ściągnięcia jarmułki” i podpisania ustawy o IPN, a ostatecznie i tak podążać za głową państwa i rządowymi oficjelami.

Podkreślmy, że mówimy o opcji politycznej, która pojęcie niepodległości trwale ośmieszyła, negocjując w siedzibie obcego wywiadu treść polskich ustaw, która bije rekordy łajdactwa wobec własnych braci i sióstr na Ziemiach niesprawiedliwie Utraconych, zmienia strukturę etniczną kraju poprzez skrajnie pro-imigracyjną politykę społeczno-gospodarczą; o opcji politycznej, która z klękania przed żydowskim lobby uczyniła niemal synonim racji stanu. I co?

I nic – mimo tylu fundamentalnych pól konfliktu, narodowcy w imię „jedności” nie idą wraz z Andrzejem Dudą, który jarmułki bynajmniej nie zdjął, nie idą wraz z Mateuszem Morawieckim ulegającym lobby zagranicznego kapitału żądnego taniej siły roboczej, nie idą też wraz z Jarosławem Kaczyńskim. Nie idą wraz z nimi, ponieważ idą ZA NIMI, podążając ścieżką wydeptaną przez polityków pro-aborcyjnej, pro-unijnej, pro-imigranckiej, pro-ukraińskiej, pro-litewskiej, antykresowej niby-prawicy. Robią dokładnie to samo, co wcześniej zainicjował były narodowiec Adam Andruszkiewicz, a przecież jeszcze przed chwilą podporządkowane PiS-owi służby miały nękać organizatorów marszu, niczym za czasów rządów PO-PSL, co wszak uniemożliwia jakikolwiek dialog z władzą. Co więcej, jak twierdzą wszechpolacy, presja ze strony służb nie ustała nawet po zawarciu ugody ze stroną prezydencko-rządową. Z porozumienia z prezydentem i rządem organizatorzy Marszu Niepodległości nie odnieśli więc żadnej korzyści.

Co więcej, narodowcy obudzili się z ręką w nocniku szybciej, niż można się było spodziewać. Dotychczasowy Marsz Niepodległości rozpoczynał się o 14:00, za to rządowa TVP Info nazwała zgromadzenie „biało-czerwonym marszem stulecia”, którego początek następuje o 15:00, czyli w momencie formalnego rozpoczęcia marszu prezydencko-rządowego. „Do redaktorów TVP Info jeszcze nie dotarła informacja, że dziś w Warszawie jest Marsz Niepodległości” – pisał na Twitterze Krzysztof Bosak

Zaskoczenie narodowców tą dezinformacją jest tym bardziej dziwne, że w okresie przedmarszowym do rządowej telewizji nie otrzymali zaproszenia ani razu, pozostając obiektem konsekwentnego bojkotu. Nie zanosi się też na to, by pójście na rękę Andrzejowi Dudzie i PiS-owi cokolwiek pod tym względem zmieniło. W rządowej propagandzie nie istnieje Marsz Niepodległości, jest tylko „biało-czerwony marsz” organizowany przez władze.

A przecież tym razem bezpośrednia konfrontacja nie była konieczna. Wystarczyło chociażby zawczasu zgłosić  jeden skromny postulat jako warunek „przekazania” Marszu Niepodległości stronie rządowej. Mogło być to publicznie wyrażone oczekiwanie, że w określonym terminie Andrzej Duda prześle do Sejmu projekt ustawy całkowicie zakazującej aborcję. Można było ogłosić, że jedynym warunkiem jest otworzenie przez Prezydenta RP marszu słowami wspominającymi o tym, że Lwów i Wilno to nadal polskie miasta tak jak Warszawa, Wrocław i Kraków. Można było postawić takie warunki, które byłyby zrozumiałe dla szerokich mas patriotycznych czy nawet „ludu PiS-owskiego”, ale niewykonalne dla samego Dudy i PiS-u. Można było zrobić cokolwiek – nie mówiąc już o konsekwentnym staniu na stanowisku wyłącznej legalności własnego marszu – co uwydatniłoby różnicę między patriotyzmem realnym, a patriotyzmem udawanym. Tymczasem, narodowcy oddali swoje nuklearne głowice za darmo, jednostronnie się rozbrajając.

Zobacz także: Profesor Wielomski: Kolaboracja z PiS doprowadzi Ruch Narodowy do klęski

Czując się narodowcem, przede wszystkim należy być lojalnym wobec określonej idei, a dopiero potem wobec nosicieli tychże idei – tym bardziej, jeśli niekoniecznie im się coś zawdzięcza, albowiem narodowcem można być i bez organizacyjnych związków z głównymi ugrupowaniami tego nurtu. Właśnie z tego powodu krytyka wobec Stowarzyszenia Marsz Niepodległości wynika wyłącznie z przyczyn ideowych, pozostając zarazem surową, ale wciąż życzliwą. Niemniej, innej alternatywy nie ma i póki co, niestety, to obecny ruch narodowy pozostaje mniejszym złem wobec duopolu PO-PiS-u, mimo całej swojej niefrasobliwości, naiwności i braku wyrachowania. Tylko czy następne 100 lat wystarczy na ewolucję ruchu narodowego powołanego do swej doniosłej roli i zadań?

Marcin Skalski

10 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply

  1. Kojoto
    Kojoto :

    Podzielam poglądy Pana Skalskiego, ale sądzę, że nie ma on racji pisząc o tym jakie ustępstwa “można było” wymusić na PiSuarze i Judzie – oni realizują politykę sił wrogich Polsce i sami nie mają prawie nic do gadania. Też sądzę, że inna nazwa marszu pisdzielców może okazać się szkodliwa dla prawdziwego Marszu Niepodległości, ale nie wiemy tego na pewno. Za rok MN odbędzie się znowu i za dwa lata, a Naród szybko zapomni o jakże drętwym pisdzielskim zamachu na Marsz Niepodległości z 2018…

  2. KazimierzS
    KazimierzS :

    Jedno pytanie : co w przyszłym roku? – wszystko wskazuje na to, że także z PiS – w takim razie pełna zgoda z autorem – potrzebne następne 100 lat. Gorzej, to może oznaczać zejście Ruchu Narodowego z 1,0-1,5% na 0,5% poparcia. Powinny już jutro polecieć głowy nie tylko Bąkiewicza i Tumanowicza, ale przynajmniej żółta kartka dla Winnickiego – który choć nie miał pełnego wpływu na negocjacje, to jednak widocznie ma za mały wpływ na ONR i MW.
    Jeżeli zaś, co jest mało prawdopodobne, był to rzeczywiście jeden, jedyny wyjątek na 100 rocznicę – to mamy… SUKCES. To mamy olbrzymie zwycięstwo narodowców. 250 000 ludzi, większość po raz pierwszy, ich rodziny i znajomi przed telewizorami, tak, to zwiększa poparcie PiS – ale by dojść do 5%, narodowcy potrzebują przede wszystkim mieć możliwość odebrania czegoś z elektoratu PiSu.
    Po prostu by oceniać, musimy wiedzieć czy to jest część konkretnego planu i są porozumienia na piśmie, czy “ktoś ma nadzieję”.

  3. jazmig
    jazmig :

    Odbył się piękny marsz niepodległości pod hasłem Bóg Honor Ojczyzna, a marsz pisowców był wcześniej, bo im nie w smak hasło marszu niepodległości.

    Pan Skalski się wymądrza, zamiast przybyć i zobaczyć i nie pisać głupot.

  4. pympyrymszym
    pympyrymszym :

    Marsz Niepodległości 2018 był wyjątkowy w skali świata!
    Organizatorzy byli pod olbrzymią presją i podołali.
    Godnie było.
    Trzeba tylko pomyśleć nad inną trasą bo przez most jest nam za wąsko 🙂
    5 godzin maszerowaliśmy stopa za stopą, także można powiedzieć, że dla wielu była to ofiara marszu… dzieci zasypiały na barana.