Jeżeli spojrzymy na to wszystko z punktu widzenia interesów rosyjskich i ukraińskich to widać jasno, że tak naprawę obu stronom zależało na działaniach mających dalekosiężne oddziaływanie na samej Ukrainie. Europa, dopóki nie dojdzie do jakiegoś naprawdę poważnego kryzysu, nie będzie interweniowała. Ukraina pomału wchodzi w stan chaosu wewnętrznego, który będzie trwał wiele miesięcy, aż do wyborów parlamentarnych – mówi w rozmowie z portalem Kresy.pl dr hab. Andrzej Zapałowski.
W rozmowie z portalem Kresy.pl dr hab. Andrzej Zapałowski, historyk i ekspert ds. geopolityki i bezpieczeństwa zwraca uwagę, że na obecną sytuację na Ukrainie i „kryzys kerczeński” (wzgl. „azowski”) trzeba patrzeć ze strony ukraińskiej i rosyjskiej. Jego zdaniem w kontekście Ukrainy nie ma wątpliwości, że marcowe wybory prezydenckie i katastrofalne sondaże obecnego ukraińskiego prezydenta Petra Poroszenki musiały doprowadzić do jakiś radykalnych sytuacji.
– Tak naprawdę, czekałem tylko na powód do drastycznych, radykalnych działań: czy to wznowienie operacji zaczepnej w Donbasie, na linii styku z separatystami, czy też innych opcji. Okazało się, że mieliśmy do czynienia z kryzysem na Morzu Azowskim.
Ekspert zwraca uwagę, że sytuacja gospodarcza Ukrainy jest obecnie „drastyczna”. – Do tego wchodzą podwyżki cen nośników energii, w tym gazu. Na pewno może to spowodować nasilenie się protestów społecznych. Zwłaszcza jeśli przypomnimy sobie, że większość majdanów wybuchała na przełomie listopada i grudnia. Zapowiadana jest dość ostra zima, więc to wszystko generuje zagrożenia wewnętrzne – protesty.
Prof. Zapałowski uważa, że „prezydent Poroszenko zdaje sobie sprawę z tego, że jego polityczni rywale, głównie Julia Tymoszenko i środowiska nacjonalistyczne włączą się w grę o wszystko, czyli o przyszłą władzę”. Zaznacza, że po wyborach prezydenckich mają odbyć się wybory do parlamentu.
– Zaczyna się gra o wszystko. W związku z tym, wprowadzenie stanu wojennego, czego nie zrobiono ani po zaborze Krymu, ani w czasie operacji w Donbasie, pokazuje jednoznacznie, że Poroszenko chciał i chce nadal doprowadzić do zamrożenia działań. Zwłaszcza na obszarach, gdzie duży wpływ ma Blok Opozycyjny, czyli dawna Partia Regionów.
Przeczytaj: Dr Kaczanowski: obecne władze w Kijowie zrobią wszystko, by utrzymać się u władzy
Kolejną sprawą jest tu wątek rosyjski. – Rosjanie oczywiście chcą uczestniczyć w tej grze na Ukrainie, ale nie w formie militarnej tylko społecznej i wsparcia dla podmiotów jednoznacznie prorosyjskich. W związku z tym pokaz siły zastosowany przez Rosjan na Morzu Azowskim wskazuje, że Rosja nadal jest istotnym graczem na tym obszarze.
Według eksperta, pojawia się tu także wątek chiński i wariantów tzw. Nowego Jedwabnego Szlaku, który miałby biec przez Rosję, przez Ukrainę lub przez Kazachstan, Kaukaz, Morze Czarne i Ukrainę, z pominięciem Rosji. – Rosjanie pokazują tu, że i tak będą mieli to pod kontrolą.
– Jeżeli spojrzymy na to wszystko z punktu widzenia interesów rosyjskich i ukraińskich to widać jasno, że tak naprawę obu stronom zależało na pewnych działaniach, które będą miały dalekosiężne oddziaływanie na samej Ukrainie. Europa, dopóki nie dojdzie do jakiegoś naprawdę poważnego kryzysu, nie będzie interweniowała. Widzimy, że Ukraina pomału wchodzi w stan swego rodzaju chaosu wewnętrznego, który jak podejrzewam będzie trwał wiele miesięcy, aż do wyborów parlamentarnych i może przybrać różne formy – uważa prof. Zapałowski.
– Można powiedzieć, że w ciągu najbliższego roku Ukraina będzie w stanie permanentnego chaosu, destabilizacji, protestów, by nie powiedzieć dużo poważniejszych działań. Kwestia sytuacji Donbasu zejdzie na dalszy plan, a bardzo duży wpływ na stan Ukrainy będzie mieć zima. Jeśli rzeczywiście będzie ostra, to systemy grzewcze w tym kraju będą padać. Zagrożone awariami mogą być też elektrownie atomowe, wytwarzające ponad połowę prądu dla odbiorców prywatnych – a ich resursy są na wyczerpaniu.
– Tak naprawdę, sytuacja na Ukrainie, w kraju blisko dwa razy większym do Polski, staje się bardzo niebezpieczna – zaznacza.
Odnosząc się do kwestii stanowiska polskich władz w sprawie sytuacji na Ukrainie, a zarazem MSZ Węgier, który podkreślił, że troszczy się przede wszystkim o mniejszość węgierską na Zakarpaciu, prof. Zapałowski zaznacza, że „Budapeszt podchodzi do sprawy bardzo realistycznie”.
– Rząd Węgier wie, że nie ma wpływu na to co się dzieje na Ukrainie, na grę geopolityczną Zachodu z Rosją o wpływy w tym kraju, więc dba przede wszystkim o swoją mniejszość narodową. To bardzo rozsądne podejście.
Zdaniem eksperta, działania naszego MSZ są wciąż „głęboko zanurzone w życzeniowości”.
– Polskie MSZ nadal uważa, że rola państwa polskiego w tym, co się dzieje na Ukrainie jest tak znacząca, że ktoś zwraca uwagę na stanowisko Polski. Uważam, że takie deklaracje naruszają powagę państwa polskiego, bo ono powinno starać się, by w przyszłości wejść w rolę rozjemcy między Ukrainą a Rosją, a nie coraz bardziej jednostronnie opowiadać się po stronie państwa, które samo odpowiada za coraz głębsza własną dezintegrację społeczną, ekonomiczną czy międzynarodową. Polska bardzo nieroztropnie bierze w objęcia państwo, które w dużym stopniu z własnej winy politycznie tonie. To jest bardzo niebezpieczna sytuacja dla Polski. Powtórzę: Polska powinna stać się arbitrem i w tym kierunku działać, a wspierać Ukrainę w ten sposób, żeby deeskalować napięcie. Jednak żeby do tego doszło, potrzebna jest zdecydowana zmiana naszej polityki wschodniej.
Wczoraj ukraiński parlament, jak informowaliśmy, poparł wniosek prezydenta Petro Poroszenki o wprowadzenie Ukrainy stanu wojennego na okres 30 dni. Wbrew początkowemu zamiarowi prezydenta Ukrainy, nie będzie obowiązywał na terytorium całego państwa, lecz tylko na obszarach obwodów winnickiego, ługańskiego, mikołajowskiego, odeskiego, sumskiego, charkowskiego czernichowskiego, donieckiego, zaporoskiego i chersońskiego. Ukraińscy parlamentarzyści uchwalili więc stan wojenny na obszarze regionów graniczących z Rosją, terenami pod kontrolą wspieranych przez Rosję donbaskich separatystów, anektowanym przez Rosję Krymem i obszarem sprzymierzonego z Rosją, nieuznawanego Naddniestrza. Sam Poroszenko zapewniał, że wybory prezydenckie odbędą się w terminie, a parlament zatwierdził, że odbędą się one 31 marca 2019 roku. Chciał też pierwotnie, żeby stan wojenny obowiązywał przez 60 dni.
Czytaj także: Ukraina: Poroszenko chce wprowadzić stan wojenny. Gra na przedłużenie kadencji?
Kresy.pl
To taka gierka Rosji i Ukrainy.
Rosja zaatakuje w końcu Ukrainę. Polska przyjmie i wyposaży, doposaży, itp. miliony „uchodźców”. W ten sposób zaburzając jednolitość narodową i wyznaniową Polski.
POCCA myśli perspektywicznie o zajęciu tzw. Polski beee…