Po Syrii, Trump powinien oczyścić aparat bezpieczeństwa narodowego

Prezydent Donald Trump w końcu ponownie odkrył swoje przekonania dotyczące polityki zagranicznej i nakazał wycofanie wojsk amerykańskich z Syrii. Po tej decyzji, w Waszyngtonie nastąpiło swoiste załamanie nerwowe. Neokonserwatyści, progresiści atakujący Trumpa i centryści zdeterminowani, by zdominować świat, rozpętali orgię wrzasków i gniewu. Przerażający zbiorowy krzyk, przypominający obraz Edvarda Muncha, trwał kilka dni – przypomina na łamach The American Conservative, dr Doug Bandow, były specjalny asystent prezydenta Ronalda Reagana.

Decyzja Trumpa nie była jednak zaskoczeniem. Jako kandydat, Trump zaszokował establishment Partii Republikańskiej, krytykując katastrofalną decyzję George’a W. Busha o inwazji na Irak i domagając się szybkiego wyjścia z Afganistanu. Jako prezydent, wywołał obawy obu stronnictw wojny, potępiając kosztowne sojusze Ameryki z zamożnymi uprzemysłowionymi państwami. I ku konsternacji prawie wszystkich, powiedział, że chciałby, aby amerykański personel opuścił Syrię. Jak wyjaśnił, gdy Państwo Islamskie zostanie pokonane, Amerykanie powinni wrócić do kraju.

Jakie to szokujące. Jakie to naiwne. Jakie to oburzające.

Mianowani przez prezydenta “dojrzali” doradcy do spraw polityki zagranicznej, którymi się otoczył, nie zgadzali się z nim niemal w każdej sprawie – nie tylko w kwestii mikrozarządzania Bliskim Wschodem, ale również w sprawie subsydiowania Europejczyków w NATO, gwarantowania bezpieczeństwa Korei Południowej i negocjacji z Koreą Północną. Jego doradcy podważali go na każdym kroku, dodając sojuszników, wysyłając więcej ludzi i sprzętu do obrony obcych państw i rozszerzając zobowiązania na Bliskim Wschodzie.

Zeszłej wiosny prezydent mówił o “bardzo szybkim” opuszczeniu Syrii. Ale amerykańskie wojsko ciągle tam stacjonowało.  Trzy miesiące temu doradca ds. bezpieczeństwa narodowego John Bolton ogłosił całkowicie nową misję: “Nie odejdziemy, dopóki wojska irańskie będą poza granicami Iranu, w tym irańscy prokurenci i milicje”.

To był hucpa na zapierającą dech w piersiach skalę. Zasadniczo oznaczało to, że Stany Zjednoczone miały prawo do inwazji i rozczłonkowania państw, popierania agresywnych wojen rozpoczętych przez innych oraz budowy baz i rozlokowania wojsk na całym świecie. Ponieważ Damaszek i Teheran nie mają powodu, by zaprzestać współpracy – w rzeczy samej, obecność Ameryki sprawia, że ​​wsparcie zewnętrzne jest jeszcze ważniejsze dla reżimu Asada – Bolton w efekcie planował stałą obecność, która mogłaby doprowadzić do kontaktu sił amerykańskich z siłami rosyjskimi, syryjskimi i tureckimi, a także irańskimi. Gdy rząd Asada utrwali swoje zwycięstwo w wojnie domowej, nieuchronnie wyruszy w stronę terytoriów kurdyjskich na północy. To zmusiłoby mały amerykański garnizon albo odstąpienia okupowanego terytorium, albo do stania się stroną w wojnie domowej na Bliskim Wschodzie.

Ta ostatnia mogłaby przerodzić się w poważną konfrontację. Damaszek jest wspierany przez Rosję i może być wspierany przez Ankarę, która wolałaby widzieć granicę kontrolowaną przez Syryjczyków niż siły kurdyjskie. Co więcej, Kurdowie, zagrożeni przez Turcję, prawdopodobnie nie zdołają skierować sił na powstrzymanie Irańczyków działających za zgodą rządu Damaszku. Lepiej zawrzeć porozumienie z Asadem, które przytłumi Turków, niż być pionkiem Waszyngtonu.

Pentagon pierwotnie wydawał się niechętny do zaakceptowania tego nowego celu. Wówczas generał Scott Benedict powiedział przed Komisją ds. Sił Zbrojnych Izby Reprezentantów: “Naszą rolą w Syrii jest pokonanie ISIS. To wszystko”. Jednak wysłannik Departamentu Stanu w Syrii, Jim Jeffrey, próbował sprzedać Iran jako cel, podobnie jak Brian Hook, przedstawiciel Departamentu Stanu zajmujący się wojną dyplomatyczną z Iranem, który powiedział, że celem jest “usunięcie wszystkich sił pod kontrolą Iranu z Syrii”.

Najwyraźniej ta bezpośrednia niesubordynacja doszła do głosu w rozmowie telefonicznej między prezydentem Trumpem a prezydentem Turcji Recepem Tayyipem Erdoganem. “Dlaczego wciąż tam jesteście?” – Erdogan zapytał Trumpa, który zwrócił się do Boltona biorącego udział w rozmowie, lecz ten nie był w stanie udzielić zadowalającego wyjaśnienia. Być może w tym momencie prezydent zdał sobie sprawę, że tylko poprzez bezpośredni rozkaz będzie w stanie egzekwować swoją politykę. W przeciwnym razie, członkowie jego administracji dalej dążyliby do swoich militarystycznych celów. Ta determinacja najwyraźniej wywołała długo oczekiwaną rezygnację sekretarza obrony Jim’a Mattisa, któremu należy się szacunek, ale który jednocześnie był członkiem jastrzębiej koterii otaczającej prezydenta. Nie zgadzał się z nią tylko w kwestii likwidacji porozumienia nuklearnego z Iranem.

Na swoim stanowisku pozostaje sekretarz stanu Mike Pompeo, który do tej pory udowodnił, że jest nieco bardziej posłuszny, choć wciąż wrogo nastawiony wobec agendy prezydenta. Jest on nieposkromionym jastrzębem, w tym także wobec Teheranu, który według niego ma podporządkować się zarówno Stanom Zjednoczonym, jak i Arabii Saudyjskiej, co ma być warunkiem wstępnym negocjacji. Przyjął agendę przeciwko Iranowi w Syrii jako swoją własną. Jego resort nie zaproponował żadnego nowego podejścia wobec Rosji w kwestii Ukrainy, zamiast tego stale zwiększając skalę sankcji (bezskutecznych zresztą) nakładanych na Moskwę. Pompeo przynajmniej próbował prowadzić rozmowy z Koreą Północną, choć z pewnością był temu niechętny.

Najbardziej niebezpieczny jest Bolton. Publicznie opowiedział się za wojną z Iranem i Koreą Północną przed swoją nominacją, a jego strategia w Syrii mogła doprowadzić do konfliktu z kilkoma państwami. Wykazał, że nie ma żadnych skrupułów, gdy idzie o sprzeciwianie się prezydentowi, kształtując agendę polityki sprzecznej z dyrektywami tego ostatniego. Bolton jest w dobrej pozycji, aby podkopywać nawet oczywiste sukcesy, takie jak pokojowe otwarcie z Koreą Północną.

Inne nominacje na stanowiska w Departamencie Stanu i Radzie Bezpieczeństwa Narodowego były równie problematyczne. Gdy był kandydatem na prezydenta, Trump krytykował dwupartyjne stronnictwo wojny, przyciągając tym samym patriotów z amerykańskiego Heartlandu, którzy zastanawiają się, dlaczego ich krewni, przyjaciele i sąsiedzi umierają w niekończących się wojnach, które zrodziły jedynie kolejne wojny. Jednak prezydent Trump otoczył się neokonserwatystami, nieposkromionymi jastrzębiami i elitarnymi podżegaczami wojennymi. Nie mając przy sobie praktycznie nikogo, kto jest zwolennikiem jego agendy lub nawet chciałby ją wdrożyć, administracja Trumpa zaczęła wyglądać jak powtórka z George’a W. Busha i Baracka Obamy. Wyglądało na to, że jedyną rzeczą pewną, poza strumieniem dramatycznych wpisów na Twitterze, pozostanie to, że Amerykanie będą nadal ginąć w wojnach w trakcie jego prezydentury.

Jednak Trump przejął dowodzenie, kiedy nalegał na odbycie szczytu w Kim Dzong Unem z Korei Północnej. Obecnie wojska amerykańskie mają wrócić do kraju z Syrii i wygląda na to, że zredukuje lub nawet usunie oddziały stacjonujące w Afganistanie, gdzie Amerykanie walczą od ponad 17 lat. Być może zrewiduje wsparcie USA dla Saudyjczyków i Zjednoczonych Emiratów w Jemenie.

Zobacz także: Szkodliwa strategia antyterrorystyczna w Afganistanie i w Jemenie

Trump powinien wykorzystać rezygnację Mattisa jako okazję do przebudowy swojego zespołu bezpieczeństwa narodowego. Kto zastąpi Mattis w Pentagonie? Zastępca sekretarza obrony, Patrick Shanahan, wydaje się być faworytem. Ale były sekretarz marynarki wojennej i senator Jim Webb zasługuje na uwagę. A może nadszedł czas na drugą rundę dla byłego senatora Chucka Hagela, który sprzeciwiał się wojnie w Iraku i poparł dialog z Iranem. Resort obrony potrzebuje kogoś, kto będzie w stanie rzucić wyzwanie koncepcjom i praktykom Pentagonu. Najlepszym z nich byłby cywil, który nie zostanie pochłonięty przez biurokrację, który rozumie, że stoi przed trudną walką przeciwko zwolennikom permanentnej wojny.

Następnie należy usunąć Boltona. Jest wielu potencjalnych zastępców, którzy wierzą w bardziej powściągliwą rolę Ameryki. Jednym z nich, który był wymieniany w przeszłości jako potencjalny doradca ds. bezpieczeństwa narodowego, jest emerytowany pułkownik armii i szanowany analityk, Douglas Macgregor. Równie ważne, choć nieco mniej pilne, jest znalezienie nowego sekretarza stanu. Chociaż Pompeo tak ostentacyjnie nie podkopywał swojego szefa, wydaje się, że sprzeciwia się wszelkim wysiłkom prezydenta, zmierzającym do zakończenia którejś z licznych wojen, zrzucenia zobowiązań bezpieczeństwa lub złagodzenia konfliktu. Pompeo ewidentnie nie jest zachwycony negocjacjami z Kim Dzong Unem i Władimirem Putinem. Choć może nie angażować się w otwarty sabotaż, jego determinacja do obrania konfrontacyjnego kursu w każdej kwestii, z wyjątkiem sytuacji, gdy wyraźnie nakazano mu inne działanie, dotkliwie podważa agendę Trumpa.

Kogo mianować? Być może Johna Duncana z Tennessee, ostatniego republikański kongresmema, który sprzeciwiał się wojnie w Iraku i który w tym roku odszedł na emeryturę po dziesięcioleciach patriotycznej służby. Istnieje garstka aktywnych prawodawców, którzy mogliby również służyć w sposób godny, chociaż ich odejścia byłyby znaczną stratą na Kapitolu: senator Rand Paul i kongresmeni Justin Amash i Walter Jones, na przykład.

Gdy najwyżsi urzędnicy zostaną zastąpieni, proces ten powinien być kontynuowany. Wyznaczeni nie muszą być twardymi zwolennikami Trumpa, których jest niewielu. Przeciwnie, prezydent potrzebuje ludzi ogólnie popierających jego wizję mniej militarystycznej i uwikłanej Ameryki: podwładnych zamiast niesubordynowanych pracowników. Wówczas będzie mniej prawdopodobne, że znajdzie się w kłopotliwej sytuacji, gdy osoby przez niego mianowane formułują własną agresywną agendę, sprzeczną z jego wyrażonymi życzeniami.

Trump w końcu zaczął być sobą, ale Syria powinna być tylko początkiem. Musi wypełnić swoją administrację sojusznikami, a nie przeciwnikami. Tylko wtedy jego agenda “America First!” faktycznie postawi Amerykę na pierwszym miejscu.

Doug Bandow

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply