Ukraiński rząd ogłosił w marcu wielki program prywatyzacji. Najpewniej nie przyniesie on spodziewanych efektów finansowych, ale pozwoli podzielić resztki publicznego majątku między konkurujące grupy wpływów. Do tej rozgrywki może włączyć się Polska – uważa Michał Kozak z portalu Forsal.pl.

W maju rząd Ukrainy rozszerzył listę firm przeznaczonych do sprzedaży do ponad 300 pozycji. Wcześniej 164 firmy wyceniono łącznie na mld hrywien. Według niektórych informacji na listę może trafić jeszcze nawet tysiąc przedsiębiorstw należących do skarbu państwa. Jest to m.in. kilkadziesiąt kopalń, kilkanaście elektrowni, kilkadziesiąt zakładów przemysłu rolno-spożywczego, państwowe koncerny energetyczne czy kilkanaście fabryk maszynowych. Do tego uwzględniono również sanatoria, hotele, zakłady chemiczne i firmy budowlane, a także kilkadziesiąt centrów badawczo-rozwojowych i jeden państwowy bank. Proces prywatyzacji może rozpocząć się już w tym miesiącu.

Na liście znalazły się także wszystkie ukraińskie porty morskie, w tym także port w Jużnym niedaleko Odessy. To jedyny ukraiński port mogący przyjmować statki o dużym zanurzeniu, przynoszący rocznie kilkaset mln hrywien dochodu. Według zapowiedzi ministra energetyki i przemysłu węglowego Władimira Demczyszyna w grę wchodzi również prywatyzacja wielkiego koncernu energetycznego Energoatom, który może być wart ponad 30 mld hrywien. W gronie spodziewanych nabywców wymienia się Electricité de France i niemiecką RWE.

Z udziału w prywatyzacji wyłączone mają być firmy rosyjskie, jednak zdaniem ekspertów nie ma obecnie rozwiązań skutecznie przeciwdziałających ewentualnym przejęciom, np. poprzez spółki z faktycznie rosyjskim kapitałem, zarejestrowane za granicą lub przez pośrednika.

Zwraca się także uwagę, że rządowe zapowiedzi o przejrzystości transakcji są mało przekonujące i będzie dochodziło do zakulisowych rozgrywek. Przykładowo, ministerstwo infrastruktury utajniło informacje o procesie wyboru doradcy prywatyzacyjnego odpowiedzialnego za wycenę portu w Jużnym. Ujawniono również, że to nie ministerstwo wpadło na pomysł prywatyzacji przedsiębiorstwa, lecz zwróciło się z nim do niego samo kierownictwo portu. Istnieją podejrzenia, że za projektem stoi znany oligarcha Rinat Achmetow, zaś cała operacja miałaby mieć na celu optymalizację kosztów firm, które do niego należą. Oligarcha ponosiłby m.in. mniejsze koszty eksportu, zaś państwo straciłoby wpływy z tytułu opłat portowych i przeładunkowych.

Wielkie plany prywatyzacyjne wywołały na Ukrainie falę krytyki. W połowie maja deputowani odrzucili rządowy projekt ustawy w tej sprawie. Jeden z nich, Borys Fiłatow argumentował, że wyprzedaż takiej ilości firm nie ma uzasadnienia ekonomicznego. „Swojej fabryki słodyczy w rosyjskim Lipiecku Poroszenko jakoś nie sprzedaje”– stwierdził Borys Fiłatow. Z kolei były ukraiński minister gospodarki Wiktor Susłow nazwał taką postać prywatyzacji „faktycznym skokiem na kasę”. Na brak planu działania i ich logicznego uzasadnienia wskazał również ukraiński ekonomista Wołodymyr Harko. Z kolei szef Funduszu Majątku Państwowego, przyznał, że do wypełnienia zapisów tegorocznego budżetu dotyczących dochodów z prywatyzacji wystarczyłoby sprzedać tylko koncern energetyczny Centrenergo i Odeski Zakład Przyportowy.

Pojawiły się również informacje o tym, że trwają zakulisowe rozmowy rządu w Kijowie z władzami USA, a sam premier Jaceniuk ma mocno lobbować na rzecz amerykańskich firm.

„Patrząc na desperackie plany prywatyzacyjne ukraińskiego rządu i łącząc je z zapowiedziami polskiej premier Ewy Kopacz o chęci udzielenia Ukrainie 100 mln euro wsparcia, trudno nie dojść do wniosku, że rozsądniej byłoby wykorzystać te pieniądze na kupno za stosunkowo niewielką kwotę paru co ciekawszych firm. Polska miałaby przy tym niezły atut – jako bezinteresowny do tej pory i ponoszący wymierne koszty wynikające z rosyjskich retorsji adwokat Ukrainy ma prawo oczekiwać jakiejś rekompensaty materialnej, a dobrze wybrane składniki ukraińskiego majątku państwowego wcale nie byłyby złym rozwiązaniem”– uważa Michał Kozak z portalu Forsal.pl. Zwraca m.in. uwagę na możliwość wykorzystania kwoty pomocy do wykupu udziałów w Energoatomie, uzyskując dzięki temu dostęp do ukraińskich elektrowni atomowych czy bazy techniczno-naukowej sektora energetyki jądrowej.

„Ukraińscy oligarchowie, którzy przejęli władzę po obaleniu ekipy Janukowycza, rozumieją tylko twardą grę. Warto, by Polska wreszcie przyjęła to do wiadomości” – podsumował Kozak.

Forsal.pl / Kresy.pl

3 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply

  1. kp
    kp :

    Gdyby polscy politycy mieli za grosz rozumu, to pojęli by w lot, że liczą się realia, tj. aktywa na Ukrainie. Innymi słowy uczyniliby jak proponuje pan Kozak! Niestety polscy politycy, np. Pavlo Tryzub Kowal, R. Czarnecki ciągle chcą, aby Polacy walczyli za ukraińską wolność na swój koszt nic w zamian nie mając. Brak rozumowania w kategoriach ekonomicznych jest szokujący i porażający. Przypomnijmy, że Marszałek Piłsudski planował wspierać Ukrainę, ale za koncesje dla polskiej gospodarki.

  2. zan
    zan :

    Polski kapitał nie kontroluje nawet handlu detalicznego w samej Polsce. Banki działające w Polsce są niepolskie, korporacje medialne nie są polskie, większość przemysłu – nie jest polska. No, ale ta uciskana kolonia bez elit, bez głowy, bez kapitału – ona teraz rzuci się jak drapieżnik na ukraińskie aktywa, mimo iż za wszytskie sznurki na Ukrainie pociąga USrael i to on będzie beneficjentem złodziejskich prywatyzacji. Ile trzeba zjeść grzybków halucynków by roić sobie coś na temat polskiej ekspansji na Ukrainie? A z resztą….przyłącze się do propozycji, a nawet ją przebiję. Niech III RP zbuduje bojową stację orbitalną. A co!