Na nasze miejsce wchodzą przewoźnicy ze Wschodu – alarmuje Rafał Mekler, polityk Konfederacji i Ruchu Narodowego, jeden z liderów Strajku Przewoźników. Podkreśla, że udział polskich przewoźników w ukraińskim rynku spadł z 46 proc. do 9 proc.
Rafał Mekler, polityk Konfederacji i Ruchu Narodowego, jeden z liderów Strajku Przewoźników, wypowiadał się podczas ubiegłotygodniowego połączonego posiedzenia komisji infrastruktury i gospodarki. “W bardzo wielu miejscach my, jako przewoźnicy widzimy, że na nasze miejsce wchodzą przewoźnicy ze Wschodu. Mówimy tu o przewoźnikach oczywiście białoruskich (…), mówimy też o przewoźnikach ukraińskich, którzy przyjeżdżają do Polski, którzy przywożą kapitał, którzy nie muszą udowadniać pochodzenia tego kapitału, otwierają firmy i z ‘poduszką finansową’, przywiezioną ze sobą, otwierają firmy, co skutkuje tym, że wycinają – mówiąc kolokwialnie – przewoźników polskich” – podkreślił.
Zwrócił uwagę na kierunki, “w jakich jako Polacy jeździmy”. “Wschód mamy zamknięty, mamy jedną granicę tak naprawdę, którą jeszcze jeżdżą pojazdy – w Koroszczynie (…), a słyszymy, że ta granica ma zostać zamknięta” – kontynuował.
“Chciałbym państwu rządzącym zaznaczyć, że gdy granica w Kuźnicy i Bobrownikach została zamknięta, to wszyscy przedsiębiorcy, którzy stracili na tym, zażądali odszkodowań i my jako przewoźnicy nie postąpimy inaczej” – zapowiedział Mekler.
Jak podkreślił, “jesteśmy w stanie wykazać, że jeździmy na Wschód i będziemy się domagać odszkodowań za utracone rynki”.
“Na Ukrainę, z racji tej ‘fantastycznej’ umowy, nasz udział w rynku z 46 proc. zmniejszył się do 9 proc. Kierunek ukraiński praktycznie straciliśmy, a pojazdy, które jeździły na Ukrainę, one nie przepadły” – wskazał.
Zwrócił uwagę, że Północ i Południe to nie są rynki, na których polscy przewoźnicy mogą konkurować, bo są tam dużo niższe obciążenia kosztów pracy.
Czytaj: Polscy przewoźnicy bliscy bankructwa. Północna Izba Gospodarcza wzywa rząd do działania
“Rok do roku, w pierwszych pięciu miesiącach, eksport spadł, eksport i import, o 10 procent. Co to proszę państwa znaczy? Znaczy to, że co dziesiąta polska ciężarówka stoi” – zaznaczył.
Mekler podkreślił, że przewoźnicy muszą teraz “walczyć o mniejszą ilość ładunku”, więc następuje licytacja, “kto pojedzie za mniej”.
Odnosząc się do kosztów pracy wskazał na implementację do polskiego prawa tzw. unijnego pakietu mobilności: “My nie pracujemy tylko na rynku polskim (…) my pracujemy na rynkach europejskich”. “W warunkach europejskich w tym momencie, niższe koszty pracy mają chociażby Litwini, Bułgarzy czy Rumuni” – kontynuował, dodając, że przewoźnicy z tych krajów są obecnie tańsi niż polscy.
Wskazał, że “koszt pracy w Polsce, jest obecnie porównywalny do kosztu pracy w Niemczech”.
Lider Strajku Przewoźników przypomniał, że przepisy unijne zobowiązują przewoźników do zmiany tachografów oraz skalibrowania ich na nowo. Zmiany ustawowe zakładają, że w pojazdach, które zostały zarejestrowane przed 10 czerwca 2019 r., tachografy będą musiały być wymienione do końca roku 2024, natomiast pozostałe do sierpnia 2025 roku. Zwrócił uwagę na niesprawiedliwość np. względem przewoźników z Ukrainy. Podkreślił, że polscy przewoźnicy oczekują dopłat.
“Co jest potrzebne polskim przewoźnikom na wczoraj? Obniżenie obciążeń związanych z kosztem pracy” – oświadczył.
Jak dodał, chodzi o regulacje wprowadzone przez unijny pakiet mobilności i Polski Ład. “Absurdem jest to, że polski przewoźnik obecnie sprzedając ciężarówkę za 30 proc. ceny, musi zapłacić jeszcze od tego składkę zdrowotną” – powiedział.
Skrytykował tworzenie podatków, jego zdaniem, “w oderwaniu od realiów gospodarczych”. “A obecnie co robimy? Drenujemy polskich przewoźników z resztek tego, co udało się oszczędzić” – zaznaczył.
Zobacz także: Nowy podatek od nieruchomości uderzy w transport intermodalny
Kresy.pl
Zostaw odpowiedź
Chcesz przyłączyć się do dyskusji?Nie krępuj się!