We wtorek nad ranem w składzie amunicji w Iczni w obwodzie czernichowskim, niespełna 180 km na północny wschód od Kijowa doszło do eksplozji i wybuch pożar. Trwa ewakuacja tysięcy osób.

Nie ma doniesień o rannych i poszkodowanych. Według wstępnych informacji nie jest jasne, czy był to wypadek, czy akt sabotażu. Do wybuchu, jak podał ukraiński sztab generalny, doszło około 3:30 czasu lokalnego, w arsenale nr 6, na tzw. terenie technicznym. Ewakuowano około 10 tys. osób. W związku z eksplozją przestrzeń powietrzna w promieniu 20 km wokół Iczni została zamknięta od godziny 4:22 rano. Wstrzymano też ruch kolejowy i drogowy. Eksplozje były tak silne, że słychać było je z odległości 40 kilometrów.

Na miejsce wysłano kilkaset ratowników i strażaków, a także służb wspomagających. Do Iczni udało się również kierownictwo ukraińskich sił zbrojnych, w tym szef sztabu generalnego stojącego na czele specjalnej grupy operacyjnej. Pojechał tam również premier Ukrainy, Wołodymyr Hrojsman. Prezydent Petro Poroszenko zwołał spotkanie szefów służb specjalnych w sprawie wybuchu w Iczni.

W ostatnich latach na Ukrainie doszło do kilku dużych pożarów składów broni i amunicji. Ostatni miał miejsce w maju br w wojskowym składzie amunicji w Bałakliji na wschodzie Ukrainy, gdzie rok wcześniej doszło do wybuchu amunicji i pożaru. Według niektórych wersji, ogień miał spowodować czołg gaśniczy. Jak podano, przyczyną pożaru było zapalenie się suchej trawy, po którym na obszarze 35 ha nastąpiły „pojedyncze eksplozje” amunicji. 23 marca ub. roku nad ranem w magazynach wojskowych w Bałakliji doszło do wybuchów przechowywanych tam pocisków czołgowych i artyleryjskich oraz pożaru. Zginęła jedna osoba cywilna, a kilka innych zostało rannych. Główny prokurator wojskowy Ukrainy Anatolij Matios informował, że wstępne ustalenia śledczych wskazywały na dywersję. Wskutek eksplozji w Bałakliji Ukraina straciła zapasy amunicji warte 1 mld dolarów. Ostatecznie sprawę określono jako sabotaż. Na usunięcie skutków incydentu ukraiński rząd przeznaczył 100 mln hrywien (równowartość około 3,8 mln dolarów).

Rok temu, pod koniec września, w jednych z największych magazynów broni i amunicji na Ukrainie w Kalinówce wybuchł pożar. Po tym nastąpiły eksplozje bomb, pocisków i innych typów amunicji, które były tam przechowywane. Przede wszystkim, jak podano, pociski artyleryjskie kal. 122 i 152 mm. Potężne eksplozje słyszane były z wielu kilometrów. W pewnym momencie liczba eksplozji sięgała 60 na minutę. Ogień udało się opanować dopiero po ponad dobie.

Tamtejsze magazyny broni i amunicji, należące do największych na Ukrainie, zajmują powierzchnię od 600 do nawet 1000 hektarów. Ilość zgromadzonych tam materiałów mogłaby zapełnić jakieś 10 tys. wagonów kolejowych. Oficjalnie mówiło się o ponad 180 tys. ton amunicji, choć wg lokalnych władz było to „jedynie” 83 tys. ton. Ewakuowano blisko 30 tys. osób. Dwie kobiety zostały poszkodowane.

Główny prokurator wojskowy Ukrainy Anatolij Matios zdementował wcześniejsze informacje, według których wielki pożar w składach broni i amunicji w Kalinówce był wynikiem działania dywersantów. Dodał, że śledztwo nie potwierdziło też doniesień o rzekomym dronie, który miał być słyszany przez strażnika. Matios powiedział również, że poziom ochrony arsenału w Kalinówce uważa za niewystarczający. Później śledztwo wykazało, że dostęp na teren jednostki miały osoby prywatne, które wniosły tam materiały łatwopalne.

Przeczytaj więcej: Wielki wybuch arsenału na Ukrainie wynikiem niedbalstwa?

Zobacz także: Wielki pożar składu amunicji na Ukrainie skutkiem sabotażu? [+VIDEO]

Unian / 112.ua/ Kresy.pl

2 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Dodaj komentarz