Zachodnie agencje wywiadowcze ustaliły, że sponsorem sabotażu na gazociągach Nord Stream był wpływowy obywatel Ukrainy, niezwiązany z administracją Zełenskiego – pisze „The Times”. Informacje te jednak zatajono, z obawy przez konfliktem na linii Kijów-Berlin.

Jak pisaliśmy, według ostatnich doniesień mediów z Niemiec i USA, ślady w sprawie eksplozji na gazociągach sieci Nord Stream prowadzą na Ukrainę, a za samą akcją rzekomo stoi „proukraińska grupa”.

Później artykuł w tej sprawie opublikował brytyjski dziennik „The Times”. Napisano w nim, że zachodnie agencje wywiadowcze ustaliły, iż sponsorem sabotażu Nord Stream był obywatel Ukrainy, ale niezwiązany z rządem Wołodymyra Zełenskiego. Gazeta twierdzi też, że informacje te zatajano, by nie doprowadzić do konfliktu Niemców z Ukrainą. Miało to bowiem miejsce w czasie, gdy rząd w Berlinie przygotowywał się do wysłania Ukraińcom czołgów Leopard 2.

 

Jak pisze „The Times”, już tydzień po eksplozjach na gazociągach Nord Stream w ambasadzie jednego z państwa skandynawskich w Brukseli odbyło się spotkanie dotyczące aktualizacji wywiadowczej. Informacje te były bardzo szczegółowe.

Według informacji wywiadu – pisze gazeta – za atakiem stała prywatna firma z Ukrainy. Brytyjski dziennik podał też, że znane jest nazwisko sponsora całej akcji. Jak podano, to Ukrainiec – „wpływowa postać”, która sfinansowała całą operację z własnej kieszeni. Mowa jest m.in. o jachcie, „elitarnych nurkach”, fałszywych paszportach i kosztownych ładunkach wybuchowych – „dostępnych tylko dla branży gazowej i naftowej z konkretnymi licencjami”. Dodajmy, że wątki dotyczące wynajęcia jachtu i udziału nurków, wyposażonych w materiały wybuchowe, zostały opisane również przez media niemieckie.

Jednocześnie, „The Times” zaznacza, że wspomniany Ukrainiec, który był sponsorem całej operacji, nie był powiązany z administracją prezydenta Wołodymyra Zełenskiego.

Gazeta zaznacza, że podczas spotkania w ambasadzie jego uczestników poproszono, by nie ujawniali tych informacji. Polecono im też, by odpowiadali wymijająco na pytania, dlaczego śledztwo w sprawie eksplozji na gazociągu idzie tak powoli.

Według „The Times”, NATO chciało w ten sposób uchronić Ukrainę przed ewentualnym konfliktem z Niemcami, do których wiodły uszkodzone rurociągi. Ponadto, wówczas niemiecki rząd przygotowywał się do wysłania czołgów Leopard 2 na Ukrainę i istniały obawy, iż takie doniesienia mogłyby jeszcze bardziej odsunąć w czasie te plany.

Jak pisaliśmy, według niemieckich mediów, powołujących się na wyniki śledztwa prowadzonego ws. wybuchów na Nord Stream, w operacji sabotażowej użyto jachtu wynajętego od firmy z siedzibą w Polsce, należącej do Ukraińców. Akcję miał przeprowadzić 6-osobowy zespół, złożony m.in. z nurków, którzy rzekomo przetransportowali materiały wybuchowe na miejsce i zainstalowali je. Według śledczy, na stole w kajucie jachtu odkryto ślady materiałów wybuchowych.

„Die Zeit” pisze, choć ślady dywersji „prowadzą na Ukrainę”, to niemieckim śledczym na razie nie udało się ustalić, kto stoi za organizacją operacji. Zachodnie służby nie wykluczają, że mogła to być operacja typu „false flag”, pod obcą banderą, żeby zrzucić winę na Ukrainę. Gazeta zaznacza jednak, że „śledczy najwyraźniej nie znaleźli żadnych dowodów na poparcie takiego scenariusza”.

Sprawę skomentował również niemiecki minister obrony, Boris Pistorius. Jego zdaniem eksplozja Nord Stream mogła nastąpić w wyniku „akcji pod fałszywą flagą”, by zrzucić winę na Ukrainę.

Przypomnijmy, że we wtorek amerykański dziennik „New York Times” poinformował, że za ubiegłorocznym sabotażem na gazociąg Nord Stream stoi „proukraińska grupa”, w której skład mogli wchodzić zarówno Ukraińcy, jak i Rosjanie. Sama akcja sabotażowa mogła być operacją sił związanych z ukraińskimi służbami. Gazeta powołała się na amerykańskich urzędników, którzy zapoznali się z danymi uzyskanymi przez wywiad USA. Jednocześnie, źródła gazety twierdzą, że w ocenie amerykańskiego wywiadu w sprawę nie byli zamieszani ani obywatele Stanów Zjednoczonych, ani Wielkiej Brytanii.

Czytaj także: Rosja oskarża brytyjską Marynarkę Wojenną o wysadzenie gazociągów Nord Stream

Gazeta podkreśla, że nie ma dowodów na to, by w operację był zaangażowany prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski lub ktoś z najwyższego dowództwa wojskowego. Brak też informacji, by sprawcy działali na zlecenie ukraińskich dygnitarzy. Według dziennika, jak dotąd nie znaleziono żadnych śladów, wskazujących na zaangażowanie Rosji w akcję.

Ukraina nie ma żadnego związku z sabotażem na Nord Stream i nie posiada informacji o „proukraińskich grupach sabotażowych”twierdzi doradca szefa biura prezydenta Ukrainy, Mychajło Podolak.

Przeczytaj: Niemiecka prokuratura o gazociągach Nord Stream: Brak dowodów na rosyjski sabotaż

Jak pisaliśmy, miesiąc temu amerykański dziennikarz śledczy Seymour Hersh, laureat nagrody Pulizera, opublikował artykuł, w którym twierdzi, powołując się na swoje źródła, że za wysadzenie we wrześniu 2022 roku rurociągów systemu Nord Stream odpowiadają Amerykanie. Jak pisze, rurociągi zostały zniszczone przez zdalnie aktywowane ładunki podłożone przez nurków US Navy we współpracy z Norwegami pod przykrywką manewrów BALTOPS 22. Waszyngton zaprzecza tym doniesieniom.

Szwedzka prokuratura orzekła w listopadzie, że wycieki z gazociągów były spowodowane działaniami sabotażowymi. Stwierdzono ślady materiałów wybuchowych – zwraca uwagę RND. Potwierdzono tym samym początkowe podejrzenia, że detonacje przeprowadzono celowo. „Przeprowadzone obecnie analizy wskazują na pozostałości materiałów wybuchowych na kilku znalezionych obiektach” – medium przypomina komunikat szwedzkiego prokuratora.

Niemiecki magazyn „Der Spiegel” napisał, że latem ub. roku amerykańska Centralna Agencja Wywiadowcza (CIA) ostrzegła rząd Niemiec o możliwych atakach na gazociągi Nord Stream 1 i 2. Medium podało też, że niemieckie służby potwierdzają, iż do uszkodzenia rur nie mogło dojść bez „udziału państwa”. Magazyn zasugerował, że może stać za tym Rosja, ale nie podaje żadnych konkretnych argumentów. Zawrócono uwagę na wątpliwą korzyść polityczną takiej akcji.

Jak pisaliśmy, przedstawiciele rosyjskich władz odrzucili spekulacje o tym, że przerwanie nitek gazociągu Nord Stream nastąpiło na skutek działania samych Rosjan. Rzecznik Kremla Dmirij Pieskow powiedział, że to dla Rosji „duży problem”, bo stracona została droga dostaw gazu do Europy. Określił spekulacje na temat tego, że to sami Rosjanie odpowiadają za zniszczenie instalacji jako „głupie”. Rzecznik Kremla nie omieszkał natomiast przypomnieć słów prezydenta USA Joe Bidena z lutego deklarującego konieczność likwidacji Nord Stream. Przypominał też o tym, że rosyjski gaz jest obecnie zastępowany na rynku europejskim przez gaz LNG z USA, z czego amerykańskie koncerny czerpią poważne zyski.

Zobacz także: Vucic: wszyscy politycy wiedzą, kto uszkodził Nord Stream, ale udajemy idiotów i milczymy

W grudniu 2022 roku „The Washington Post” napisał, że na razie nie ma dowodów, które rozstrzygałyby, że to Rosja stała za uszkodzeniem gazociągów Nord Stream. Zaznaczono też, że część zachodnich dygnitarzy wątpi w odpowiedzialność Kremla.

The Times / rmf24.pl / Kresy.pl

3 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply

  1. Roman1
    Roman1 :

    Jak wiadomo wszystkie prowokacje banderowców przeciwko Polakom po 2014 roku określane były przez “polskie” media i “polskich” polityków mianem prowokacji Putina. Ta narracja nadal pozostaje, pomimo przeciwnych dowodów. Jak to się mówi – gdy dowody wskazują na coś innego, tym gorzej dla dowodów.