Niemiecka prokuratura nie ma aktualnie dowodów na to, że za wybuchami w gazociągach Nord Stream 1 i 2 stoi Moskwa.
Niemieccy śledczy badają sprawę wybuchów w gazociągach Nord Stream 1 i 2. Na razie nie mają dowodów na to, że za wybuchami stoi Moskwa. „Nie można tego w danym momencie udowodnić, ale śledztwa są kontynuowane” – oświadczył federalny prokurator generalny Peter Frank, cytowany w sobotę przez Deutsche Welle.
Próbki wody i podłoża oraz pozostałości rurociągów zostały pobrane za pomocą dwóch statków badawczych. Dokładnie udokumentowano także miejsce przestępstwa. „Obecnie analizujemy to wszystko pod kątem dowodowym” – podkreślił Peter Frank.
Zobacz także: Niemcy: Premier Saksonii chce naprawy gazociągu Nord Stream
Szwedzka prokuratura orzekła w listopadzie, że wycieki z gazociągów były spowodowane działaniami sabotażowymi. Stwierdzono ślady materiałów wybuchowych – zwraca uwagę RND. Potwierdzono tym samym początkowe podejrzenia, że detonacje przeprowadzono celowo. „Przeprowadzone obecnie analizy wskazują na pozostałości materiałów wybuchowych na kilku znalezionych obiektach” – medium przypomina komunikat szwedzkiego prokuratora.
Przypomnijmy, że pod koniec października rosyjskie ministerstwo obrony oskarżyło brytyjskich specjalistów z Królewskiej Marynarki Wojennej o udział w wysadzeniu gazociągów Nord Stream 1 i 2 na Morzu Bałtyckim. Rosja twierdzi, że żołnierze brytyjskiej marynarki wojennej, którzy szkolą ukraińskich „specjalsów” morskich, wcześniej zaplanowali, przygotowali i przeprowadzili ataki na gazociągi.
Ministerstwo obrony Wielkiej Brytanii oświadczyło, że zarzuty ze strony Rosjan to „fałszywe twierdzenia na epicką skalę” i „zmyślona historia”, mająca odwrócić uwagę od „katastrofalnego prowadzenia” inwazji na Ukrainę.
Zobacz także: Media: Rosja potajemnie planuje naprawę rurociągów Nord Stream
Niemiecki magazyn „Der Spiegel” napisał, że latem ub. roku amerykańska Centralna Agencja Wywiadowcza (CIA) ostrzegła rząd Niemiec o możliwych atakach na gazociągi Nord Stream 1 i 2. Medium podało też, że niemieckie służby potwierdzają, iż do uszkodzenia rur nie mogło dojść bez „udziału państwa”. Magazyn zasugerował, że może stać za tym Rosja, ale nie podaje żadnych konkretnych argumentów. Zawrócono uwagę na wątpliwą korzyść polityczną takiej akcji.
Jak pisaliśmy, przedstawiciele rosyjskich władz odrzucili spekulacje o tym, że przerwanie nitek gazociągu Nord Stream nastąpiło na skutek działania samych Rosjan. Rzecznik Kremla Dmirij Pieskow powiedział, że to dla Rosji „duży problem”, bo stracona została droga dostaw gazu do Europy. Określił spekulacje na temat tego, że to sami Rosjanie odpowiadają za zniszczenie instalacji jako „głupie”. Rzecznik Kremla nie omieszkał natomiast przypomnieć słów prezydenta USA Joe Bidena z lutego deklarującego konieczność likwidacji Nord Stream. Przypominał też o tym, że rosyjski gaz jest obecnie zastępowany na rynku europejskim przez gaz LNG z USA, z czego amerykańskie koncerny czerpią poważne zyski.
Zobacz także: Vucic: wszyscy politycy wiedzą, kto uszkodził Nord Stream, ale udajemy idiotów i milczymy
dw.com / Kresy.pl
To straszne, Niemcy nie mogą zameldować o wykonaniu zadania, gdyż nie mają dowodów przeciwko Rosji. A to takie proste – ist fecit cui prodest.
Myślę jednak, że Niemcy nikomu nie „meldują” o wykonaniu zadania. Od meldowania są lokaje i służący tacy jak nasze władze.
Niemcy byli stosunkowo niezależni w początkowym okresie wojny Rosji z Ukrainą. Teraz polegli, niemal tak jak pod Stalingradem i Kurskiem.