Podczas ponad półtoragodzinnej rozmowy na antenie państwowej, białoruskiej telewizji, aktywista opozycyjny i dziennikarz Raman Pratasiewicz mocno skrytykował działalność opozycji, a także władz Polski i Litwy. Oskarżył Białoruski Dom o układy korupcyjne z PiS i polskim rządem. Tłumaczył się też ze swoich powiązań z pułkiem Azow.
W czwartek białoruski aktywista opozycyjny i dziennikarz, Raman Pratasiewicz, zatrzymany blisko 2 tygodnie temu w Mińsku po przymusowym sprowadzeniu na ziemię samolotu pasażerskiego, wystąpił na antenie państwowej stacji ONT. Podczas długiej, ponad 1,5-godzinnej rozmowy z prowadzącym program dziennikarzem mówił o wielu różnych kwestiach dotyczących działalności swojej, a także opozycji białoruskiej i wspierania jej z zagranicy.
Pratasiewicz, współzałożyciel opozycyjnego kanału społecznościowego NEXTA przyznał w programie, że stał za organizowaniem masowych protestów na Białorusi, po wyborach prezydenckich w sierpniu 2020 roku. Białoruskie organy prowadzą przeciw w tej kwestii sprawę przeciwko niemu.
– Otwarcie przyznaję, że byłem jednym z tych, którzy opublikowali wezwania do wyjścia na ulice. A potem przyznałem, że apele, który w tamtym czasie i ja publikowałem, że one stały się konsekwencją tego, że na ulicach, faktycznie, zaczął się niekontrolowany bezład – powiedział Białorusin. Potwierdził też, że przyznał się do stawianych mu w tej sprawie zarzutów dotyczących organizowania masowych akcji poważnie naruszających porządek publiczny.
Z jego strony padły też przychylne słowa pod adresem białoruskiego przywódcy, Aleksandra Łukaszenki:
– Z początku go krytykowałem, ale im bardziej wciągałem się w działalność polityczną, tym bardziej rozumiałem, że wiele rzeczy, za jakie krytykowano Aleksandra Grigoriewicza, naprawdę było tylko próbą nacisku. I że w wielu momentach on działał, za przeproszeniem, jak człowiek ze stalowymi jajami.
Podczas rozmowy ze strony Pratasiewicza padło wiele krytycznych wypowiedzi odnoszących się do białoruskiej opozycji. Powiedział m.in., że w wśród niej rozważano scenariusz siłowego przejęcia władzy. Twierdził wręcz, że osobiście rozmawiał o tym ze Swietłaną Tichanowską, byłą kontrkandydatką Łukaszenki w wyborach, powszechnie uznawaną za główną liderkę białoruskiej opozycji. Powiedział, że anonimowo brał udział w konferencjach na platformie Zoom, w których uczestniczyły osoby spiskujące przeciwko reżimowi Łukaszenki. Twierdził, że był wtedy łącznikiem między tymi osobami, a sztabem Tichanowskiej.
Białorusin mówił, że istniało 4-5 grup, które mogły siłą przejąć władzę – chodziło rzekomo o 20 rodzin czołowych „siłowników”, funkcjonariuszy resortów siłowych. Według niego, na Białorusi wciąż jest kilka takich „uśpionych komórek”.
Pratasiewicz twierdził też, że sztab Tichanowskiej (osoby te wraz z nią zasadniczą mieszkają obecnie na Litwie) „żyje” na koszt litewskich podatników, elit biznesowych i białoruskiej emigracji. Według niego, Litwa czerpie z tego tytułu dywidendy polityczne, a także pozwala się temu krajowi „bez konsekwencji szczekać na cały czas”.
Według niego, władze Polski i Litwy rozmyślnie wspierają opozycję na Białorusi, żeby dzięki temu móc głośno krytykować Rosję, za przyzwoleniem międzynarodowym, i mieć pretekst do nieprzyjmowania migrantów z Bliskiego Wschodu. Pratasiewicz oskarżył też Sciapana Puciłę, autora kanału NEXTA, a także Białoruski Dom, organizację Białorusinów w Polsce, że są zamieszani w układy korupcyjne z polskim rządem oraz PiS.
Przeczytaj: Media: w Polsce Pratasiewicz był pod opieką polskich służb
– Białoruski Dom to wiodąca organizacja, która kontroluje całą białoruską agendę [opozycyjną- red.]. Osobiście, poprzez polskiego premiera, przez kieszenie Białoruskiego Domu, przeznaczono 53 mln złotych na pomoc białoruskim uchodźcom. A wiecie, co jest najciekawsze? Nasza redakcja tam siedziała. Domofon dzwonił przez całą dobę, ludzie realnie próbowali prosić o pomoc, ale nikt im ani razu nie otworzył drzwi. Jestem pewien, że są i schematy [układy – red.] korupcyjne, związane z partią rządzącą i Białoruskim Domem, na pewno, tam są zbyt bliskie powiązania – powiedział Pratasiewicz. Podkreślał też, że “zwykła białoruska organizacja imigrancka” w Polsce dostała od władz willę w atrakcyjnej dzielnicy Warszawy, która jest pod stałą ochroną. Twierdził też, że do tej siedziby zasadniczo go nie wpuszczano, a do tego są tam pokoje, do których wstęp jest zabroniony. – Co tam się odbywa? To pytanie. Mówił też, że z czasem został odsunięty na bok i że nigdy nie dopuszczano go do kwestii dotyczących finansów.
Część mediów relacjonując te słowa podawała, że Białorusin powiedział, iż protesty na Białorusi były finansowane z Polski, na co miało rzekomo pójść co najmniej 50 mln złotych.
W innym momencie rozmowy powiedział, że Paweł Łatuszka, były białoruski dyplomata, a obecnie jeden z ważniejszych opozycjonistów, płaci za mieszkanie w Warszawie 3000 euro. Przytoczył też „żart”, że mówi się, iż Łatuszka szuka nowego finansowania, żeby przeszczepić sobie wątrobę z powodu problemów z alkoholem.
Białorusin powiedział, że za białoruskimi sztabami opozycyjnymi oraz opozycyjnymi kanałami na Telegramie stoją zagraniczne służby specjalne, ale nie sprecyzował o jakie kraje miałoby chodzić. Mówił, że na Zachodnie wzywano do nałożenia sankcji na władze w Mińsku, żeby zrujnować w kraju gospodarkę, a ludzi zmusić do głodowania i ponownego wyjścia na ulice. Jego zdaniem, antyrządowe protesty na Białorusi faktycznie zakończyły się porażką i sprawa jest przegrana. Dodał, że Tichanowska ma tego wszystkiego świadomość.
Podejrzewa też, że zmuszenie do lądowania w Mińsku samolotu, którym leciał z Grecji do Wilna, to efekt prowokacji Daniła Bogdanowicza, współpracownika sztabu Tichanowskiej.
Odniósł się też do informacji o swoim pobycie w Donbasie w czasie konfliktu. Twierdził, że rzeczywiście był na wschodniej Ukrainie, ale łącznie nie dłużej niż półtora miesiąca i że nigdy nie był w strefie działań bojowych.
– Pojechałem tam po raz pierwszy w 2014 roku, na Ukrainie, w strefie ATO, byłem łącznie półtora miesiąca – powiedział Pratasiewicz. Przyznał, że w tym czasie z ówczesnym batalionem „Azow”, ale podkreślił, że nie brał udziału w walkach. – Nawet munduru nie nosiłem – dodał. – Należałem do stowarzyszenia Białorusinów „Oddział Pogoni”, faktycznie były w nim trzy osoby. Do „Azowa” przydzielili.
Zobacz: Odnaleziono film z Protasiewiczem opatrywanym pod Szyrokinem [+VIDEO]
Białorusin potwierdził, że krążące w sieci zdjęcia faktycznie są jego, choć twierdzi, że „zrobiono je na poligonach”. Dopytywany o to, czemu pozował w unifomie, z bronią, a na innym nagraniu widać go w szeregach bojców Azowa, mówił, że był wówczas młody, chciał zrobić z siebie wojaka i fascynował go „romantyzm wojny”. – Byłem po prostu dziennikarzem, chociaż przy oddziale bojowym. Później wszedłem w skład jednego z pododdziałów, ale znów dalej zajmowałem się głównie fotografią… Większość czasu spędzaliśmy w bazach.
Pratasiewicz podkreślił, że nie należał do sztabu „Azowa”, ponieważ był obcokrajowcem. Powiedział, że pobyt w Donbasie i jego ówczesne „dziwne wypowiedzi” [potwierdził, że w 2015 roku udzielił pod pseudonimem Kim wywiadu dla Radia Swoboda – red.] były największym błędem jego życia i bardzo tego żałuje. Przyznał, że naruszał etykę dziennikarską, ale nie popierał ideologii obecnej w Azowie (nie sprecyzował jednak, jaką ideologię ma na myśli). Prosił też, by Łukaszenka nie wydawał go tzw. Ługańskiej Republice Ludowej; tamtejsi separatyści chcą go osądzić za rzekomy udział w walkach w Donbasie.
Jak pisaliśmy, jedno ze zdjęć krążących po sieci, przedstawiających rzekomo Protasiewicza, które miało zostać wydobyte przez białoruskie służby z jego telefonu po aresztowaniu, zostało w 2015 roku użyte przez białoruskie wydanie portalu Radio Swoboda do zilustrowania wywiadu z białoruskim żołnierzem Azowa o pseudonimie „Kim”, prazy czym twarz azowca została wówczas przez portal zasłonięta. „Kim” mówił m.in. w wywiadzie, że 22 marca 2015 roku został ranny pod Szyrokinem – doznał ran klatki piersiowej od odłamków oraz wstrząśnienia mózgu. Jak mówił, życie uratowała mu kamizelka kuloodporna i w ciągu miesiąca wrócił do służby. Jak pisaliśmy, „Kim” opowiadał też o tym, co czuł podczas strzelania do przeciwnika.
Pod koniec rozmowy ze łzami w oczach publicznie prosił o wybaczenie, zapewniając, że nie chce już angażować się w politykę i chce spokojnie żyć.
– Nigdy więcej nie chcę angażować się w politykę. Chcę mieć nadzieję, że mogę wszystko naprawić i wieść zwyczajne, spokojne życie, mieć rodzinę, dzieci, przestać przed czymś uciekać… – powiedział Pratasiewicz, po czym ukrył twarz w dłoniach i rozpłakał się.
Na powyższym filmie wątki dotyczące Polski od ok. 40 minuty, nt. Donbasu i Azowa od 1:22.
Media związane z białoruską opozycją komentując występ Pratasiewicza w państwowej telewizji podkreślają, że wywierana jest na niego presja, że grozi się mu i stąd został zmuszony do takiego wywiadu. Na kanale na Telegramie „Białoruś mózgu”, założonym przez Pratasiewicza, napisano, że zarówno on, jak i jego dziewczyna, Sofia Sapiega, są „w rękach państwowych terrorystów”, a sam wywiad, „udzielony w wyniku tortur”, jest nieetyczny i w związku z tym prasa nie będzie tego publikować. Podobne opinie wyrażali w Polsce komentatorzy pozytywnym nastawieniu względem białoruskiej opozycji.
W niedzielę 23 maja białoruskie władze zmusiły do lądowania w Mińsku samolot linii Ryanair, który leciał z Aten do Wilna. Na jego pokładzie był dziennikarz i aktywista Roman Protasiewicz, m.in. współzałożyciel opozycyjnego kanału NEXTA. Aktywista został zatrzymany przez białoruskie służby. Później w sieci pojawiły się informacje o związkach opozycjonisty z kontrowersyjnym ukraińskim pułkiem Azow i tzw. ruchem azowskim.
Protasiewicz zaczął sypać… 😀