Wielomilionowe straty za ubiegły rok, zamrożone przez sąd aktywa, ograniczona do minimum produkcja, masowe zwolnienia i protesty związków zawodowych — tak dziś wygląda sytuacja największego litewskiego zakładu, tudzież największego płatnika podatków, spółki „Orlen Lietuva”.

Dodać należy, że spółkę czeka niejasna perspektywa, nie wykluczając zamknięcia przedsiębiorstwa. Ewentualnie jego sprzedaży, co dziś jest mało prawdopodobne ze względu na bardziej niż złą koniunkturę na rynku petrochemii.

Litewscy eksperci tymczasem wmawiają rządowi, że nic się nie dzieje i nic się nie stanie, nawet jeśli należąca do Polaków rafineria zbankrutuje. Owszem, przyznają, że może nastąpić zapaść gospodarcza regionu (Możejki, Taurogi), bo tylko w samych zakładach pracę straci około 1 400 osób. Nie wiadomo, ile jeszcze straci pracę w spółkach, które specjalizowały się na obsłudze rafinerii. Według różnych źródeł bezpośrednio problem ten dotknie około 40 przedsiębiorstw.

Proszony o pomoc rząd, wydaje się, niewiele robi, żeby ratować lidera krajowego przemysłu. Spółce przede wszystkim zależy, żeby rząd wpłynął na państwową spółkę kolejową „Lietuvos geležinkeliai”, żeby ta obniżyła taryfy przewozowe dla rafinerii oraz spełniła wreszcie obietnicę odbudowy rozebranych wcześniej torów z Możejek w kierunku łotewskiego portu Windawa. Ten odcinek znacznie obniżyłby koszty logistyczne rafinerii i zwiększyłby jej konkurencyjność. Jednak koleje państwowe nie śpieszą z odbudową torów, choć na poziomie obietnicy rządowej miały to zrobić „najpóźniej” w ubiegłym roku. Toteż rafineria zmuszona jest korzystać z portu w Kłajpedzie, który w linii prostej jest prawie obok — 100 km, lecz kolej prowadzi hen drogą okrężną ponad 200 km. Każdy dodatkowy kilometr obniża cenowo produkcję „Orlen Lietuva”. Na dodatek, według rafinerii, od lat płaci ona za przewozy kolejowe około 30 proc. więcej niż konkurenci z innych krajów, np. z Białorusi. Z tym się nie godzą koleje państwowe, które uważają, że stawka dla Polaków jest słuszna. W sądzie operatorzy kolei państwowych domagają się od rafinerii zapłacenia zaległości — w opinii rafinerii — przepłaconych za usługi kolei. Na kontach borykającej się z problemami spółki wileński sąd zamroził aktywa warte 8,5 mln litów (2,46 mln euro). Spółka „Lietuvos geležinkeliai” twierdzi, że taką sumę jest jej winna „Orlen Lietuva”. O obniżce taryfy „Lietuvos geležinkeliai” nie chcą nawet słyszeć.

Pojawiły się sugestie, najpierw w prasie, potem w kręgach rządowych, że Polacy oszukują, bo zaniżają zyski i zawyżają stawki. Chcą w ten sposób wymusić na władzach Litwy przychylnych decyzji. Litewska agencja ELTA w tym tygodniu napisała otwarcie, że „Orlen Lietuva” szantażuje Litwę. Wymownym jest też fakt, że w materiale agencyjnym użyto starej nazwy rafinerii „Mažeikių nafta”, która straciła aktualność po przejęciu litewskich zakładów przez PKN Orlen. Polakom zarzuca się, że chcą za przykładem poprzednich amerykańskich właścicieli „Williams International” wyłudzać od państwa setki milionów litów na płynność rafinerii. Agencja przypomina, że wówczas rząd co roku miał w rezerwie pół miliarda litów potrzebnych na pokrycie strat zakładów. Pominięto natomiast fakt, że rafinerię sprzedano „Williamsowi” za symbolicznego lita i zgodzono się dopłacać do inwestycji, a faktycznie zamiast Amerykanów inwestować w zakłady. Polski Koncern Naftowy zapłacił za przejęcie rafinerii w 2006 roku oraz kolejne inwestycje w nią blisko 4 mld USD. Kolejne miliardy co roku wpływały do budżetu Litwy. „Orlen Lietuva” od lat jest niekwestionowanym liderem największych płatników podatków. W ubiegłym roku rafineria zapłaciła w sumie 1,4 mld litów podatków (1,338 mld litów w 2012 r.). Najbliższa do niej amerykańska spółka „Philip Morris Baltic” zapłaciła w tym samym czasie 556 mln litów podatków. Litewscy ekonomiści próbują jednak pomniejszyć wagę rafinerii, twierdząc, że większość zapłaconej sumy stanowi podatek akcyzowy i inne, które — niezależnie od tego, czy paliwo będzie produkowała rafineria, czy też będzie eksportowane — i tak zostaną zapłacone. A więc budżet państwa na tym nie straci, przekonują ekonomiści. Ogólna ich ocena ma też potwierdzenie w statystykach, bo jeśli w ogólnym zestawieniu „Philip Morris Baltic” jest wśród liderów płatników podatków, to odejmując od nich akcyzę tytoniową, amerykańska spółka spada w rankingu daleko w dół. Tymczasem „Orlen Lietuva”, niezależnie od tego, czy z podatkiem akcyzowym, czy bez, w każdym razie pozostaje największym źródłem dochodu litewskiego budżetu. Jak wynika bowiem z tegorocznych danych Państwowej Inspekcji Podatkowej, w I kwartale tego roku „Orlen Lietuva” odprowadziła do budżetu 302,7 mln litów wliczając podatek akcyzowy. Bez niego suma ta wyniosła 207,2 mln litów. Najbliżej „Orlenu” w zestawieniu bez podatku akcyzowego znalazł się litewski monopolista na rynku gazu ziemnego, spółka „Lietuvos dujos”. W I kwartale zapłaciła ona 99,7 mln litów podatków. Warto też zauważyć, że dane dotyczą okresu, kiedy rafineria przeżywa jeden z najtrudniejszych okresów w swojej historii.

Na początku 2014 r. spółka, w której ma 100 proc. udziałów, zanotowała stratę netto w wysokości 94,3 mln USD. Ze względu na pogorszenie sytuacji makroekonomicznej, przerób w rafinerii ograniczony został do minimum, czyli do 60 proc. mocy produkcyjnych. Podjęto szereg działań optymalizacyjnych, obejmujących poprawę efektywności produkcyjnej i sprzedaży, a także koszty i zatrudnienie. Sytuację komplikuje niezrozumienie ze strony związków zawodowych, które nie godzą się na zmniejszenia wynagrodzeń i etatów. Związkowcy przeprowadzili już ostrzegawcze akcje protestacyjne i zapowiadają strajk generalny, który może tylko jeszcze bardziej pogorszyć sytuację rafinerii.

kurierwilenski.lt

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply