Dr hab. Andrzej Zapałowski: dążenie do szybkiego porozumienia z Ukrainą to bardzo duży błąd taktyczny

Polacy powinni rozegrać sprawę, a nie dążyć za wszelką cenę do szybkiego porozumienia, bo obecnie, w sytuacji napiętych stosunkach polsko-ukraińskich takie działanie ze względów taktycznych jest bardzo dużym błędem – mówi w rozmowie z Kresy.pl dr hab. Andrzej Zapałowski, komentując piątkowe spotkanie przedstawicieli prezydentów Polski i Ukrainy.

Jak informowaliśmy wcześniej, w piątek w Krakowie doszło do spotkania Wiceprzewodniczących Komitetu Konsultacyjnego Prezydentów RP i Ukrainy. Ze strony polskiej – Krzysztofa Szczerskiego, szefa gabinetu prezydenta, a ze strony ukraińskiej – Konstantina Jelisejewa, wiceszefa administracji prezydenta Ukrainy. Do spotkania doszło z inicjatywy prezydentów Andrzeja Dudy i Petra Poroszenki. Obie strony przede wszystkim „potwierdziły swoje przywiązanie do wzmocnienia strategicznego partnerstwa”. Uzgodniono m.in., że „zakaz poszukiwań i ekshumacji na terytorium Ukrainy winien zostać zniesiony, a wspólne prace ekshumacyjne na terytorium Ukrainy powinny zostać wznowione”. W kontekście planowanej na grudzień wizyty prezydenta Dudy na Ukrainie omówiono przygotowania do tego wydarzenia.

W rozmowie z portalem Kresy.pl dr hab. Andrzej Zapałowski, historyk i ekspert ds. bezpieczeństwa zwraca uwagę, że działania kancelarii prezydenta Andrzej a Dudy pokazują, że „Polsce bezwzględnie zależy na tym, żeby doszło do jego wizyty na Ukrainie”.

– To jest w istocie coś niedobrego, ponieważ tak naprawdę na tym powinno zależeć stronie ukraińskiej, a nie polskiej. Dlatego, że my nie mamy z tego żadnych większych korzyści – mówi prof. Zapałowski.

Historyk zwraca również uwagę, że rozmowy ze strony ukraińskiego ośrodka prezydenckiego pokazują, iż coraz bardziej rośnie przepaść między środowiskami nacjonalistycznymi, a oligarchami. – Chodzi o rywalizację o wpływy. Zauważmy, że pomału Ukraina przygotowuje się do kampanii wyborczej w 2019 roku, która potrwa ponad rok. Te wybory będą rozstrzygające, ponieważ albo ośrodek oligarchiczny utrzyma władzę na Ukrainie, albo wpływy przejmą środowiska nacjonalistyczne. Wykorzystują one osobę Micheila Saakaszwiliego, który ma być taką osobą z zewnątrz, która jako były prezydent Gruzji ma niejako swoim autorytetem osłabić wpływy Poroszenki. Dlatego na linii nacjonaliści – oligarchowie bardzo rośnie napięcie.

Zdaniem prof. Zapałowskiego, w takim kontekście strona polska powinna wykorzystać te napięcia. – Ale nie poprzez demonstrowanie swojej obecności na Ukrainie, ale przez stawianie warunków ośrodkowi prezydenckiemu. Że jest w stanie zaangażować się przeciwko ukraińskim nacjonalistom we wsparciu ośrodka, który nie jest ideologicznie antypolski – zaznacza.

– Polacy powinni rozegrać tę sprawę, a nie dążyć za wszelką cenę do szybkiego porozumienia, bo w obecnie napiętych stosunkach polsko-ukraińskich takie działanie, ze względów taktycznych jest bardzo dużym błędem – uważa ekspert. – Możemy przełożyć wizytę o kilka miesięcy, nic się nie stanie. A strona ukraińska będzie wówczas bardziej spolegliwa.

Ukraina chce, żeby Duda wpłynął na samorządy?

W komunikacie strony polskiej poinformowano m.in, że obie strony „uzgodniły, że podejmą współpracę z odpowiednimi władzami lokalnymi na rzecz realizacji wspólnego interesu”. Oficjalna relacja strony ukraińskiej posiada brzmienie niemal analogiczne do komunikatu KPRP. Nieco inaczej brzmi jednak cytowany punkt. Według komunikatu strony ukraińskiej, „strony ukraińska i polska zgodziły się współpracować z odpowiednimi, lokalnymi organami władzy w celu rozwiązania kwestii, które stanowią obopólny interes”.

Zdaniem prof. Zapałowskiego, w tych zapisach pośrednio może być mowa o polityce historycznej  kwestii upamiętnień, w tym obiektów upamiętniających członków OUN-UPA.

– Jeżeli na szczeblu prezydentów pojawia się kwestia samorządów, to należy zaznaczyć, że np. kwestia obiektu w Hruszowicach została rozstrzygnięta właśnie na poziomie samorządu, w zgodzie z polskim prawem. Z drugiej strony musimy pamiętać, że kilka polskich samorządów zerwało współpracę z samorządami ukraińskimi za promocję banderyzmu. Z uwagi na to, że w Polsce samorząd lokalny ma dużą dozę niezależności, być może tutaj mamy do czynienia z działaniem strony ukraińskiej, które ma wzmóc nacisk administracji prezydenckiej na samorządy w pewnych kwestiach. A wiadomo, że kilka samorządów rozważa rozbiórkę kolejnych nielegalnych upamiętnień UPA. Być może Ukraińcy działają na tym kierunku. Trudno wskazywać tu inne pola współpracy, na których zależałoby ośrodkowi ukraińskiemu. No bo co ośrodek prezydencki na Ukrainie ma do relacji między samorządami, które generalnie nic istotnego do polityki nie wnoszą? Tym bardziej, że taka współpraca dotyczy znikomej części państwa ukraińskiego.

Ekspert zaznacza, że polskie samorządy popełniają istotny błąd, koncentrując się na współpracy z samorządami z zachodniej Ukrainy. – Z punktu widzenia Polski, powinniśmy się koncentrować na współpracy z samorządami z centralnej czy południowej Ukrainy, a w niektórych przypadkach – również wschodniej. Tam, gdzie jest prawdziwy przemysł i gospodarka ukraińska, bo zachodnia Ukraina jest prowincją gospodarczą. Ze współpracy z samorządami z zachodniej Ukrainy nie mamy żadnych zysków gospodarczych, a w kwestii polityki, m.in. historycznej, mamy tak naprawdę problemy, napięcia, czy wręcz próby narzucenia nam własnej narracji.

Spóźniona decyzja ws. Szeremety

Prof. Zapałowski skomentował też kwestię niewpuszczenia do Polski ukraińskiego urzędnika w randze ministra, Światosława Szeremety, znanego z antypolskich działań i wypowiedzi (w tym z zablokowania prac poszukiwawczo-ekshumacyjnych na Ukrainie) oraz gloryfikowania członków OUN-UPA czy Waffen-SS Galizien.

– Myślę, że jest to decyzja dalece spóźniona. W polityce między Polską a Ukrainą to, co rząd polski określał mianem strategicznego partnerstwa, jak widać było przez lata, nie było żadnym strategicznym partnerstwem, tylko po prostu wykorzystywaniem przez stronę ukraińską pewnej naszej naiwności i słabości poszczególnych rządów polskich względem Ukrainy. Tak naprawdę, od lat różni działacze społeczni czy historycy dostawali zakaz wjazdu na Ukrainie. To nie tylko kwestia pana Zdzisława Koguciuka czy prof. Czesława Partacza. Taki zakaz miał m.in. Stanisław Żółkiewicz, szef Stowarzyszenia Obrońców Pamięci Orląt Przemyskich. Ukraińcy stosowali tę metodę w stosunku do polskich działaczy od 7-8 lat. I Polska po tak długim okresie w końcu zdecydowała się na jakieś retorsje, adekwatne do działań strony ukraińskiej. Tak naprawdę strona polska powinna była podnieść tę kwestię wtedy, kiedy to się zaczęło. I powiedzieć jednoznacznie: „jeśli wy stosujecie takie mechanizmy, to my też będziemy je stosować”.

Kresy.pl

5 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply

  1. ProPatria
    ProPatria :

    Reasumując: motłoch rezuński znów w 100 % ogrywa politycznie polskojęzycznych frajerów. Jak można być takim idiotą by mieć wszystkie argumenty i nie potrafić ich (już nie wymagam od tych imbecyli w pełni) wykorzystać ??? Przykro to stwierdzić, lecz opluwanie trwa w najlepsze i nic nie wskazuje choćby na krótkotrwałą przerwę…

  2. Gaetano
    Gaetano :

    W Polsce na dobrą sprawę nie ma zbyt wielu dyplomatów, a już u polskojęzycznych żadnego, którzy potrafiliby zagrać właściwie kartami w sytuacji, gdy ma się wszystkie asy w talii, tak jak zrobiliby to Węgrzy, czy zwłaszcza Rosjanie, od których dyplomacji mogliby się uczyć. Tutaj nie nastąpi jakieś spektakularne podniesienie na wyżyny znaczenia Polski i polskiej racji stanu, już prędzej spektakularna porażka w polityce względem ukrowskich cwanych bękartów. Ci nadal będą się dobrze bawić i owijać tępych naiwniaczków wokół palca, a najpóźniej w grudniu spokojnie i wręcz z cynizmem i butą poproszą o kolejną bezzwrotną pożyczkę w ramach “obrony Europy”.

  3. Mazowszanin jeden
    Mazowszanin jeden :

    Czy nie lepiej można ująć stosunki polsko-ukraińskie niż zrobili to dr hab. Andrzej Zapałowski i prof. zw. dr hab. Waldemar Rezmer? Nie ma co, trzeba brać stronę ukraińską na wstrzymanie. Wizyta prezydenta Andrzeja Dudy jest w interesie prezydenta Petro Poroszenki i Ukrainy chcących pokazać, że jeszcze ktokolwiek znaczący z zagranicy publicznie pokazuje się z nimi (“oma” z Berlina nie afiszuje się z kontaktami z nimi, podobnie i inni politycy ze świata) gdyż raczej wszyscy uciekają od nich jak od problematycznego znajomego (na to sami sobie zasłużyli jako kraj specjalnej troski, ułomny w każdym wymiarze: politycznym, ekonomicznym, militarnym i społecznym). Teraz to Polska jako nowy, niestały członek Rady Bezpieczeństwa ONZ jest nad wyraz potrzebna Ukrainie (a nie na odwrót!) – w razie polskiego sprzeciwu dla planu pokojowego, lub braku lobbingu na rzecz interesu strony ukraińskiej, próby stabilizacji w Donbasie wypadną niekorzystnie dla Ukrainy. Spójrzmy prawdzie w oczy – to Ukraina jest petentem w tych naszych relacjach dwustronnych!

    • ProPatria
      ProPatria :

      @Mazowszanin jeden Małe sprostowanie Kolego: banderland powinien być petentem. Kraik-żart historii prowadząc o wiele sprytniejszą politykę zagraniczną i grając na pisiorkowych fobiach owinął sobie polskojęzycznych wokół palca i to oni są petentami. Smutne i nielogiczne (wręcz kretyńskie), lecz tak niestety jest.

      • Roman1
        Roman1 :

        @ProPatria – jak długo czołowi politycy z Polski będą wspierać ukraińskich bandytów? Zamiast szukać porozumienia z Rosją, stale chwalimy ukraińskich morderców. Poza Kresami, cenzura ukraińska działa w Polsce bez zastrzeżeń.