Antypolskie frustracje z historią w tle

W litewskim parlamencie, w jego europejskim sercu — Biurze Informacji Europejskiej — odbyła się kolejna, ostatnio częstych na Litwie dyskusji, o relacjach polsko-litewskich. „Rola Polaków i Polski na drodze samostanowienia i rozwoju narodu litewskiego i jego państwa” i „Obcy w domu Litwinów” — to zestawienie nazwy seminarium-dyskusji oraz tytułu prezentowanej na niej książki inżyniera, dziennikarza, a ostatnio też uważanego w pewnych kręgach za historyka dr. Algimantasa Liekisa, najlepiej odzwierciedlało to, o czym mówili uczestnicy spotkania.

Ich zdaniem, Polska od zarania dziejów polsko-litewskich dążyła do unicestwienia litewskiej państwowości i narodu litewskiego, zaś Polacy na Litwie stanowią „piątą kolumnę”. Co prawda, czyją ta „kolumna” miała być, uczestnicy spotkania nie mieli spójnego zdania, bo raz ją nazywali kolumną Warszawy, a raz Moskwy.
Dziwnym zbiegiem okoliczności, dyskusja odbywająca się w sejmowych progach, zbiegła się z kampanią wyborczą do Parlamentu Europejskiego. Nazwiska niektórych z przemawiających można znaleźć na liście kandydatów jednej z partii do PE.
I choć bohater spotkania, Algimantas Liekis, kategorycznie zaprzeczył, mówiąc, że nawet nie skojarzył organizowanej dyskusji z kampanią wyborczą, to pod koniec spotkania sam zachęcał słuchaczy dyskusji do głosowania na jedną z list. Inni organizatorzy spotkania po cichu też rozdawali jego uczestnikom ulotki agitacyjne.

Aczkolwiek, jak zaznaczył uczestniczący w dyskusji prezes „Vilniji” dr hab. Kazimieras Garšva, wypowiadana krytyka pod adresem Polaków nie dotyczy całej polskiej społeczności, lecz tylko zwolenników Akcji Wyborczej Polaków na Litwie i jej prezesa, europosła Waldemara Tomaszewskiego. Garšva tradycyjnie też zaatakował dziennikarzy „Kuriera Wileńskiego” bezpodstawnie zarzucając nam nieobiektywność.
— Prezentowana książka jest bardzo popularna i potrzebna szkołom i placówkom kultury, więc sądziłem, że przyjdzie Akcja Polaków i będzie duża kolejka, będą chcieli kupić (książkę — przyp. red.). Tymczasem doczekaliśmy się tylko dwóch dziennikarzy „Kuriera Wileńskiego” i teraz pan Stanisław myśli jutro napisać, że zebrała się tu grupka ekstremistów, która stawia pretensje Polsce, chcąca lituanizować Polaków. Ale my niczego podobnego nie proponujemy. „Piątą kolumnę” stanowią tylko Burokevičius, Jonienė i Jarmalavičius (Mykolas Burokevičis, Juozas Jarmalavičis i Stanislava Jonienė uznawani są za jednych z organizatorów krwawych wydarzeń 13 stycznia 1991 r. — przyp. red.), którzy są Litwinami. Polacy są wymienieni w książce Ganusauskasa „Piąta Kolumna” (Edmundas Ganusauskas, sowiecki lotnik, później dziennikarz litewskiej „Komsomolskiej prawdy” (od 1991 r. „Lietuvos rytas”), następnie rzecznik prasowy usuniętego z urzędu w drodze impeachmentu prezydenta Rolandasa Paksasa — przyp. red.). Jest ich mniejszość, dlatego nie piszcie, że mówiliśmy o Polakach, jako o „piątej kolumnie”.

Rozmawiamy bowiem o ugrupowaniu Tomaszewskiego i tylko o nich — mówił Garšva zwracając się bezpośrednio do dziennikarzy „Kuriera Wileńskiego”. Zarzucił nam, że niesłusznie piszemy, że Garšva jest przeciwny pisowni polskich nazwisk oraz nazw miejscowości.
— Napiszcie, że Garšva jest bardzo niezadowolony z tego, że Waldemar Tomaszewski po rosyjsku pisze się Tomaszewskij, że poseł na Sejm, prezes „Macierzy Szkolnej” w Sejmie pisze się Kvetkovskij, ja zaś proponuję, żeby pisał się po polsku „Kwiatkowski”, albo przynajmniej po litewsku „Kvetkovskis”. Tak samo w sprawie posła Jedzińskiego. To więc proponujemy, ale wy nie chcecie z tego skorzystać — mówił Garšva dlaczegoś zapominając o tym, że to na początku litewskiej niepodległości litewskie urzędy stanu cywilnego wymieniając sowieckie paszporty na litewskie przepisywały do nich wcześniej zrusyfikowane polskie nazwiska, chyba że Polak godził się na zlituanizowanie swego nazwiska.

Przy tym prezes „Vilniji” skrytykował też projekt wiceprzewodniczącego Sejmu Gediminasa Kirkilasa, którego przyjęcie umożliwiłoby polską pisownię nazwisk w litewskich dowodach. Garšva powiedział, że podobnej możliwości nie mają Litwini w Polsce oraz, że żadna umowa, w tym Traktat Polsko-Litewski nie zobowiązuje Litwę do wprowadzenia obcych liter do litewskiego alfabetu.
— Wymieniliśmy na razie tylko problemy w relacjach z Akcją Wyborczą Polaków na Litwie i Polską. Po wymienieniu problemów chcemy przywrócenia dobrych stosunków z Polską. Ale ich nie będzie dopóty, dopóki Polska nie uszanuje Aktu Niepodległości 16 lutego, na mocy którego Litwa zerwała wszystkie więzi z innymi państwami, w tym z Polską. A przed 130 laty twórcy naszego państwa wyrzucili z alfabetu wszystkie polskie litery, żeby zerwać z polonizacją — grzmiał prezes „Vilniji”. Oburzył się też, że utworzony w okresie caratu litewski alfabet dziś w Republice Litewskiej posłowie na Sejm chcą zniszczyć.
Garšva wyraził nadzieję, że antykonstytucyjne, jego zdaniem, ustawy o pisowni nazwisk i o mniejszościach narodowych nie zostaną uchwalone. Zaznaczył też, że tylko „mówienie prawdy i niestawianie pretensji” przyczynią się do rozwiązania problemów w relacjach polsko-litewskich.
Niestety, od niemówienia prawdy, a raczej od jej negowania swoje przemówienie rozpoczął następny po Garšvie uczestnik dyskusji. Jonas Užurka, wychowanek sowieckiej szkoły dowódców wojskowych, a w niepodległej Litwie publicysta, zarzucił obecnym władzom brak reakcji na rzekomo kłamliwą informację, że w okresie stanowienia litewskiej niepodległości jej wojsko było użyte przeciwko podwileńskim Polakom sprzeciwiającym się grabieży ich ziemi przez nowe władze. Užurka nazwał te doniesienia kłamstwem, a uczestnicy dyskusji z nim zgodzili się.

Do wydarzeń na Wileńszczyźnie z początku lat 90. ubiegłego stulecia nawiązał w swoim przemówieniu Arūnas Eigirdas, ówczesny członek rządowej komisji ds. tzw. Litwy Wschodniej oraz namiestnik rządu na rejon solecznicki w latach 1991-1992. Zaznaczył on, że na początku lat 90. Rosja na Wileńszczyźnie przygotowywała podobny scenariusz, jaki został zrealizowany w Naddniestrzu, czy obecnie jest realizowany na Krymie. Eigirdas uważa, że zapobiec podobnym wydarzeniom na Wileńszczyźnie pomogło zrozumienie ówczesnych władz powagi sytuacji. Właśnie wtedy powstała rządowa Komisja ds. Litwy Wschodniej, która na Wileńszczyźnie prowadziła prewencyjne działania z zakresu polityki informacyjnej oraz dialogu z miejscowym społeczeństwem i przedstawicielami władz lokalnych. Eigirdas zdradził, że realizację tych celów Komisji ułatwiała inwigilacja miejscowej ludności.
„Powiem otwarcie, że całość informacji z tego regionu Departament Bezpieczeństwa otrzymywał od nas. Mieliśmy w tamtym regionie całą siatkę swoich informatorów. Mieliśmy dokładną informację o sytuacji. A gdy masz informację, to wiesz, jak trzeba działać i co robić” — powiedział Arūnas Eigirdas. Ubolewał też, że później i obecnie nikt nie prowadzi na Wileńszczyźnie podobnych działań.
— Toteż mamy taką sytuację, że w ciągu tych lat wychowaliśmy całe społeczeństwo, które uważa się za obywateli Polski, a nie Litwy — powiedział Eigirdas. Uznał też, że działania i interesy Rosji i Polski wobec Litwy są zbieżne.

Sygnatariusz Aktu Niepodległości, były minister spraw zagranicznych, obecnie poseł na Sejm, prof. Povilas Gylys, uważa też, że problematyczność relacji polko-litewskich polega na tym też, że obecne litewskie elity polityczne nie działają w interesie narodu litewskiego i nie potrafią przeciwstawić się polskim elitom, które mają konkretne cele wobec Litwy.
— Polska jest dla nas ważna i nikt o zdrowym rozsądku temu nie będzie przeczył, zresztą nikt i nie przeczy. Trzeba jednak mieć siły i umysł, żeby uświadomić sobie, że Polska, jej elita, bardzo wpływowa jej część, przeceniła Litwę, przeceniła naród litewski. Toteż wzmacnia się przeczucie, że chcą oni pewnych zmian przerysowując na nowo mapę Europy — powiedział Gylys. Jego zdaniem, potęgowanie napięć na tle narodowościowym prowadzi do konfliktu, który „może wybuchnąć w nieznanym miejscu i nieznanym czasie”.
Z kolei w przekonaniu innego Sygnatariusza Aktu Niepodległości, byłego posła oraz jednego z twórców sławetnego programu Litwy Wschodniej, Romualdasa Ozolasa, nie ma nadziei na poprawę relacji z Polakami.

— Polacy mają narodową ideologię, jakiej nie mają Litwini. A tę ideologię stanowi nic innego, jak tylko polski katolicyzm zapłodniony przez okrucieństwo Zakonu (krzyżackiego). Kościół i Zakon w Polsce są braćmi bliźniakami — oświadczył Ozolas.
Zaznaczył też, że stronnicy porozumienia z Polską „kosztem zrezygnowania z narodowego alfabetu” rozumieją tylko język siły.
— Nie pozostaje nam więc nic innego, jak tylko znaleźć sposób, żeby zacząć z nimi rozmawiać w tym języku — powiedział Ozolas. Oświadczył też, że przedstawicieli Akcji Wyborczej Polaków na Litwie we władzach kraju nie można określać inaczej jak „piątą kolumną” i że muszą oni zostać usunięci z zajmowanych stanowisk.
Romuladas Ozolas skrytykował też inicjatywę Kirkilasa, któremu zarzucił komunistyczną przeszłość. Paradoksalne, ale zarówno sam Ozolas, jak też Gylys, oraz wielu przemawiających, jak i sam bohater dr Liekis mają nieraz bardzo bogatą przeszłość sowiecko-komunistyczną.

Stanisław Tarasiewicz

Kurier Wileński

8 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply

  1. suwaliszek
    suwaliszek :

    Tych lietuviskich szowinistów trzeba wezwać przed sąd do Strasburga. Toż to jest jawne nawoływanie do przemocy wobec innego narodu! Gdyby nie Polska to już dawno by nie mieli swojej państwowości podbici przez Krzyżaków. A tu takie farmazony, że Polska już od zarania starała się zlikwidować litewskie państwo. A to zrównanie polskiego kościoła katolickiego z Krzyżakami to już w ogóle cyrk.

  2. darek3013
    darek3013 :

    Gdyby Polska stosowała wobec Litwinów i Ukraińców metody jakie stosowali Niemcy na Śląsku i Pomorzu to te narody byłyby obecne tylko na kartach historii. Nasza miękka polityka zwana szumnie tolerancją doprowadziła do tego że mamy wrogo nastawionych sąsiadów dookoła nas i jesteśmy przez nich słabi.

  3. darek3013
    darek3013 :

    Gdyby Polska stosowała wobec Litwinów i Ukraińców metody jakie stosowali Niemcy na Śląsku i Pomorzu to te narody byłyby obecne tylko na kartach historii. Nasza miękka polityka zwana szumnie tolerancją doprowadziła do tego że mamy wrogo nastawionych sąsiadów dookoła nas i jesteśmy przez nich słabi.

    • suwaliszek
      suwaliszek :

      Niemcy w zasadzie stosowali taką samą politykę na swoich kresach wschodnich jak my na swoich – tylko, że nie mieli zaborów, które wszystko popsuły. A więc tolerancja to podstawa silnego państwa – bez niej każdy się buntuje. Panie darek3013 prosze nie lekceważyć naszej staropolskiej zasady państwowo twórczej, która już za Kazimierza Wielkiego uratowała nas od rozbiorów ( krzyżacko- czeskich) i uczyniła z nas potęgę – dobrowolnie polonizując rzesze Rusinów i Litwinów – i to w miłości a nie gwałcie. Niech Pan się zastanowi czy nie przemawia przez Pana szowinizm? Czy jest Pan chrześcijaninem? Bo wierzącemu tak się nie godzi postępować ani do tego nawoływać.

      • darek3013
        darek3013 :

        Dobrowolnie – słowo podstawowe. Uważasz że germanizacja była dobrowolna. Niemcy byli tolerancyjni? Fakt z tej tolerancji to wielu Prusów poszło do piachu, a chłopom przez wiele lat nie wolno było się żenić. Ale Prusowie to już niebyt prawda? Z Polakami postępowali bardziej kulturalnie? Poczytaj trochę o skargach polskich biskupów do papieża z XIV wieku na temat sytuacji na Śląsku – nocne najazdy na polskie wsie, palenie wszystkiego, zabójstwa ludzi bo mówili po polsku. Mając taki argument szybko się przestawili na niemieckość, a fakt że teoretycznie Śląsk był pod rządami Czech niczego nie zmienia. Czesi tam nie rządzili, nie osiedlali się. Nie przemawia przeze mnie szowinizm tylko realizm. Niemcy byli brutalni i skuteczni, Polacy na wschodzie tolerancyjni i … no właśnie? Niezaprzeczalnym osiągnięciem była pokojowa polonizacja, dobrowolna warto podkreślić szerokich rzesz społeczeństwa tamtych terenów ale jednocześnie co warto wiedzieć polonizacji ulegały warstwy mające interes polityczny bądź gospodarczy w byciu Polakami. Chłop pozostał Rusinem lub Litwinem. Oczywiście nie można generalizować – patrz Polacy na Żytomierszczyźnie, polonizacja nawet chłopstwa na Wileńszczyźnie. Ale z zastosowaniem niemieckich metod uważam że nie było by Ukraińców. Pewnie znowu generalizuje bo jednak Polacy na Śląsku się uchowali pomimo 600 lat germanizacji.

        • suwaliszek
          suwaliszek :

          Dziękuję panie Darku(darek3013) za ciekawą informację o brutalnej germanizacji w XIVw na Śląsku. Jesli tak postępowali gdzie indziej i we wszystkich wiekach ( tak jak Prusacy w na przełomie XIX/XX w) to wiele zmienia. Tak czy owak to tylko podkreśla chwałe naszych ojców za ich mądrość i szlachetność. W życiu narodów – jak powiedział Józef Beck – honor jest największą wartościom. Skupiając się na teraźniejszości: nasza chlubna przeszłość jest jedyną szansą na odzyskanie Kresów a może i więcej – odtworzenie wielkiej Rzeczpospolitej z milionem km2 – na naszej starodawnej zasadzie dobrowolnej federacji “wolnych z wolnymi i równych z równymi”- jak napisano w pamiętnym akcie Unii Lubelskiej.

          • darek3013
            darek3013 :

            Panie Suwaliszek – Idea piękna, miła sercu każdemu komu Polska bliska i droga, tylko że chyba niestety nierealna. Jak sam Pan dobrze wie z Litwinami ciężko nam będzie się dogadać, w Ukraińcach w krótkiej perspektywie też nie widzę sprzymierzeńców, przynajmniej dopóki nie wytępią sami u siebie banderyzmu a póki co tendencja jest wręcz odwrotna. Józef Beck mówił o honorze w życiu narodów ale zapomniał że państwa mają przede wszystkim interes a nadrzędnym zadaniem państwa jest zapewnienie bezpieczeństwa obywatelom a nie w imię honoru przychodzenie z szablą na pojedynek strzelecki a tak niestety wyglądała nasza wojna z Niemcami. Opieranie się na niepewnych sojusznikach jest naszą zmorą i wciąż popełniamy ten sam błąd. W XVIII w. nasza szlachta była zwolennikiem dalekich sojuszy – z Hiszpanią czy Francją. Wiem że warunki techniczne diametralnie się zmieniły ale my wciąż myślimy w tych kategoriach i nie mamy oparcia w przyjaznych państwach sąsiedzkich. Bo czy można uważać Niemcy za przyjazne państwo skoro to czego nie zdołali dokonać zbrojnie robią teraz ekonomicznie? Koncepcja Mittleeuropy zwycięża. (może błędnie to zapisałem, przepraszam za ewentualny błąd). Nie tęsknię za Polską od morza do morza, wystarczy nam to co mamy, nawet z tym mamy zresztą problemy z którymi nie potrafimy sobie poradzić. Pragnę żyć w stabilnym i wolnym kraju, w bezpiecznej Polsce której naczelną zasada byłoby dobro Polaków a nie obcych korporacji lub nacji. Póki co wszystko idzie w kierunku odwrotnym. Kto jest temu winien? My wszyscy bo wybieramy sobie takich polityków jakich wybieramy, mających usta pełne frazesów ale naprawde myślących tylko o własnej kieszeni. Nie śmiem niektórych z nich nazwać zdrajcami ale widząc co poniektórzy wyprawiają myślę że takie stwierdzenie byłoby uzasadnione.

          • suwaliszek
            suwaliszek :

            Idea nie tylko piękna ale i realna: odbudowanie Rzeczypospolitej z milionem km2. Tylko musi tym pokierować prawdziwie narodowy rząd, z uczciwością prawdziwie chrześcijańską. Będzie to proces długofalowy – umacnianie naszych wpływów na Wschodzie tak aby tamtejsze narody dobrowolnie utworzyły z nami nową Unie Lubelską. Zachętą oczywiście niezbędną musi być nasza znaczna przewaga ekonomiczna. O ile o pewnej naszej przewadze można powiedzieć to o znacznej już niestety nie. Ale to będzie zadanie rządu narodowego.