Zostawcie Kuprianowicza w spokoju, weźcie się za Poroszenkę!

Jeśli jedynym, na co stać polskie państwo w reakcji na prowokacje Kijowa, są szykany wobec obywateli polskich ukraińskiej narodowości, to z naszym państwem jest jeszcze gorzej, niż mogło się wydawać. Pozostaje apelować, choć bez większej nadziei, do dogmatyków z Warszawy: Pokażcie, że potraficie prowadzić politykę suwerenną a nie pod wpływem „zewnętrznych impulsów”. Pokażcie, że jesteście mężami stanu a nie chłopcami w krótkich spodenkach. Nie bijcie słabszego! Zostawcie Kuprianowicza w spokoju, weźcie się za Poroszenkę! – pisze Krzysztof Janiga.

Opinia publiczna w Polsce i na Ukrainie została zaskoczona niespodziewanym wystąpieniem wojewody lubelskiego Przemysława Czarnka, który 9. lipca br. złożył doniesienie do prokuratury o możliwości popełnienia przestępstwa przez prezesa Towarzystwa Ukraińskiego Grzegorza Kuprianowicza. Według wojewody Kuprianowicz złamał prawo, kiedy podczas niedawnych uroczystości w Sahryniu z udziałem prezydenta Ukrainy Petra Poroszenki oskarżył „członków narodu polskiego – partyzantów Armii Krajowej” o dokonanie w tej wsi zbrodni przeciw ludzkości. Działacz mniejszości ukraińskiej miał w ten sposób znieważyć naród polski a także zaprzeczyć zbrodniom ukraińskich nacjonalistów, domagając się by Ukraińcy zabici w Sahryniu zostali uczczeni „w analogiczny sposób”, jak ofiary z Porycka, Pawłokomy i Huty Pieniackiej.

Nazywam wystąpienie wojewody niespodziewanym, ponieważ do tej pory w podejściu polskiego establishmentu wobec Ukrainy i Ukraińców dominowała doprowadzona do skrajności ugodowość a wszelkie prowokacyjne wystąpienia wobec polskiej wrażliwości historycznej traktowano niezwykle pobłażliwie. Krótkotrwałym wyjątkiem od tej zasady było nałożenie zakazu wjazdu do UE na skompromitowanego ukraińskiego urzędnika Swiatosława Szeremetę, zakończone po zmianie kierownictwa MSZ jednostronnie ogłoszoną odwilżą, pomimo braku jakichkolwiek ustępstw ze strony ukraińskiej.

Tymczasem najwyższy przedstawiciel polskiego państwa w województwie lubelskim zdecydował się wytoczyć najcięższe armaty przeciw ukraińskiemu działaczowi, który, co ważne, wygłaszał tezy uznane za dyskusyjne w obecności prezydenta Ukrainy. Co spowodowało, że Kuprianowicz został nagle potraktowany tak ostro? Czy rzeczywiście złamał prawo? Odpowiedź jest oczywista – nie złamał. Żaden sąd, nawet poddany „dobrej zmianie”, nie skaże prezesa Towarzystwa Ukraińskiego za słowa wypowiedziane w Sahryniu, ponieważ nie wyczerpują one znamion wspomnianych przestępstw. Kuprianowicz nie znieważał narodu polskiego, ponieważ swoje zarzuty wyrażał wobec określonej grupy Polaków, niewątpliwie bezpośrednio związanej z wydarzeniami w Sahryniu w 1944 roku a nie wobec wszystkich Polaków na zasadzie odpowiedzialności zbiorowej. Jeszcze bardziej wątpliwe jest oskarżanie go o zaprzeczanie zbrodni, oparte na założeniu, że podnoszenie rangi jakiegoś epizodu w historii ma na celu przemilczenie, a więc niejako zanegowanie innych, ważniejszych wydarzeń historycznych. Z pewnością nie jest to zaprzeczanie w rozumieniu prawno-karnym. Uważam, że to co powiedział Kuprianowicz w Sahryniu, nawet jeśli nam się nie podoba, mieściło się w granicach wolności słowa.

Skąd zatem ta dziwna awantura? Stawiam tezę, że Kuprianowicz został potraktowany z pełną premedytacją jako tzw. chłopiec do bicia. Przypomnijmy, że chłopiec do bicia to młodzieniec na angielskim dworze królewskim, którego bito w razie popełnienia przewinienia przez królewicza. Królewskiego syna nie można było bić, więc karę „w zastępstwie” wymierzano owemu chłopcu. Właśnie z czymś takim mamy do czynienia w przypadku Sahrynia. Prawdziwe przewinienie (choć także nie w sensie prawno-karnym) popełnił tam nie Kuprianowicz a prezydent Ukrainy Petro Poroszenko, ostentacyjnie dokonując obrazy uczuć Polaków. W rocznicę kulminacji rzezi wołyńskiej, jednego z najtragiczniejszych dni w polskiej historii, zamiast dołączyć do prezydenta kraju będącego jakoby „strategicznym sojusznikiem Ukrainy”, albo przynajmniej dyplomatycznie nic nie robić, Poroszenko uczcił wydarzenie nie związane bezpośrednio z rocznicą Wołynia, za to idealnie pasujące do ukraińskiej zakłamanej koncepcji „anty-Wołynia”. Postanowił poniżyć rzekomego „strategicznego sojusznika” i to zrobił.

Dlaczego Poroszenko pozwolił sobie na sahryński skandal? Odpowiedź jest prosta – bo mógł. Bo wiedział, że oparta na dogmatach polityka zagraniczna państwa polskiego nie daje żadnego pola manewru. Polityka, która, jak pisał kilka dni temu na naszych łamach Karol Kaźmierczak, doprowadziła do takiego upadku prestiżu naszego państwa, że nie tylko w Waszyngtonie i Moskwie, ale także w Kijowie i Mińsku traktuje się [Polskę] jak popychadło, z którym nie trzeba się liczyć i z którym nie trzeba dobijać targu. Targu dobija się z seniorem Polski. – pisał nasz redakcyjny kolega.

Z jakiegoś powodu na odcinku ukraińskim prowadzimy politykę, która z pewnością nie leży w polskim interesie narodowym. Politykę promującą integrację z krajem leżącym w obcym nam kręgu kulturowym – o czym świadczy ukraiński panteon przepełniony ludobójcami i wynikający z tego barbarzyński zakaz ekshumacji i pochówków polskich ofiar. Krajem którego rolnictwo i przemysł będą stawały się coraz większym zagrożeniem dla naszej gospodarki. Krajem który ma zadatki na stanie się prymusem w realizacji ideologicznych szaleństw Zachodu, co sprawi że w miarę postępów jego „europeizacji” umiejscowi się względem nas po drugiej stronie barykady – o ile wcześniej nie zatriumfuje tam równie groźny banderyzm w wersji hard. Zresztą jakakolwiek integracja z Ukrainą – czy to w ramach UE, NATO, mgławicowego Trójmorza czy jeszcze bardziej nierealnego projektu jagiellońskiego – będzie niosła dla tego przedsięwzięcia ryzyko związane z niestabilnością polityczną kraju, który w ostatnich kilkunastu latach przeszedł dwie rewolucje i wydaje się, że to nie koniec.

Nawiasem mówiąc, kiedy patrzy się filmy z wizyt Dudy na Wołyniu i Poroszenki w Sahryniu, w oczy rzuca się niesamowity kontrast pomiędzy klimatami obu wydarzeń. Podczas gdy uroczystości z udziałem Dudy miały wyraźnie żałobny i wyciszony charakter, a sam prezydent Polski sprawiał wrażenie wycofanego, uroczystości z udziałem Poroszenki przypominały bardziej polityczny wiec, niż opłakiwanie zabitych. Poza momentem modlitwy, minuty ciszy czy składania kwiatów, w Sahryniu panowała radosna atmosfera kłócąca się z charakterem tego miejsca. Organizatorzy zadbali, by Poroszence towarzyszyły setki Ukraińców zwiezionych autokarami z Ukrainy, odpowiadających mu banderowskim odzewem „Herojam Sława” na inicjowane przez niego zawołania. Kiedy Duda prosił (!) ukraińskie władze o możliwość godnego pochówku pomordowanych Polaków, Poroszenko stanowczym tonem niemalże żądał uchylenia tzw. penalizacji banderyzmu.

Policzek wymierzony Polsce uszedł Poroszence na sucho. Choć polskie władze mają świadomość, że wykonano wobec nich prowokacyjny gest – dał temu wyraz nie tylko wojewoda Czarnek, ale także szef Kancelarii Premiera minister Michał Dworczyk, nazywając uroczystość w Sahryniu „rodzajem prowokacji politycznej” – nie widać, by wyciągano z tego faktu jakieś dalej idące wnioski. W tym samym wywiadzie minister Dworczyk mówił, że Polska i Ukraina „są na siebie skazane” a w interesie naszych krajów leży ścisła współpraca. „Tylko wtedy nasi sąsiedzi ze Wschodu i z Zachodu będą nas poważnie traktować”. – przekonywał minister. Ostentacyjne zlekceważenie Dudy przez Poroszenkę nie przeszkodziło również spotkaniu obu prezydentów na szczycie NATO zaledwie kilka dni później, co szef gabinetu prezydenta Krzysztof Szczerski skomentował w następujący sposób (cytuję za stroną internetową Prezydenta RP): rozmowy prezydentów wskazują, że dialog między Polską a Ukrainą “jest intensywny i trwały, i nie wymaga zewnętrznych impulsów” (podkreślenie moje – KJ).

Ignorując postępowanie Poroszenki rządzący skupili się na słabszym i łatwiejszym celu – prezesie Towarzystwa Ukraińskiego. Piszę „rządzący”, ponieważ trudno przypuszczać, by działania wojewody Czarnka odbywały się bez przyzwolenia a może nawet inspiracji z góry. Postanowiono pokazowo uprzykrzyć życie polskiemu obywatelowi narodowości ukraińskiej, by odwrócić uwagę opinii publicznej od niezdolności polskich władz do reakcji na prowokację prezydenta Ukrainy. Finał tej godnej pożałowania akcji łatwo przewidzieć – wcześniej czy później Kuprianowicz wyjdzie zwycięsko z batalii prawnych, a afront uczyniony Polsce przez Poroszenkę zostanie bez konsekwencji.

Powiedzmy to wyraźnie: jeśli jedynym, na co stać polskie państwo w reakcji na przewinienia Kijowa, będą szykany wobec obywateli polskich ukraińskiej narodowości, to znaczy, że z naszym państwem jest jeszcze gorzej, mogło się wydawać. Pozostaje apelować, choć bez większej nadziei, do dogmatyków z Warszawy: Pokażcie, że potraficie prowadzić politykę suwerenną a nie pod wpływem „zewnętrznych impulsów”. Pokażcie, że jesteście mężami stanu a nie chłopcami w krótkich spodenkach. Nie bijcie słabszego! Zostawcie Kuprianowicza w spokoju, weźcie się za Poroszenkę!

Krzysztof Janiga

5 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply

  1. jwu
    jwu :

    Od odzyskania niepodległości (1919) aż do dzisiaj ,Polska nie prowadziła suwerennej polityki.Z tą różnicą ,że w latach 1945-1989 nikt się z tym nie krył.I hegemona mieliśmy wyłącznie Moskwie ,a teraz mamy w paru stolicach.Wracając do tych panów z za rzeki ,to pozdrowienie Sława Ukraini i odzew hierojom sława,powinny być w Polsce objęte penalizacją .

  2. tagore
    tagore :

    To ,że Polska nie prowadzi racjonalnej polityki wschodniej pod naciskiem USA jest pewną oczywistością nie ma w tym nic nowego. A co do Kuprianowicza ,jak nie można strzelić i trafić generała ,strzela się do szeregowca aby cena realizacji ukraińskiej polityki stała się
    konkretniejsza.

  3. Wolyn1943
    Wolyn1943 :

    Trudno oczekiwać, że polskie władze “dobiorą się” do Poroszenki za jego skandaliczną i wyjątkowo prowokacyjną wizytę w Sahryniu (ze względu na jej termin), skoro same na to pozwoliły. Bez zgody władz państwowych Polski prezydent obcego kraju, wraz z towarzyszącą mu świtą, nie mógłby u nas zagościć. Rząd i prezydent doskonale wiedzieli kiedy i gdzie przybędzie Poroszenko (to pewnie był warunek analogicznej wizyty A. Dudy na Wołyniu), a już sam fakt utrzymywania tego do końca w tajemnicy przed plebsem, świadczy o wyjątkowo parszywym wyrachowaniu pisowskiej wierchuszki. Myślę, że zapłaciliby każdą cenę za błyskawiczną i wręcz tajną do ostatniego dnia wizytę prezydenta na Wołyniu, która w roku wyborczym pozwoli zamknąć usta środowiskom kresowym coraz głośniej podnoszącym słuszny zarzut, iż prezydent RP miga się, jak tylko może, byle tylko nie odwiedzić grobów ofiar ukraińskiego ludobójstwa. A, że Ukraińcy nie są głupi, to wykorzystali to w sposób perfekcyjny i zrównali ludobójstwo OUN-UPA oraz miejscowego ukraińskiego chłopstwa z incydentalnymi polskimi odwetami. Cóż, pokazali nam jak się rozjeżdża walcem polską wrażliwość i jak się promuje własną wizję “konfliktu” polsko-ukraińskiego. Nie pozostaje nic innego, jak wyciągnąć z tego wnioski, by na przyszłość sahryńska hucpa nie została powtórzona! A “braciom” Ukraińcom należy z tego miejsca złożyć szczere i płynące z głębi polskiej duszy życzenia zdrowych, spokojnych i wesołych Świąt Bożego Narodzenia! Skoro rocznicę Sahrynia można celebrować parę miesięcy post factum, to czemu Bożego Narodzenia nie obchodzić w sierpniu?

  4. greg
    greg :

    Panie Janiga, to że po raz pierwszy zgodnie z wszelkimi procedurami, zainteresowano prokuraturę zbadaniem sprawy ewidentnych i bezczelnych kłamstw i naciągania historii przez Kuprianowycza nie jest żadnymi szykanami (wbij pan to sobie do głowy) tylko normalną reakcją (od której pan odwykłeś). Przy budowaniu swoich kontrapunktów nie naciągaj pan faktów i używaj adekwatnych zwrotów i terminów. A że poROSHENko brał udział w hucpie, to inna sprawa.