Stany Zjednoczone tracą kontrolę nad chińskim handlem i są wypychane z Azji. To będzie rodziło daleko idące konsekwencje. Ta globalna gra toczy się bardzo ostro, a moim zdaniem, amerykańskiej administracji trochę puszczają nerwy – mówi w rozmowie z portalem Kresy.pl dr hab. Andrzej Zapałowski.

Wiceprezydent USA Mike Pence podczas swojego czwartkowego wystąpienia w Hudson Institute oskarżył Chiny o prowadzenie wobec USA agresywnej polityki w wielu obszarach: od bezpieczeństwa narodowego po handel zagraniczny. Jego wystąpienie było paletą oskarżeń i zarzutów pod adresem Państwa Środka. Pence zarzucił Chinom podejmowanie „bezprecedensowych wysiłków, by wpłynąć na amerykańską opinię publiczną” i „mieszanie się” w wybory w USA. Jego zdaniem, na tle działań Chińczyków „blednie to, co robią w USA Rosjanie”. Otwarcie groził też Chinom powtarzając słowa Trumpa o tym, że USA są gotowe do nałożenia kolejnych ceł na Chiny, a nawet do podwojenia ich liczby, jeśli Państwo Środka nie zgodzi się na nowe warunki w handlu z USA. Zarzucił też Chińczykom demonstrację „agresji” podczas ostatniego incydentu na Morzu Południowochińskim z udziałem okrętów wojennych Chin i USA, a także łamanie obietnic i militaryzację tzw. sztucznych wysp i wykorzystywanie „dyplomacji długów” do budowania wpływów na świecie.

Ingerują wszyscy

– Moim zdaniem to kontynuacja scenariusza rosyjskiego: wcześniej Rosjanie ingerowali w wybory w USA, a teraz Chińczycy. A tak naprawdę ingerują wszyscy, w każde wybory – mówi w rozmowie z portalem Kresy.pl dr hab. Andrzej Zapałowski, ekspert ds. geopolityki i bezpieczeństwa, odnosząc się do zarzutów Pence’a, oskarżającego Chiny o ingerencję w amerykańskie wybory. W przyszłym miesiącu w Stanach Zjednoczonych odbywają się tzw. midterm elections, czyli wybory w połowie kadencji do Izby Reprezentantów (następujące co dwa lata) i częściowo do Senatu (Amerykanie wybiorą 1/3 składu tej izby).

– Dziś, w globalnym świecie, powszechnie oddziałuje się na wybory. Przecież w Polsce oddziałuje Unia Europejska, Niemcy, USA. Zapewne Rosja w jakiś sposób też stara się to robić. I tak samo jest w Stanach Zjednoczonych, ale one nie mówią o największym aktorze oddziaływania, czyli o Izraelu i lobby żydowskim, które mocno oddziałuje na to, co dzieje się w polityce USA.

Zdaniem prof. Zapałowskiego, podniesienie tej kwestii przez wiceprezydenta USA może być związane ze swego rodzaju „dywersyfikacją wpływu”, poprzez odciążenie Rosji, dotąd wyłącznie obarczaną odpowiedzialnością za ingerowanie w amerykańskie wybory. – Z drugiej strony pokazuje to też, że jeżeli tak prosto można oddziaływać na system wyborczy w Stanach Zjednoczonych, to tak naprawdę kilkanaście, a nawet więcej agencji wywiadowczych czy innych służb specjalnych w USA jest niesprawnych. Nie niwelują one zagrożeń w okresie ich powstawania, tylko dwa lata po wyborach próbują znaleźć winnych.

Ekspert uważa, że zawsze należy się spodziewać wzajemnego oddziaływania na siebie wielkich mocarstw w zakresie wyborów. – Pamiętajmy, że USA przez lata przyjmowały wielu bogatych Rosjan, którzy lokowali tam swoje interesy, podobnie jak w Londynie. Ale trzeba też pamiętać, że Chińczycy mają ponadstuletnią tradycję obecności w Stanach Zjednoczonych, jako imigranci zarobkowi, przy czym mają oni tę cechę, że trudno się asymilują. Tożsamość chińska zawsze jest mocno obecna w ich kulturze czy sympatiach. Chiny mają zatem dużą łatwość w budowaniu swoich sfer wpływów w tym państwie.

Amerykanom puszczają nerwy

W piątek władze w Pekinie oświadczyły w odpowiedzi, że wypowiedzi Pence’a były „bezpodstawnymi oskarżeniami przeciwko polityce wewnętrznej i zagranicznej Chin i oczerniały Chiny twierdząc, że mieszają się one w wewnętrzne sprawy i wybory w USA”. – To nic innego jak mówienie w oparciu o pogłoski, myląc dobro i zło i tworząc coś z niczego. Strona chińska stanowczo się temu przeciwstawia – oświadczyła rzeczniczka MSZ Chin, Hua Chunying.

W kontekście innych wątków poruszanych przez Pence’a w swoim przemówieniu, prof. Zapałowski przyznaje, że może to być zapowiedź zaostrzenia postawy USA i dalszych napięć w stosunkach chińsko-amerykańskich. – Do tej pory USA mogły kontrolować Chiny mając pod kontrolą Cieśninę Malakka, a zatem wręcz cały chiński handel. W momencie udrożnienia tras przesyłu handlu takich, jak przez Kazachstan do Rosji i próby otwarcia drogi północnej, wzdłuż północnych wybrzeży Rosji, czyli alternatywnych szlaków handlowych, Amerykanie tracą kontrolę. Chińczycy pracują obecnie nad trzecim lotniskowcem. Amerykanie mają ich 11 – Chinom co prawda bardzo daleko do potęgi USA, ale swoją rosnącą potęgą morską coraz bardziej wypychaj ą Stany Zjednoczone, odsuwają je od swojego terytorium.

Prof. Zapałowski zaznacza również, ze mimo bardzo ostrych gróźb ze strony USA, Indie zdecydowały się kupić rosyjski system ziemia-powietrze S-400. – To wszystko pokazuje jedno: Stany Zjednoczone są wypychane z Azji. Jeśli weźmiemy tylko potencjał Indii, Chin i Rosji, to można powiedzieć, że już 1/3 ludności świata i jego zasobów demograficznych wypycha USA z tej części świata.

– To będzie rodziło daleko idące konsekwencje. Na to wszystko nie możemy patrzeć oczyma dzisiejszej rzeczywistości, tylko musimy patrzeć minimum 15-25 lat do przodu. Jeśli ta dynamika będzie tak się rozwijała, a do tego Indie zyskają taką dynamikę, to w Azji nie będzie miejsca dla interesów gospodarczych USA. Jeżeli do poziomu technologicznego Chin, który osiąga coraz wyższy poziom dojdą jeszcze surowce z Rosji, to Stany Zjednoczone mają gigantyczny problem. Tak naprawdę, gra idzie dziś nie o Europę, ale o wpływy w Azji. Także o kontrolę surowców, z czym mamy też do czynienia w Afryce, gdzie Chińczycy są obecni od wielu lat. Amerykanie są też wypychani z Bliskiego Wschodu. Wyraźnie widać, że Amerykanie przegrali tam wojnę, utracili też wpływy w Turcji, gdzie inicjatywę przejęła Rosja.

– Ta globalna gra toczy się bardzo ostro – uważa ekspert. – To, że na szczeblu politycznym mamy do czynienia z tak ostrymi reakcjami i wypowiedziami polityków, jak wiceprezydenta Pence’a, a ostatnio także amerykańskiej ambasador przy NATO, której w sprawie rosyjskich rakiet krótkiego zasięgu „wymsknęło się”, że Amerykanie uderzą, za co później przepraszała, to rzeczy wprost niespotykane. W czasie zimnej wojny rzadko zdarzało się, by na tak wysokim szczeblu miała miejsce tak ostra retoryka. Moim zdaniem, amerykańskiej administracji trochę puszczają nerwy.

KRESY.PL

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply