Do czego dąży Trump?

W samym tylko ostatnim tygodniu w Syrii, Biały Dom po cichu odnowił fundusze na tak zwane Białe Hełmy, frontową grupę terrorystów. Ostrzegł także, że podejmie działania przeciwko syryjskiemu rządowi za każde naruszenie “strefy deeskalacyjnej” na południowym zachodzie kraju, która znajdowała się pod kontrolą Waszyngtonu. Oznacza to, że Stany Zjednoczone, których wojska nielegalnie przebywają na terenie Syrii, ostrzegają prawowity rząd tego kraju, że nie powinien podejmować prób przywrócenia kontroli nad regionem, który był do niedawna rządzony przez terrorystów – zauważa na łamach Unz.com były oficer CIA, Philip Giraldi.

Tydzień temu spotkałem się na kawie z zagranicznym przyjacielem. Nieuchronnie pojawił się temat Donalda Trumpa. Mój przyjaciel oświadczył, że jest rozdarty między opisem Trumpa jako geniusza lub idioty, ale był skłonny skłaniać się ku geniuszowi. Wyjaśnił, że Trump pragnie ustanowić nowy porządek świata, który zastąpi instytucjonalnie wycieńczone po II wojnie światowej ustalenia finansowe i polityczne, które w mniejszym lub większym stopniu utwierdziły hegemonię USA nad “wolnym światem”. Porozumienie z Bretton Woods i założenie Organizacji Narodów Zjednoczonych zinstytucjonalizowało rozprzestrzenianie się liberalnej demokracji i wolnego handlu, tworząc nowy, powojenny porządek międzynarodowy pod ścisłą kontrolą Stanów Zjednoczonych z dolarem amerykańskim jako wzorcową walutą. Trump odrzuca obecnie to, co stało się coraz bardziej dominującym, globalnym porządkiem światowym na rzecz powrotu do XIX-wiecznego nacjonalizmu, który stał się popularny, ponieważ kraje walczą o zachowanie swojej tożsamości kulturowej i politycznej. Wizja Trumpa obejmowałaby ochronę podstawowych gałęzi przemysłu, istniejących struktur demograficznych i instytucji kulturowych w połączeniu z końcem “demokratyzacji”, co doprowadzi do akceptacji reżimów autorytarnych lub niepodporządkowanych, o ile nie stanowią one zagrożenia militarnego lub gospodarczego.

Brzmi nieźle, odpowiedziałem, ale istnieje przestrzeń między geniuszem a idiotyzmem i ta przestrzeń nazywa się szaleństwem, najlepiej zilustrowana przez impulsywne, irracjonalne zachowanie w połączeniu z ostrą nadwrażliwością na punkcie osobistej zniewagi i niezdolnością do zrozumienia albo ogólnie akceptowanych faktów, albo podstawowych norm zachowania osobistego i grupowego.

Mam innych przyjaciół, którzy ściśle śledzą politykę zagraniczną i mają różne interpretacje fenomenu Trumpa. Spotkanie z Kim Dzong Unem z Korei Północnej traktowane jest z szacunkiem jako zachowanie męża stani, potencjalnie łamiące sześćdziesięciopięcioletni impas i prawdopodobnie otwierające drzwi do dalszych dyskusji, które mogłyby zapobiec wojnie nuklearnej. Tydzień widział również sugestię Trumpa, że Rosja powinna ponownie dołączyć do grupy głównych uprzemysłowionych demokracji G-7, co również musi być postrzegane jako pozytywny krok. Mówi się również o szczycie Rosja-USA podobnym do tego z Koreą Północną – inicjatywie, którą po raz pierwszy zasugerował Trump, a następnie zgodził się na to rosyjski prezydent Władimir Putin. Nieuchronnie pojawi się potężny opór przed takim porozumieniem ze strony amerykańskich mediów i Kongresu, ale Donald Trump zdaje się być przychylny idei.

Jedna z dobrych przyjaciółek nadaje nawet pozytywną interpretację obraźliwym zachowaniom Trumpa wobec tradycyjnych sojuszników Ameryki na ostatnim spotkaniu G-7 w Kanadzie. Zauważa, że Trump wyraża sprzeciw dlatego, że Waszyngton subsydiuje obronę zamożnej Europy i przez to niepotrzebnie utrzymuje sojusz, który utrwala stan napięcia między Rosją a Zachodem. A koszty militarne zaostrzają tylko poważny brak równowagi w handlu, które szkodzą amerykańskiej gospodarce. Jeśli zwycięży Trumpizm, G-7 stanie się forum dyskusji o stosunkach handlowych i gospodarczych, a mniej klubem państw, które sprzeciwiają się Rosji i nieuchronnie Chinom. Moja przyjaciółka uważa, że taka zmiana byłaby triumfem “merkantylizmu” nad “imperializmem”. Obecnie pozbawiony już sensu Sojusz Północnoatlantycki może znaleźć się bez większego wsparcia, jeśli członkowie faktycznie będą musieli w pełni finansować go proporcjonalnie do swoich PKB i może z łatwością przestać istnieć, co byłoby błogosławieństwem dla wszystkich.

Mój sprzeciw wobec niemal wszystkich argumentów za lub przeciw temu, co miało miejsce w zeszłym tygodniu w Singapurze, polega na tym, że szczyt widziany jest poza kontekstem, podobnie jak wyciągnięcie ręki do Rosji w sprawie G-7. Ci, którzy w niektórych przypadkach gwałtownie sprzeciwiają się wynikom rozmów z Koreą Północną, z pewnością cierpią na nienawiść do Trumpa i nie znoszą czegokolwiek, co robi oraz stawiają go w jak najgorszym świetle. Inni być może są nadmiernie optymistyczni, a jednocześnie ignorują to, co jeszcze się dzieje.

Neokonserwatyści i globaliści ostro walczą o to, by odprężenie pozostało zamknięte w butelce ukrytej gdzieś na półce w szatni Białego Domu. Neokonserwatyści uruchomili teraz coś, co nazywa się Inicjatywą na rzecz Odnowy Demokracji (RDI), w celu “zjednoczenia centrolewicy i centroprawicy”. Jej założycielami są Max Boot, Anne Appelbaum z “Washington Post”, niezastąpiony Bill Kristol i Richard Hurwitz z Rady ds. Polityki Zagranicznej. Strona internetowa RDI w przewidywalny sposób wzywa do “świeżego myślenia” i zakłada, że “najlepsze umysły z różnych krajów połączą się zarówno w szerokie, jak i odrębne projekty w służbie wolności i demokracji na Zachodzie i poza nim”. Argumentują, że “demokracja liberalna jest w kryzysie na całym świecie, atakowana przez autorytaryzm, nacjonalizm i inne siły nieliberalne. Partie skrajnie prawicowe zyskują na znaczeniu w Europie, Władimir Putin wzmacnia kontrolę nad Rosją i podkopuje demokrację za granicą, a Ameryka walczy z jadowitymi zagrożeniami z prawej i lewej strony”.

Istnieją również wewnętrzne sprzeczności w tym, co wydaje się robić Trump. Sugeruje to, że lepsza przyszłość może być jeszcze odległa, nawet jeśli udzielenie Europejczykom zasłużonej nauczki w związku z odmową wydania pieniędzy na obronę jest w pewien sposób satysfakcjonujące. W samym tylko ostatnim tygodniu w Syrii, Biały Dom po cichu odnowił fundusze na tak zwane Białe Hełmy, frontową grupę terrorystów. Ostrzegł także, że podejmie działania przeciwko syryjskiemu rządowi za każde naruszenie “strefy deeskalacyjnej” na południowym zachodzie kraju, która znajdowała się pod kontrolą Waszyngtonu. Oznacza to, że Stany Zjednoczone, których wojska nielegalnie przebywają na terenie Syrii, ostrzegają prawowity rząd tego kraju, że nie powinien podejmować prób przywrócenia kontroli nad regionem, który był do niedawna rządzony przez terrorystów.

Ponadto Donald Trump niedawno porzucił Wspólny Kompleksowy Plan Działania (JCPOA), eliminując udany program, który zapobiegał rozprzestrzenianiu broni jądrowej po stronie Iranu i zastępując go niczym innym, jak wojną jako możliwym sposobem radzenia sobie z potencjalnym problemem. Rzeczywiście, Trump był przygotowany na użycie siły militarnej pod wpływem impulsu, nawet gdy nie ma wyraźnego casus belli. W Syrii miały miejsce dwa bezsensowne ataki rakietowe i oraz zabicie rosyjskich najemników.  Celem Waszyngtonu jest zdestabilizowanie i zastąpienie prezydenta Baszszara al-Asada, okupując jednocześnie syryjskie pola naftowe. W Afganistanie jest teraz więcej żołnierzy niż w dniu inauguracji prezydentury, bez planu sprowadzenia ich do kraju. Mówi się, że Pentagon ma 20-letni plan na zakończenia wojny, ale nikt w to nie wierzy.

Stany Zjednoczone budują nowe bazy dronów w Afryce i Azji. Mają również nową bazę wojskową w Izraelu, która posłuży jako wyzwalacz uruchamiający automatyczne amerykańskie zaangażowanie, jeśli Izrael pójdzie na wojnę. Stany Zjednoczone dały zielone światło dla izraelskiej rzezi Palestyńczyków. W Ameryce Łacińskiej Waszyngton wycofał się z odprężenia z Kubą i okresowo groził jakąś interwencją w Wenezueli. W Europie angażuje się w agresywne gry wojenne na rosyjskich granicach, ostatnio w Norwegii i Polsce. Administracja zleciła zwiększenie zaangażowania w Somalii, a na całym świecie działają – i giną – specjalne jednostki operacyjne. Ogólnie rzecz biorąc, nie jest to powrót do Edenu.

Rzucane są rownież drobne obelgi, które nie przystoją wielkiemu mocarstwu. Znajomy niedawno uczestniczył w obchodach Rosyjskiego Święta Narodowego w ambasadzie w Waszyngtonie. Poinformował, że rząd USA całkowicie zbojkotował wydarzenie, wraz ze swoimi sojusznikami w Europie Zachodniej i anglosferze, czego skutkiem była mała frekwencja. Jest to rodzaj obrazy, który powoduje zmianę postaw, gdy nadchodzi czas poważnych negocjacji. Jest to niepotrzebne i właśnie to ma na myśli rosyjski prezydent Władimir Putin, kiedy prosi, aby jego kraj był traktowany z “szacunkiem”. Biały Dom mógł wysłać delegację, aby uczestniczyła w święcie narodowym. Trump mógł to załatwić telefonicznie, ale tego nie zrobił.

Winston Churchill kiedyś podobno powiedział, że “Paplanie, paplanie, paplanie jest lepsze niż wojna, wojna, wojna”. Jako jeden z wiodących podżegaczy wojennych XX wieku, może szczerze w to nie wierzył, ale w zasadzie miał rację. Miejmy więc nadzieję na dobre owoce spotkania w Singapurze, a także grupy G-7 (lub tego, co zastąpi ją w przyszłości). Ale nie dajcie się zwieść, ani nie dajcie się nabrać prezydenckim przechwałkom. Patrzmy jeszcze na to, co dzieje się poza blaskiem reflektorów, a co przynajmniej na razie, nie wygląda dobrze.

Philip Giraldi

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply