Podczas II wojny światowej Polska miała pecha do przywódców. Najpierw, wbrew ostrzeżeniom Józefa Piłsudskiego, który upominał: „Wy w tę wojnę beze mnie nie leźcie, wy ją beze mnie przegracie”, jego spadkobiercy polityczni wystawili Polskę pod pierwsze uderzenie Hitlera i przegrali kampanię wrześniową z kretesem, a z nią niepodległość kraju. Później gen. Władysław Sikorski, zapatrzony w „tęczę Franków”, zmarnował 80 tysięczną armię, z wielkim trudem pozbieraną na emigracji. Zarówno on, jak i jego następca na stanowisku premiera – Stanisław Mikołajczyk, swoją politykę opierali na wierze w lojalne wsparcie aliantów. Obaj kierowali się też iluzją, że uda im się dogadać ze Stalinem. Te założenia pchnęły Stanisława Mikołajczyka do dymisji 24 listopada 1944 roku i podjęcia awantury politycznej, jaką była wyprawa do Polski. Zakończył ją jako uciekinier zadekowany w ładowni statku „Baltavia”.