We wtorek wrocławski sąd orzekł, że rozwiązanie Marszu Polaków zorganizowanego w ub. roku we Wrocławiu przez środowiska narodowe z okazji Narodowego Święta Niepodległości było niezgodne z prawem. Magistrat zapowiedział apelację.
Przypomnijmy, że 11 listopada 2019 roku marsz z okazji Narodowego Dnia Niepodległości we Wrocławiu, organizowany przez środowiska narodowe, m.in. skupione wokół Jacka Międlara, został rozwiązany przez delegata władz miejskich wkrótce po tym gdy się rozpoczął, po przejściu około 200 metrów. Przeciw jego uczestnikom interweniowała policja. Jak twierdzono, powodem, marsz rozwiązano z powodu wznoszenia antysemickich haseł oraz używania materiałów pirotechnicznych.
Organizatorzy marszu złożyli do sądu zażalenie na decyzję magistratu ws. rozwiązania zgromadzenia. Sąd na zaocznym posiedzeniu orzekł, że marsz rozwiązano niezgodnie z prawem. Orzeczenie nie jest prawomocne, rzecznik wrocławskiego magistratu Arkadiusz Filipowski powiedział w rozmowie z PAP, że miasto złoży apelację.
– Przypomnę, że już trzy razy na przestrzeni ostatnich lat takie sprawy kończyły się prawomocnymi wyrokami, w których sąd przyznawał rację miastu ws. rozwiązywanych zgromadzeń – powiedział Filipowski. Zaznaczył też, że we Wrocławiu „nie będzie zgody na mowę nienawiści”.
Do sprawy na Twitterze odniósł się również Międlar, obecnie redaktor naczelny portalu wprawo.pl zapowiadając, że po uprawomocnieniu się wyroku organizatorzy ubiegłorocznego marszu będą się domagać odszkodowań i wycofania nałożonych grzywien.
Jak pisaliśmy, organizowany przez kilku działaczy społecznych pod hasłem „Żeby Polska była Polską” marsz miał przejść z ulicy Dubois, mostami Mieszczańskimi, Jagiełły, Mostową, mostem Sikorskiego, Podwalem i Legnicką na pl. Solidarności we Wrocławiu. Policja jeszcze przed jego rozpoczęciem zatrzymała samochód ze sprzętem nagłaśniającym jakiego chcieli użyć organizatorzy. Pierwsze przemówienia wygłaszano już na sąsiadującej z ulicą Dubois Wyspie Słodowej. Manifestanci jeszcze nie zdążyli opuścić tej ulicy na której rozpoczęli marsz, a już został on rozwiązany przez delegatkę urzędu miejskiego. W ciągu kilku minut zdołała ona sformułować wobec manifestantów trzy ostrzeżenia za odpalanie rac.
Po rozwiązaniu marszu przez obserwatora magistratu wyposażeni w tarcze i ubrania ochronne policjanci utworzyli szczelny kordon uniemożliwiający ruch kolumny maszerujących naprzód. Dowodzący akcją funkcjonariusz dał zebranym, a było ich według różnych relacji od kilkuset do kilku tysięcy, 5 minut na rozejście się. Część osób odłączyła się od kolumny tylko po to aby przemaszerować luźnymi grupami na Rynek. Część, która pozostała na miejscu została zaatakowana przez policję, która użyła gazu łzawiącego, armatki wodnej wykorzystującej wodę zabarwioną na czerwono a także pałek. Manifestanci zareagowali na to obrzuceniem funkcjonariuszy racami, a także wulgarnymi okrzykami wymierzonymi w policjantów i liberalnego prezydenta miasta, Jacka Sutryka. Świadkowie mówili naszemu portalowi o bardzo znaczących siłach policyjnych zaangażowanych w rozbijanie manifestacji.
Liberalny prezydent Wrocławia, Jacek Sutryk, oficjalnie stawiający wśród swoich celów uczynienie z miasta ośrodka wielokulturowego, znany jest z wrogości do narodowców. Jeszcze przed 11 listopada zapowiadał, że marsz „Żeby Polska była Polską” zostanie rozwiązany natychmiast po tym, gdy padną na nim hasła zaliczające się do tak zwanej „mowy nienawiści”.
Parę dni przed Świętem Niepodległości Sutryk uczestniczył w organizowanym w mieście Marszu Wzajemnego Szacunku, który miał upamiętnić żydowskie ofiary tak zwanej „Nocy Kryształowej” czyli serii pogromów przeprowadzonych przez niemieckich nazistów w 1938 r. W swoim przemówieniu liberalny prezydent Wrocławia uznał te pogromy za część historii współczesnych, polskich mieszkańców Wrocławia oraz ich odpowiedzialność.
Dodajmy, że w 2019 roku władze miasta Wrocławia rozwiązały marsz z okazji rocznicy „krwawej niedzieli” na Wołyniu.
PAP / rmf24.pl / Kresy.pl
Zostaw odpowiedź
Chcesz przyłączyć się do dyskusji?Nie krępuj się!