Państwowa Służba Ukrainy ds. Sytuacji Nadzwyczajnych opowiedziała na incydent z granatnikiem w Komendzie Głównej Policji w Warszawie – poinformował w poniedziałek portal Europejska Prawda.
Jak poinformował w poniedziałek portal Europejska Prawda, Państwowa Służba Ukrainy ds. Sytuacji Nadzwyczajnych opowiedziała na incydent z granatnikiem w Komendzie Głównej Policji w Warszawie.
“Wyłącznie z dobrych intencji i głębokiej wdzięczności Jarosław Szymczyk otrzymał symboliczny prezent, który jest związany z oporem narodu ukraińskiego wobec rosyjskiego agresora” – czytamy w oświadczeniu.
“Jesteśmy przekonani, że nie było i nie mogło być żadnego zamiaru wyrządzenia szkody Komendantowi Głównemu Polskiej Policji. Jesteśmy przekonani, że po zapoznaniu się z okolicznościami i przyczynami tego wypadku zostaną wyciągnięte z tej sytuacji właściwe wnioski dotyczące bezpieczeństwa” – dodał resort.
Wyrażono także nadzieję, że incydent nie wpłynie negatywnie na wysoki poziom współpracy organów ścigania Ukrainy i Polski.
„Życzymy Komendantowi Głównemu Policji Jarosławowi Szymczykowi szybkiego powrotu do zdrowia. Wysoko cenimy konsekwentne wsparcie i pomoc udzielaną przez polską policję Ukrainie i obywatelom Ukrainy, którzy znaleźli w Polsce czasowe schronienie przed rosyjskim agresorem” — głosiło oświadczenie.
Mam duże wątpliwości, czy była to czyjaś pomyłka – oświadczył komendant główny policji, generalny inspektor Jarosław Szymczyk. Chodzi o eksplozję, do której doszło w środę, 14 grudnia w Komendzie Głównej Policji.
Rzeczpospolita opublikowała w niedzielę wywiad z komendantem głównym policji, generalnym inspektorem Jarosławem Szymczykiem. Szef policji wyjaśnił cel swojej wizyty na Ukrainie. “12 grudnia miałem dwa kluczowe spotkania. Pierwsze z komendantem głównym Narodowej Policji Ukrainy Ihorem Kłymenką trwało półtorej godziny. Rozmawialiśmy m.in. o wsparciu sprzętowym. Na koniec tradycyjnie przekazaliśmy sobie prezenty. Ja darowałem panu generałowi skromny policyjny gadżet – portfel, długopis, wizytownik i butelkę polskiego alkoholu. Pan generał wręczył mi tubę po granatniku, która – jak powiedział – jest tubą zużytą, pustą, bezpieczną, przerobioną na głośnik, z którego można korzystać przez Bluetooth” – oświadczył gen. Szymczyk.
“Zresztą zaprezentował mi, jak ten głośnik działa. Na drugie spotkanie udaliśmy się do Państwowej Służby Ukrainy ds. Sytuacji Nadzwyczajnych, przyjął nas gen. Serhij Kruk. Był też jego zastępca, gen. Dmytro Bondar, który zaprosił nas do sali, gdzie zgromadzono różne elementy zużytej broni z ich codziennej służby. Są to zneutralizowane pociski, granatniki, elementy czołgów i samolotów. Na koniec rozmowy gen. Bondar powiedział, że ma dla nas taką pamiątkę. To była podobna tuba po zużytym granatniku” – dodał.
Komendant głównym wyjaśnił, że były to tuby po granatnikach jednorazowego użytku: “po ich wykorzystaniu pozostaje tylko metalowa tuba. Ta, którą podarował mi gen. Bondar, była zaślepiona dwoma elementami ze styropianu. Bondar powiedział, że mają tego mnóstwo, że strzelają tym do artylerii, do rosyjskich czołgów oraz wykorzystują do szkoleń”.
Generalny inspektor miał otrzymać zapewnienie, że urządzenie jest pozbawione materiałów wybuchowych. “Wiem, że tego typu prezenty Ukraińcy przekazują innym przedstawicielom służb, także z Europy” – podkreślił. Ukraiński generał Bodnar miał wysłać po granatnik jednego ze swoich ludzi. Urządzenie znajdowało się w jego pokoju.
“Jeden z członków naszej delegacji zabrał prezenty do jednego z samochodów, którymi jechaliśmy. Z Kijowa ruszyliśmy prosto do Polski, bez noclegu, były tylko dwie przerwy na tankowanie. Ani razu nie zostawialiśmy aut bez nadzoru” – powiedział Szymczyk. Dodał, że granatnik nie był sprawdzany na granicy, ponieważ delegacja posiadała paszporty dyplomatyczne.
“W nocy dotarliśmy do Polski, ja pojechałem do siebie, mój kierowca miał te rzeczy wnieść wieczorem do budynku. Kiedy przyjechałem 14 grudnia rano do pracy, leżały na zapleczu, przy gabinecie, płasko na podłodze, utrudniając przejście. Zdjąłem płaszcz i chciałem je przestawić. Złapałem tubę granatnika w dolnej części, lekko się pochyliłem i podniosłem ją do pionu. Kiedy ją postawiłem, to nastąpiła potężna eksplozja. Mnie ogłuszyło, słyszałem jeden wielki pisk i świst w uszach. W podłogę poszedł jeden element, a w górę wystrzelił drugi, dlatego są zniszczone dwie kondygnacje” – wskazał.
Gen. Szymczyk podkreślił, że strona ukraińska została niezwłocznie powiadomiona o zdarzeniu. “Dotąd nie uzyskaliśmy odpowiedzi” – czytamy.
W materiale wskazano, że generałowie Bodnar i Kruk nie odezwali się po tym incydencie do komendanta głównego policji. “Nie chcę w jakikolwiek sposób ich oceniać, choć ich milczenie dziwi, wierzę w to, że nie mieli z tym nic wspólnego” – powiedział szef KGP.
Jak zaznaczył, wierzy, że polska prokuratura zbada sprawę. “Wiem, że zajmuje się tym ABW, a strona ukraińska i to na szczeblu rządowym do wyjaśnienia sprawy wyznaczyła SBU, a więc służbę specjalną, co też wiele mówi. Choć życie nauczyło mnie, by opierać się na faktach i dowodach, to w tej sprawie mam duże wątpliwości, czy była to czyjaś pomyłka” – oświadczył.
Zapytany, co ma na myśli, odpowiedział: “Zaraz po inwazji Rosji na Ukrainę jako szef polskiej policji wystąpiłem do szefa Interpolu o wykluczenie Rosji ze struktur tej organizacji. Na szczycie komendantów policji w ONZ w Nowym Jorku wystąpiłem ze zdecydowaną krytyką Federacji Rosyjskiej, mówiąc o ich ludobójstwie na Ukrainie. Wtedy część delegacji rosyjskiej wyszła z sali. Na zgromadzeniu ogólnym Interpolu w New Delhi poparłem jako jedyny wniosek strony ukraińskiej o zmianę statutu Interpolu tak, by stworzyć możliwość wykluczania państwa członkowskiego. Podałem za przykład Rosję, w efekcie strona rosyjska zażądała wykluczenia mnie z obrad. Bardzo intensywnie jako policja współpracujemy ze służbami ukraińskimi, m.in. w zakresie szkoleniowym i sprzętowym. Jesteśmy członkiem międzynarodowego zespołu śledczego w zakresie zbrodni ludobójstwa dokonywanego przez żołnierzy rosyjskich na Ukrainie, szkolimy policjantów mołdawskich, ochraniamy opozycjonistów białoruskich. Jest wiele powodów, dla których ktoś mógł chcieć albo zdyskredytować mnie, albo zrobić mi krzywdę, lub zniszczyć relacje służb polsko-ukraińskich. Te fakty dużo mówi”.
“Jeśli mogę sobie coś zarzucać, to to, że zaufałem za bardzo” – dodał. Poinformował, że nie zamierza podawać się do dymisji: “Na dziś nie widzę powodu, żeby taki wniosek składać. Aczkolwiek mam świadomość, że to decyzja pana ministra spraw wewnętrznych i administracji, a docelowo decyzja pana premiera, i ja się jej podporządkuję”.
Kresy.pl/Europejska Prawda
„Wyłącznie z dobrych intencji i głębokiej wdzięczności Jarosław Szymczyk otrzymał symboliczny prezent, który jest związany z oporem narodu ukraińskiego wobec rosyjskiego agresora” – czytamy w oświadczeniu.” – jak widać prezent jest rzeczywiście “symboliczny” bo przez wiele lat będzie stanowił symbol tego czym kończy się “przyjaźń” z banderowskimi służbami Ukrainy. “Jesteśmy przekonani, że po zapoznaniu się z okolicznościami i przyczynami tego wypadku zostaną wyciągnięte z tej sytuacji właściwe wnioski dotyczące bezpieczeństwa” – dodał resort.” – OCZYWIŚCIE.Pierwszym i podstawowym wnioskiem dotyczącym bezpieczeństwa powinna być odmowa przyjmowania jakichkolwiek prezentów od banderowców oraz likwidacja okazji w których mogliby oni jakiekolwiek prezenty dawać.
Ukrainscy decydenci to prowakatorzy. Nie trzeba daleko sięgać wstecz żeby przypomniec sobie ich sojusze, fascynacje i dokonania. W mojej opini jeśli to nie był nieszczęśliwy wypadek to dobrze byloby przekonać opinie Polaków i rzecz jasna naszych włodarzy, że na terytorium Polski działa rosyjska agentura i to ich robota. A co dalej łatwo przewidzieć
Ukraina niewinna, Szymczyk niewinny. Niewątpliwie winni podatnicy, gdyż to oni pokryją szkody.