„Rzeczpospolita”: polska Marynarka Wojenna powoli tonie

Marynarka Wojenna znajduje się w głębokim kryzysie, a plany napraw są opóźnione – pisze „Rzeczpospolita”. Sytuacja naszych okrętów podwodnych jest wręcz krytyczna. Pomysłem na częściowe wyjście z kryzysu ma być zakup używanych australijskich fregat.

Jak pisał w piątkowym wydaniu dziennik „Rzeczpospolita” stan polskiej Marynarki „uznawany jest za katastrofalny”, ze względu na wstrzymane programy związane z zakupem okrętów, co potwierdzają przedstawiciele MON i Pałacu Prezydenckiego. Eksperci, na których powołuje się gazeta są zdania, że za dwa–trzy lata polska flota nie będzie zdolna np. do odstraszania obcych okrętów podwodnych.

„Rz” twierdzi, powołując się na informacje z ośrodka prezydenckiego, że próbą tymczasowego zażegnania kryzysu są „bardzo zaawansowane” negocjacje prowadzone z Australijczykami ws. zakupu dwóch lub trzech używanych fregat typu Adelaide. Niewykluczone, że konkrety poznamy po sierpniowej wizycie prezydenta Andrzeja Dudy w Australii.

 

Rzeczywiście, w przygotowanej rok temu przez BBN „Koncepcji bezpieczeństwa morskiego” postulowano zakupu fregat zdolnych do operowania na wszystkich akwenach, co miałoby umożliwić Polsce branie udziału w sojuszniczych operacjach morskich na dalekich wodach. Dokument zakładał wzrost potencjału Marynarki Wojennej RP, która miałaby dorównywać tym z Kanady, Australii czy Norwegii i operować swobodnie poza Bałtykiem. Dokument został zaakceptowany przez prezydenta Andrzeja Dudę. Krytycy twierdzili, że nasza Marynarka Wojenna potrzebuje raczej mniejszych jednostek i okrętów podwodnych.

„Rz” pisze jednak, że osoba znająca kulisy negocjacji zaznacza, iż okręty typu Adelaide są wyposażone w wyrzutnie morskich pocisków przeciwlotniczych SM-2MR, zdolnych także do zwalczania rakiet balistycznych. Jednocześnie, zakup dużych okrętów nie oznacza rezygnacji z takich programów, jak „Miecznik” (okręty obrony wybrzeża) czy „Orka” (okręty podwodne), przy czym produkcja takich jednostek to około 8 lat. Argumentem za zakupem okrętów od Australijczyków ma być również to, że są bardzo zbliżone do posiadanych obecnie przez Polskę amerykańskich fregat typu Oliver Hazard Perry, ORP Generał Tadeusz Kościuszko i ORP Generał Kazimierz Pułaski, pochodzące z lat 70. XX wieku.

Najgorzej przedstawia się sytuacja w dywizjonie okrętów podwodnych. Po wycofaniu z linii ORP Sokół, kolejnego z przestarzałych jednostek typu Kobben, Polska dysponuje faktycznie już zaledwie dwoma okrętami podwodnymi – do tego również tego samego typu, przez co w ciągu paru lat muszą one zostać wycofane. Nasz trzeci, największy okręt ORP „Orzeł” typu Kilo, pochodzący z czasów sowieckich, po serii wypadków i pożarze nie może się zanurzać i jest niezdolny do służby. Sytuację z jego naprawą komplikuje fakt, że powinno się jej dokonać w którejś ze stoczni rosyjskich. Sytuację polskiej flotylli podwodnej krytykował poprzedni dowódca Marynarki Wojennej, „podwodniak” kontradmirał Mirosław Mordel. Niedawno został dość niespodziewanie odwołany ze stanowiska, co wzbudziło spekulacje, czy powodem nie były jego krytyczne wypowiedzi. Sam program „Orka” ma już wielkie opóźnienie, podobnie jak wszystkie inne programu dotyczące budowy okrętów. Obecnie „Orka” jest w fazie analityczno-koncepcyjnej, choć od dawna wiadomo, że oferentami są Niemcy, Szwedzi i Francuzi.

PRZECZYTAJ: Nowoczesna flota wojenna pilnie potrzebna – szczególnie okręty podwodne

Pilnujemy wspólnych spraw

Zależymy od Twojego wsparcia
Wspieram Kresy.pl
 

Obecnie Marynarka Wojenna RP posiada około 40 okrętów bojowych, z czego zaledwie kilkanaście ma zdolności uderzeniowe. Jeszcze w 2012 roku MON miało wiedzę, że bez potrzebnych zakupów w 2022 roku nasza flota skurczy się do 17 jednostek bojowych.

PRZECZYTAJ: Trudna sytuacja Marynarki Wojennej RP. Naszej flocie grozi paraliż?

Eksperci zwracają uwagę, że opóźnienia czy wręcz zastopowanie modernizacji naszej floty wojennej sprawi, że w 2020 roku lub nieco później Polska straci zdolności skutecznego zwalczania okrętów podwodnych. Wówczas zapewne trzeba będzie pogodzić się z tym, że obce jednostki podwodne będą mogły wręcz bezkarnie naruszać polskie wody terytorialnej. Co ciekawe, w ubiegłym miesiącu na polskim wybrzeżu odkryto trzy pociski sygnalizacyjne wystrzelone z rosyjskiego okrętu podwodnego. Świadczyłoby to o tym, że taki proces już się rozpoczął. Prawdopodobnie z tego względu minister obrony Mariusz Błaszczak powiedział niedawno, że najważniejszy dla wojska jest zakup śmigłowców do zwalczania okrętów podwodnych.

ZOBACZ TAKŻE: Kruk i Perkoz – kolejne postępowania ws. śmigłowców dla polskiej armii

Pilnujemy wspólnych spraw

Zależymy od Twojego wsparcia
Wspieram Kresy.pl
 

Zdaniem cytowanego przez „Rzeczpospolitą” gen. Mirosława Różańskiego, byłego Dowódcy Generalnego Rodzajów Sił Zbrojnych, a dziś prezesa Fundacji Stratpoints, stan polskiej MW „znalazł się w momencie krytycznym”. Jego zdaniem, obecny kryzys będzie się pogłębiał do czasu przyszłorocznych wyborów parlamentarnych. Generał uważa, że do odbudowy Marynarki Wojennej potrzebny jest nowy rząd i „minister, który będzie rozumiał istotę budowania systemu obronnego”. Podkreślał też konieczność planowania dodatkowych szkoleń dla załóg okrętów, gdyż uważa, że w tym czasie kluczowe jest utrzymanie zdolności marynarzy wszystkich rang i stanowisk.

Z kolei komandor Artur Bilski, były oficer NATO i szef think tanku Nobilis Media zaznacza, że Polska potrzebuje przede wszystkim okrętów zdolnych do skutecznego operowania na Bałtyku i do ochrony naszych szlaków komunikacyjnych, m.in. do gazoportu w Świnoujściu, a nie dużych jednostek oceanicznych. – Polski przemysł stoczniowy powinien postawić na budowę statków przeznaczonych do transportu gazu i ropy, a także jednostek zdolnych do ich osłony. Być może warto zastanowić się nad budową korwet – twierdzi kmdr Bilski.

rp.pl / Kresy.pl

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply