Niemiecka policja zatrzymała około 100 osób biorących udział w zamieszkach podczas pierwszomajowej demonstracji skrajnej lewicy w Berlinie. Mimo że 30 policjantów odniosło obrażenia, policja uznała, że demonstracja nie wymknęła się spod kontroli.
Demonstrację zorganizowano w dzielnicy Friedrichshain m.in. przeciwko rosnącym cenom mieszkań. W dniach poprzedzających 1. maja w Berlinie rozlepiono plakaty wzywające mieszkańców do naśladowania francuskich „żółtych kamizelek” i użycia przemocy wobec policji.
W demonstracji wzięło udział około 20 tys. zwolenników lewicy. Demonstranci skandowali „ulice są nasze” i „antykapitalizm”. Niektórzy byli ubrani na czarno i zamaskowani. Na nagraniu telewizji Ruptly widać, że niesiono m.in. transparent terrorystycznej Frakcji Czerwonej Armii z symbolami sierpa i młota. Maszerujących pozdrawiano z balkonów – na jednym z nich wywieszono baner z hasłem „Feminizm jest wezwaniem do broni”.
Według rosyjskiej agencji Interfax manifestacja nie była zgłoszona, mimo to policja nie interweniowała. Demonstranci przeszli względnie spokojnie kilka kilometrów ulicami dzielnicy, prowokacje i zamieszki rozpoczęły się pod koniec zgromadzenia. Na Warschauer Strasse radykałowie z tzw. czarnego bloku zaczęli rzucać w policję butelkami i kamieniami. Tam też zatrzymano większość ze 100 osób.
Obrażenia odniosło 30 policjantów. Szefowa policji Barbara Slowik przyznała, że doszło do poważnych incydentów, jednak uspokajała, że sytuacja była pod kontrolą. „Nasza strategia działała w całości. W większości byliśmy świadkami pokojowej demonstracji – twierdziła Slowik.
CZYTAJ TAKŻE: Burzliwe Święto Pracy w Paryżu [+VIDEO]
Kresy.pl / The Local / Guardian / Interfax
Bamdyckie wybryki lewaków opisane jako majówka z drobnymi incydentami… a Marsz Narodowców w Polsce (zero ofiar) to rzekomo rozruby uliczne…