Jeśli UE widzi potrzebę pomagania Ukrainie, to dobrze byłoby, żeby nie robiła tego tylko kosztem Polski. A w tej chwili tak to wygląda – mówi Kresom.pl poseł Jarosław Sachajko (Kukiz’15), komentując decyzję Brukseli ws. dodatkowych kontyngentów handlowych dla Ukrainy.

Jak wcześniej informowaliśmy Parlament Europejski wraz z unijną Rada doszły do porozumienia ws. tzw. autonomicznych środków handlowych (ATM) dla Ukrainy. Polska była jednym z nielicznych krajów, które na posiedzeniach Rady sprzeciwiały się propozycjom Komisji Europejskiej. Nasz kraj został jednak przegłosowany. Później polscy eurodeputowani (zarówno z PiS, jak i z PO i PSL) próbowali utrącić propozycję Brukseli w Europarlamencie. Udało im się ja ograniczyć, ale została ona ostatecznie przyjęta.

KE stwierdziła, że Ukrainie trzeba pomóc jeszcze bardziej, tłumacząc to konfliktem w Donbasie i złą sytuacją gospodarczą kraju. Zaproponowano więc dodatkowe koncesje handlowe m.in. w postaci rozszerzonych bezcłowych kontyngentów na te produkty rolne, które Ukraina z sukcesem eksportuje do UE. Chodziło głównie o zboża (pszenicę, jęczmień, kukurydzę), a także miód i przecier pomidorowy. KE zarekomendowała zwiększenie kontyngentu dla pszenicy o 10 proc. – czyli o 100 tys. ton rocznie.

Według nieoficjalnych informacji, poza Polską przeciwko koncesjom protestowały również Węgry, a także Bułgaria. Wszystkie te kraje zostały jednak przegłosowane. Ostatecznie, w ramach kompromisu, z listy preferencji wykreślono mocznik. Pozostawiono pszenicę i przecier pomidorowy, obniżając jednak wysokość dodatkowych bezcłowych kontyngentów (odpowiednio 100 tys. ton do 65 tys. ton oraz z 5 tys. do 3 tys. ton).

Przeczytaj: Polscy europosłowie chcieli zablokować proukraińskie regulacje UE. „Rzeczpospolita” ich krytykuje

– Czy te decyzje będą miały swoje konsekwencje? One już je mają – mówi Kresom.pl poseł Kukiz’15 Jarosław Sachajko, przewodniczący sejmowej komisji rolnictwa i rozwoju wsi.

– Z sąsiadami trzeba żyć dobrze, trzeba im pomagać, tylko jeśli Unia Europejska widzi potrzebę, może i słuszną, pomagania Ukrainie, to dobrze byłoby, żeby nie robiła tego tylko kosztem Polski. A w tej chwili tak to wygląda – stwierdza Sachajko.

Czytaj więcej:

Unijne rozporządzenie umożliwi Ukrainie zalanie UE swoim zbożem? Strona polska jest na „nie”

Ukraińska produkcja rolna zaleje Polskę – tego chce Bruksela

– Jeżeli w UE brakuje zboża, to przecież możne je załadować na pociągi, zaplombować wagony i wysłać je tam, gdzie go brakuje. Np. do Holandii, Hiszpanii czy Francji. Natomiast w tej chwili produkty rolne z Ukrainy zostają zaraz za granicą – uważa szef sejmowej komisji rolnictwa.

Zdaniem posła, najgorsza jest sytuacja panuje na wschód od Wisły, gdzie import z Ukrainy wpływa m.in. na obniżkę cen zbóż, niekorzystną dla polskich rolników. – Wszystko co do nas dojedzie powoduje, że polscy rolnicy zaczynają sprzedawać znacznie poniżej kosztów. Wynika to z tego, że Polska jako kraj członkowski UE musimy trzymać wysoki standard naszych produktów rolnych. Nie możemy korzystać z takich środków ochrony roślin, jakie są używane na Ukrainie, ponieważ u nas muszą one zostać dopuszczone. Ponadto, mamy droższą ropę i generalnie gorsze ziemie od Ukraińców. Już te trzy czynniki powodują, że produkcja zboża w Polsce jest znacznie droższa niż na Ukrainie.

Sachajko zwraca uwagę, że UE nie ukierunkowuje pomocy na kraje borykające się z niską produkcją zboża. Polska z kolei ma go w nadmiarze. M.in. przez względnie niewielką hodowlę zwierząt. – Niestety, poprzednie rządy doprowadziły do zapaści np. produkcji trzody chlewnej. W tej chwili m.in. w związku z wciąż szalejącym ASF (afrykański pomór świń), mamy jeszcze większe utrudnienia. Nie ma więc co z tym nadmiarem zboża fizycznie robić – uważa poseł.

Zdaniem parlamentarzysty, rząd Beaty Szydło powinien podjąć zdecydowane działania w tej kwestii:

– Rząd powinien jasno powiedzieć, że ukraińskie zboże powinno jechać tam, gdzie jest potrzebne – w głąb UE. Nie może zostawać zaraz za granicą. A są ku temu możliwości – tam są również wyższe ceny i zapotrzebowanie na zboże.

Sachajko przypomina o zniszczeniu produkcji zwierzęcej w Polsce, a także braku produkcji gorzelnianej na odpowiednim poziomie. Wówczas Polska byłaby w stanie wykorzystać większą ilość zboża. – Nie mamy też dobrze rozwiniętej infrastruktury kolejowej, by zapewnić, by to zboże wyjeżdżało np. do portu przeładunkowego i wysyłane dalej. Jest tak dużo niedociągnięć w naszej infrastrukturze i sposobie prowadzenia polityki rolnej – mówi Sachajko.

Co grozi polskim rolnikom

Jak informowaliśmy wcześniej, prezes Krajowej Rady Izb Rolniczych Wiktor Szmulewicz uważa, że ukraińska żywność, na którą Komisja Europejska zwiększyła bezcłowe kwoty eksportowe, zagrozi polskim rolnikom. Podkreśla, że decyzją Unii Europejskiej ukraińska żywność będzie mogła szerokim strumieniem wpływać do polski. Dzięki temu dojdzie do podwojenia ukraińskiego eksportu zbóż do UE, który i tak jest już teraz ogromny.

Zdaniem prezesa ukraińskie kontyngenty w pierwszej kolejności trafiają do Polski – mogą zdestabilizować rynek. Dodał także, że już w zeszłym roku ukraińska żywność, zwłaszcza zboże wywołało poważne problemy. Wskazuje, że z powodu decyzji Komisji Europejskiej sytuacja w tym roku może być jeszcze gorsza.

Ukraińska żywność stanowi problem także według eurodeputowanego PSL Czesława Siekierskiego. Jego zdaniem koncesje na bezcłową ukraińską żywność odbiją się na polskim rolnictwie. Po raz kolejny Unia Europejska poświęca rolnictwo – powiedział Siekierski. Zdaniem europosła UE pozwala Ukrainie na ustępstwa w rolnictwie, ponieważ nie może jej nic zaoferować w kwestiach politycznych

Ponadto, jak dowiedziała się dziennikarka RMF FM Katarzyna Szymańska-Borginon na ustalenie wysokich limitów bezcłowego importu z Ukrainy najbardziej naciskały Niemcy. – Berlin naciskał na solidarność z Ukrainą, bo w lipcu jest szczyt Kijów-Bruksela i trzeba było pokazać, że coś dajemy – portal cytuje anonimowego dyplomatę. „Niemcy wspierają Ukrainę kosztem polskich rolników, sami tracą niewiele, bo w skali UE import z Ukrainy jest znikomy, jednak dla polskich rolników – zwłaszcza ze wschodniej części kraju – to będzie katastrofa” – ostrzegał z kolei anonimowy urzędnik Parlamentu Europejskiego.

Polski samorząd rolniczy, w tym Krajowa Rada Izb Rolniczych czy Lubelska Izba Rolnicza apelowały o zatamowanie strumienia ukraińskiego zboża. Polscy rolnicy podkreślają, że zboże z Ukrainy trafia głównie do Polski – zwłaszcza do województw wschodnich. Powoduje to obniżkę cen polskiego ziarna, na czym tracą miejscowi rolnicy.

POLSCY ROLNICY ALARMUJĄ

Jak wynika z danych przedstawionych przez rolników, za tonę kukurydzy w województwach lubelskim i podkarpackim skupy płacą blisko 500 złotych. Podczas gdy średnia krajowa to około 680 złotych. Rolnicy zaapelowali do polityków o uruchomienie specjalnych dopłat dla gospodarzy z regionów graniczących z Ukrainą. Domagają się również od Unii Europejskiej podniesienia cen interwencyjnych skupu pszenicy i kukurydzy ze 101 do 150 euro, na co jednak nie zgadza się Bruksela.

Już wcześniej „Nasz Dziennik” pisał, że Polsce zagraża zalew ukraińskiego zboża, a jeśli rządowi nie uda się zahamować nielegalnego importu zboża z Ukrainy, to polscy rolnicy poniosą ogromne straty.

Podawano, że według oficjalnych danych ministerstwa rolnictwa problem teoretycznie nie jest znaczący. W 2015 roku import zbóż do Polski wyniósł 1,2 miliona ton, z czego z Ukrainy – 169 tys. ton (głównie kukurydzy). Ilości te są sprzedawane przez Ukraińców Polsce w ramach bezcłowych kontyngentów wynegocjowanych przez Kijów z Brukselą. Jak jednak podkreśla prezes Krajowej Rady Izb Rolniczych Wiktor Szmulewicz, kontrole dotyczą tylko granicy polsko-ukraińskiej. Nie ma zaś prawnych możliwości ścisłego kontrolowania transportów ze zbożem, które trafia do nas z innych państw unijnych, np. ze Słowacji. Zboże jest zaś przywożone do krajów leżących na południe od nas z Ukrainy, a następnie wwożone do Polski.

Jak informowaliśmy wcześniej, polscy rolnicy krytycznie odnoszą się do planów Komisji Europejskiej, która chce poszerzenia kwot eksportu do UE ukraińskich towarów, głównie zbóż i nawozów. KE tłumaczyła, że chce w ten sposób pomóc Ukrainie i forsuje jak najszybsze wdrożenie tych planów. UE zamierza szerzej otworzyć drzwi na produkty rolne oraz nawozy z Ukrainy. W ten sposób chce pomóc ukraińskiej gospodarce, która boryka się szeregiem problemów. Polscy rolnicy uważają, że tańsze ukraińskie produkty rolne mogą doprowadzić do spadku cen na rynku europejskim.

PRZECZYTAJ: Ekspert: Ukraina jest wielkim zagrożeniem dla polskiego rolnictwa i polskich rolników

Wcześniej informowaliśmy, że w branży rolniczej pojawiają się skargi, że z Ukrainy do Polski trafiają ilości zboża znacznie przekraczające limity bezcłowych kontyngentów ze wschodu. Powoduje to spadek cen skupu ziarna od polskich rolników.

Kresy.pl