Polski rząd przekazuje Ukrainie kolejne 5 tysięcy terminali Starlink, zwiększając ich liczbę do prawie 20 tysięcy opłacanych przez Polskę. Całkowity koszt tej usługi wynosi około 50 milionów dolarów rocznie. Choć Starlinki są kluczowe dla ukraińskiego wojska, pojawiają się pytania o ich przyszłość po zakończeniu działań wojennych.

Polska dostarczyła na Ukrainę kolejną partię 5 tysięcy terminali Starlink – ustalił w środę portal money.pl. Łącznie Ukraina korzysta obecnie z 19 560 takich urządzeń opłacanych przez Polskę. Jak informuje rządowy rozmówca, nasz kraj pokrywa koszty ponad połowy wszystkich Starlinków wykorzystywanych przez Ukrainę.

„Ukraińcy w sumie mają pewnie około 50 tys. Starlinków, więc zakładam, że płacimy za ponad połowę z ogólnej puli. Płacimy ok. 50 mln dolarów rocznie, według stawek rynkowych – powiedział jeden z przedstawicieli rządu.

Starlinki odgrywają kluczową rolę na ukraińskim froncie, zapewniając stabilną komunikację w warunkach wojennych. Jednak niektórzy członkowie rządu już teraz zastanawiają się, co stanie się z urządzeniami, gdy wrócą one do Polski po zakończeniu ich użytkowania przez Ukrainę.

– Starlinki formalnie są użyczone Ukrainie. Zgodnie z umową, jak Ukraina przestanie z nich korzystać, one trafią do nas – wyjaśnia źródło rządowe.

Podkreśla jednak, że moment ten jest trudny do przewidzenia. Ukraińskie władze muszą najpierw odbudować swoją infrastrukturę telekomunikacyjną, co obecnie nie wydaje się możliwe w krótkim czasie.

Brak konkretnych planów dotyczących wykorzystania zwróconych urządzeń rodzi ryzyko, że Starlinki mogą na dłużej trafić do magazynów.

– Część urządzeń mamy dziś do naszej dyspozycji i one zostały wykorzystane np. w czasie niedawnej powodzi – zauważa rozmówca z rządu. Jednocześnie przyznaje, że na razie „nie ma żadnych planów operacyjnych w tym zakresie”.

Serwis Money.pl podał we wtorek, powołując się na biuro prasowe Orlenu, że trzy lata temu, gdy szefował mu jeszcze Daniel Obajtek, koncern przeznaczył 24 mln złotych na zakup 5 tys. Starlinków dla Ukrainy. „Wspieramy Ukrainę i jej obywateli” – pisał wówczas Obajtek. W kolejnym roku Orlen przeznaczył dodatkowe 5 mln zł na sfinansowanie kosztów abonamentu.

„Wartość dotacji dla Rządowej Agencji Rezerw Strategicznych w marcu 2022 r., czyli koszt zakupu 5 tys. szt. Starlinków, to ponad 24 mln zł” – podało biuro prasowej koncernu.

Środki przekazano jako darowiznę za pośrednictwem Rządowej Agencji Rezerw Strategicznych.

Jak podkreśla Money.pl, Orlen potwierdził też, że we wrześniu 2023 r. przekazał darowiznę na pokrycie części kosztów abonamentu Starlink do końca 2023 r. Chodziło o 5 mln zł.

Od tego momentu koncern nie ponosi już kosztów związanych z utrzymaniem systemu.

Pilnujemy wspólnych spraw

Zależymy od Twojego wsparcia
Wspieram Kresy.pl

Temat Starlinków dla Ukrainy powrócił w ostatni weekend, gdy doszło do wymiany zdań w mediach społecznościowych między Elonem Muskiem i Radosławem Sikorskim

Szef polskiego MSZ poinformował, że Ministerstwo Cyfryzacji płaci około 50 milionów dolarów rocznie za Starlink dla Ukrainy.

Przypomnijmy, że Unia Europejska jeszcze w tym roku uruchomi tymczasowy system satelitarny Govsatcom, który opiera się na istniejących europejskich satelitach wojskowych i komercyjnych. Mają one w przyszłości zastąpić na Ukrainie sieć Starlink od firmy SpaceX Elona Muska. Ukraina podała, że w 2024 r. na jej terenie działało ok. 42 tys. terminali Starlink, z czego połowa została sfinansowana przez Polskę.

Kresy.pl/Money.pl

2 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Dodaj komentarz

  1. Piotrx
    Piotrx :

    Nic z tego nie będzie, nawet po zaprzestaniu działań wojennych na Ukrainie będziemy dalej płacić tym razem na „odbudowę” . Zresztą nie wiadomo czy w istocie większość tych pieniędzy nie trafia do żydowskich kieszeni w ramach realizacji podjętych przez rządy PIS/PO a zatajonych przed narodem zobowiązań na okoliczność ustawy 447.
    Polecam uwadze książkę Krzysztofa Balińskiego – „Judejczykowie nas podchodzą. O mieniu pożydowskim w Polsce”.

    Krzysztof Baliński w swojej najnowszej książce wraca do tematu, który chwilowo został przykryty najpierw przez „pandemię” a teraz kolejną „wojną o pokój”. Ta grabież w majestacie prawa nazywana zwrotem mienia pożydowskiego jest tykającą bombą. Autor w iście reporterski sposób opisuje jak doszło do tej hucpy i kto stoi po stronie rabusiów, prezentując jakże ważny rys historyczny tej „koszernej” operacji.