Komorowski u polskich Litwinów

Prezydent RP Bronisław Komorowski udał się do polskich Litwinów, czyli Litwinów mieszkających na Suwalszczyźnie. Kiedy wypadło na mnie, że pojadę śladem prezydenta Komorowskiego, nie byłam zachwycona. Nie dlatego, oczywiście, że to Komorowski, ale ze względu na wyjątkowo delikatną kwestię: polscy Litwini – litewscy Polacy.

Wydawało mi się, że polscy Litwini ostatnio za bardzo się angażują w spory litewskich władz z litewskimi Polakami, albo – jak kto woli – w spory litewskich Polaków z litewskimi władzami. Pozostał mi duży niesmak po pewnych wypowiedziach przedstawicieli społeczności litewskiej w Polsce o polskich sprawach na Litwie i jestem głęboko przekonana, że nie warto się wikłać w podobne niuanse. A jednak wyjazd okazał się bardzo cenny…
Przebieg spotkania prezydenta Komorowskiego relacjonowaliśmy na bieżąco (http://www.wilnoteka.lt/pl/artykul/prezydent-komorowski-u-polskich-litwinow).

Witano go wszędzie bardzo godnie, przyjaźnie, zwłaszcza serdecznie w litewskiej szkole – burzą oklasków. Prezydent nie pozostawał dłużny: „Laba diena” wołał i łatwością nawiązywał kontakt (Znana jest przecież słabość ponasa Komorovskisa do Litwinów).
Po rozmowie z uczniami jeszcze dość długie spotkanie z przedstawicielami społeczności litewskiej i oświadczenie dla mediów:

Jeszcze bardzo twórcze spotkanie w Krasnogrudzie, krótki, ale wnikliwy objazd po “litewskich etnicznie ziemiach” i już wracamy do Wilna. Po drodze przeglądam pierwsze litewskie relacje z wizyty prezydenta Komorowskiego. I pierwsze zdziwienie: litewscy dziennikarze podają mało sympatyczne relacje z tej wizyty. Dominuje ocena, że prezydent Komorowski nie wsłuchał się w żale Litwinów, że nic go nie obeszły ich problemy, a głównym celem wizyty głowy państwa polskiego było podkreślenie kwestii polskiej na Litwie…

Wizycie polskiego prezydenta u współobywateli Litwinów przyglądała się rzesza polskich dziennikarzy, kilku litewskich dziennikarzy w Polsce i tylko paru dziennikarzy z Litwy. Zaskakiwała nas jednak nieukrywana agresja, podkreślana wręcz niechęć dziennikarek z Litwy. To osoby znane, zawsze “obsługujące” sprawy litewskich Polaków, więc znana jest też ich wyjątkowa niechęć do litewskich Polaków. Ale cóż im uczynił dobroduszny prezydent Komorowski?!

Zaraz nasuwało się spostrzeżenie. Być może polscy dziennikarze na Litwie też czasem ujawniają swe emocje czy zaangażowanie, gdy chodzi o polskie sprawy na Litwie. To karygodne i mało fachowe. Tyle że te problemy dotyczą ich bezpośrednio, uderzają w ich rodziny i dzieci. W tym wypadku wyjątkowe emocje i niezadowolenie wykazywali goście, którzy, oczywiście, muszą naświetlać i dbać o sprawy swoich rodaków za miedzą. Czy nie jest to jednak raczej wyrządzanie szkody niż pomoc? Co ciekawe, okazało się, że rozmówcy pozwalali sobie bardziej dosadnie odpowiadać dziennikarzom z Kraju niż polskim miejscowym dziennikarzom.

Nie raz relacjonowaliśmy wypowiedzi polskich polityków i działaczy na Litwie. Ich przekaz jest jednak jednolity. To obrona polskich spraw, ale ten sam przekaz jest kierowany do strony litewskiej, jak i polskiej. Argumenty są przyjmowane i interpretowane różnie. Niemniej przekaz jest zawsze ten sam. Tak samo jak przekaz litewskich Polaków dotyczący kwestii Litwinów w Polsce.

Bardzo ujmowała wypowiedź polskich przedstawicieli w międzyrządowym polsko-litewskim zespole ekspertów oświatowych. Wówczas polscy przedstawiciele z Litwy – Czesław Dawidowicz i Józef Kwiatkowski – stanowczo zdystansowali się do kwestii litewskiej w Polsce. Oznajmili krótko: „Życzymy litewskiej oświacie w Polsce jak najlepiej“. Czesław Dawidowicz żartował: „Jeśli Litwini w Polsce mają dobrze, to niech mają jeszcze lepiej. Jeśli rząd polski będzie chciał i jest w stanie zapewnić po kilka komputerów na każdego litewskiego ucznia w Polsce, to my tylko przyklaśniemy tej decyzji. Nam zależy na zachowaniu dotychczasowego stanu posiadania i zachowaniu polskiej szkoły na Litwie, nie chcemy w żaden sposób pogarszać sytuacji Litwinów w Polsce“.
Przykro było, gdy litewska część polskiej delegacji już w Druskiennikach silnie atakowała postulaty polskiej mniejszości na Litwie i próbowała udowodnić, że litewscy Polacy mają „dużo lepiej niż polscy Litwini, a ich żądania są bezpodstawne“.

Szłam o zakład, że na spotkaniu z prezydentem Komorowskim w szkole litewskiej zostanie mu zadane fundamentalne pytanie: “Dlaczego my możemy uczyć się historii i geografii po polsku, a nasi polscy rówieśnicy na Litwie buntują się przeciw identycznym zapisom w nowej ustawie oświatowej?”. Prezydent Komorowski stanowczo odpowiedział, że to zmiany na gorsze (a tego chyba nie powinny praktykować cywilizowane demokratyczne kraje), a ponadto to zmiana reguł w trakcie gry…

Pomyślałam sobie wtedy, że nikt dotąd w polskiej szkole na Litwie nie pytał: „A dlaczego naszych litewskich rówieśników w Polsce obowiązuje egzamin z języka ojczystego, a nas na Litwie nie? Dlaczego ocenę z tego egzaminu wlicza się do średniej ocen na maturze, a u nas nie? Dlaczego w litewskich szkołach w Polsce jest większy koszyk ucznia, a u nas znacznie mniejszy? Na szczęście żaden z litewskich uczniów (… a może nauczycieli…) nie wpadł na pomysł, by zadać takie pytania. Nie ma zasady: “Nie mamy – to źle, to niech i im będzie gorzej!”. Zdecydowanie wolimy jednak trzymać kciuki za dwa laptopy (i jeszcze smartfon) dla każdego litewskiego ucznia w Polsce! Za wszystkie podręczniki w języku litewskim i jak najwyższe dofinansowanie litewskich szkół. Nawet na pikietę gotowiśmy pójść.

Co jest obecnie głównym przesłaniem polskich Litwinów? “Nie chcemy być zakładnikami pogarszających się stosunków polsko-litewskich”.
Więc dlaczego niektórzy działacze, a raczej działaczki litewskie z Puńska, robią na odwrót? Rok temu dane mi było poznać Irenę Gasparaviči?t?, przewodniczącą Zarządu Krajowego Wspólnoty Litwinów w Polsce i redaktor naczelną czasopisma mniejszości litewskiej “Aušra”. Podczas wizyty w litewskim sejmie w ramach konferencji Światowego Zjazdu Litwinów w Wilnie (kwiecień 2011 roku) sprowokowała wręcz dyskusję na temat ustawy o oświacie, z rozpaczą wówczas przyjmowanej przez litewskich Polaków. Inni litewscy działacze, z innych krajów, mówili w bardziej oględny sposób i próbowali dystansować się do sprawy. Irena Gasparaviči?t? nie szczędziła przykrych słów wobec polskich nauczycieli na Litwie (!) i zażarcie przekonywała, że litewska ustawa o oświacie absolutnie nie dyskryminuje litewskich Polaków. Chyba żadnemu działaczowi z Litwy do głowy nie przyjdzie analizować i krytykować sytuację czy postulaty jakiejkolwiek mniejszości narodowej, a już tym bardziej litewskiej w Polsce.
Ale …są zwyczaje i obyczaje.

Przed dwoma laty spędzałam z rodziną urlop na Sejneńszczyźnie. Zauroczyły mnie tereny, zadbane obejścia i pola. Już wtedy myślałam: To typowa gospodarność i pracowitość Litwinów. Podczas jednej z przejażdżek rowerowych zobaczyliśmy sad pełen jabłoni uginających się pod ciężarem papierówek. Zagailiśmy gospodarzy o możliwość kupna jabłek. Poczęstowali nas całym koszem. Rozgadaliśmy się. Okazało się, że są polskimi Litwinami, my litewskimi Polakami. Oni chcieli mówić po polsku, my po litewsku. Dowiedziałam się wtedy wielu ciekawych rzeczy. Nigdy o tym nie wspominałam, wszak to głos zaledwie jednej rodziny, może subiektywne zdanie, podyktowany czymś osąd. Na Wileńszczyznę też wpadają czasem tacy znawcy, wskoczą do zagrody, coś usłyszą, nie zrozumieją i zaraz budują teorie.
Kiedy jednak na jednym ze spotkań Polsko-Litewskiego Forum Dialogu padła propozycja: ”A może wciągnijmy w ten dyskurs działaczy litewskich z Sejneńszczyzny”, sami Litwini z politowaniem patrząc na naiwniaka stwierdzili: „Nie da się, to środowiska “okupowane “ i zdominowane przez ekipy songaiłów i garszwów, czyli najbardziej polakożercze środowiska na Litwie, podające się za litewskich narodowców…”.

Przypomniała mi się słynna opowiastka wuja, który kiedyś, stojąc w kolejce na przejściu granicznym w Ogrodnikach, poznał Litwina z Polski. Rozgorzała zażarta dyskusja: „Wy macie lepiej, my mamy gorzej”. Na co mój dowcipny krewniak: „Zamieńmy się, ja ci oddam swój dom w Wilnie, Ty mi oddaj swój dom w Polsce”. Litwin, po krótkim zastanowieniu: “Zostańmy tam, gdzie jesteśmy…”.

Skończyło się na butelce dobrego bimbru i dłuuugiej nocnej rozmowie Polaków, przepraszam, Polaków i Litwinów…

Zdjęcia: Jan Wierbiel
Montaż: Paweł Dąbrowski

P.S. Tytułem “ad vocem” polecam ku przypomnieniu artykuł archiwalny Tadeusza Andrzejewskiego (przedruk zTygodnika Wileńszczyzny): http://www.wilnoteka.lt/pl/artykul/standardy-polskie-standardy-litewskie

Winoteka.lt/Kresy.pl
0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply