Jabłka na cenzurowanym

Rosjanie znowu oskarżają polskich producentów o zbyt wysoką zawartość pestycydów w owocach i warzywach. To może znacznie ograniczyć nasz eksport na rynek wschodni, co sadownicy odczuliby już na początku przyszłego roku.

Rosjanie twierdzą, że przekraczane są głównie ich normy zawartości środków ochrony roślin, azotanów i azotynów. Moskwa uznała, że musi przywołać Polaków do porządku i cofnęła akredytacje aż sześciu z dziesięciu laboratoriów – teraz nie mogą one wystawiać świadectw fitosanitarnych dla transportów owoców i warzyw do Rosji. Zaś bez takiego dokumentu żaden transport nie może przekroczyć granicy. Oczywiście cztery laboratoria wciąż mogą wystawiać dokumenty bezpieczeństwa, jednak oznacza to wydłużenie procedur. W konsekwencji część transportów może nie zostać zrealizowana. Jednak istnieje i taki scenariusz, że Rosja zablokuje import warzyw i owoców z Polski, co już wcześniej zrobiła.
Strona polska podkreśla, że system wydawania certyfikatów bezpieczeństwa dla eksporterów działa prawidłowo, a obawy Rosjan są nieuzasadnione. Zastrzeżenia te zastanawiają nie tylko w świetle jakości owoców i warzyw eksportowanych do Moskwy przez inne kraje unijne (zawartość pestycydów jest tam podobna, a nawet większa), ale także wobec decyzji tamtejszych władz, które ogłosiły, że od 1 lipca zostały złagodzone rosyjskie przepisy fitosanitarne. Skoro Polacy wypełniali normy zapisane w porozumieniu rosyjsko-unijnym z 2008 roku, to tym bardziej spełniają też obecne, łagodniejsze wymagania pod względem zawartości pestycydów. Dlatego raczej nie powinniśmy się obawiać, że Rosjanie wprowadzą embargo na nasze warzywa i owoce.
Ewentualne zablokowanie polskiego eksportu do Rosji najbardziej uderzyłoby w producentów jabłek – to nasz główny produkt oferowany na rynku wschodnim. – Bez eksportu opłacalność produkcji byłaby kiepska, bo spadłyby ceny owoców – podkreśla poseł Mirosław Maliszewski (PSL), prezes Związku Sadowników RP. Jak wynika z oficjalnych danych, w 2009 roku sprzedaliśmy do Rosji ponad 700 tysięcy ton jabłek, podczas gdy w tym roku eksport ma być niższy o 200-300 tys. ton z powodu mniejszych zbiorów w naszym kraju. Brak eksportu oznaczałby jednak dużą nadwyżkę jabłek na rynku krajowym i spadek cen zbytu, które teraz są dla sadowników atrakcyjne – te problemy pojawiłby się w przyszłym roku, bo tradycyjnie szczyt eksportu polskich jabłek to pierwsza połowa roku. Rosjanie zazwyczaj jesienią wprowadzają na jabłka bardzo wysokie cła wwozowe, które hamują do zera eksport. Opłaty celne są znacząco redukowane 1 stycznia i wtedy rusza eksport, który trwa kilka miesięcy. Wówczas sadownicy mogą sprzedać większość jabłek z magazynów, a po ich opróżnieniu jest miejsce na owoce z nowych zbiorów.
KL/Nasz Dziennik/Kresy.pl

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply