Czy USA robią krok w stronę konfrontacji z Chinami na Morzu Południowochińskim?

Amerykanie w odpowiedzi na intensyfikację działań Chin w rejonie Morza Południowochińskiego zapowiedzieli wysłanie swoich samolotów zwiadowczych i okrętów na odległość zaledwie 12 mil morskich od tzw. sztucznych wysp. Chiny potwierdzają, że ich stanowisko w kwestii wysp jest “twarde jak skała”.

12 maja amerykańskie media poinformowały, że USA rozważą wysłanie wojskowych samolotów zwiadowczych i okrętów wojennych na odległość 12 mil morskich od zajmowanych przez Chiny obiektów na spornym archipelagu Wysp Spratly. Według specjalnej konwencji ONZ dotyczącej prawa morskiego, normalny zasięg wód terytorialnych wynosi 12 mil morskich. Dotyczy ona jednak naturalnych form terenowych, pozostających stale ponad poziomem morza, podczas gdy część chińskich obiektów podczas wysokiej fali znajduje się pod wodą.

Dzień wcześniej okręt litoralny US Navy USS Fort Worth miał być rzekomo śledzony i obserwowany podczas patrolu na Morzu Południowochińskim w rejonie wspomnianych wysp przez chińską fregatę. Znajdują się tam chińskie instalacje wojskowe, tzw. sztuczne wyspy. 13 maja chińskie MSZ wyraziło „poważne zaniepokojenie” w sprawie amerykańskich planów, domagając się wyjaśnień w tej sprawie.

Podczas sobotniego spotkania Sekretarza Stanu USA Johna Kerry z szefem chińskiego MSZ Wang Yi ten drugi dał do zrozumienia, że Chiny nie ustosunkują się do wezwań Kerry’ego dot. redukcji napięcia na Morzu Południowochińskim.

„W odniesieniu do prac konstrukcyjnych prowadzonych na Wyspach Nansha (chińskie nazwa Spratly-red.) i rafach, jest to w pełni w zakresie suwerenności Chin. Pragnę potwierdzić, że determinacja Chin w kwestii ochrony swojej suwerenności i integralności terytorialnej jest twarda jak skała” – powiedział Wang.

Jak dotąd, amerykańska armia respektowała limit 12 mil morskich, pomimo tego, że nigdy nie zaakceptowały chińskich pretensji do spornych obszarów. Zdaniem analityków IHS Jane’s, jakakolwiek próba przekroczenia tej granicy zostałaby odebrana przez Pekin jako naruszenie suwerenności, co uruchomiłoby konfrontację dyplomatyczną. Jednak w związku ze sprawami dotyczącymi globalnego bezpieczeństwa i gospodarki, wymagającymi współpracy na linii Pekin-Waszyngton (m.in. w kwestii Korei Północnej), w tej chwili bezpośrednie działania USA są mało prawdopodobne. Amerykanie prawdopodobnie odpowiedzą na ostatnie działania Chin w tym rejonie poprzez wzmocnienie współpracy z częścią państw Azji Południowo-Wschodniej, jak Wietnam czy Filipiny, które pozostają w sporze z Pekinem. Według zakładanego scenariusza, amerykańskie okręty będą patrolować region w pobliżu granicy 12 mm, ale jej nie przekroczą.

reuters.com / janes.com / Kresy.pl

1 odpowieź

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply

  1. jerzyjj
    jerzyjj :

    ,,Amerykanie w odpowiedzi na intensyfikację działań Chin w rejonie Morza Południowochińskiego zapowiedzieli wysłanie swoich samolotów zwiadowczych i okrętów na odległość zaledwie 12 mil morskich od tzw. sztucznych wysp. Chiny potwierdzają, że ich stanowisko w kwestii wysp jest “twarde jak skała”.”
    USraelskie SWIETOSZKI…
    Od drugiej połowy XIX wieku zagraniczne bazy wojskowe sprzyjały wzrostowi amerykańskiej potęgi i zapewniały Stanom Zjednoczonym dominację na arenie międzynarodowej. Po upadku żelaznej kurtyny stały się symbolem mocarstwowości USA. Dziś zmienia się ich charakter, ale nadal setki amerykańskich baz na całym świecie, w których stacjonują tysiące żołnierzy, zapewniają USA znaczący wpływ na politykę globalną.
    Amerykanie rozmieszczają je tam, gdzie mają konkretne interesy
    USA posiadają za granicą setki baz, w których stacjonuje tysiące żołnierzy. Instalacje te dają USA znaczny wpływ na politykę globalną. Jednak kilkanaście sondaży pokazuje, że Amerykanie nie wiedzą wiele o tych bazach.
    Wśród innych czynników, ponad osiemset baz wojskowych poza granicami kraju jest tym co czyni z USA superpotęgę wojskową tego stulecia. Istnieją jedynie czterdzieści trzy kraje w których nie ma ani jednego amerykańskiego żołnierza. To jak pajęczyna oplatająca cały świat. Amerykańskie wojsko jest obecne na każdym kontynencie z wyjątkiem Antarktydy. Według raportu Pentagonu z 2007r., 39 krajów gości jedynie jedną bazę, 140 – więcej niż jedną. Według innego raportu przygotowanego przez Kongres, liczba całkowita zagranicznych baz wojskowych USA wynosi 850. Wliczając bazy wewnątrz kraju – całkowita liczba baz wojskowych USA sięga 5300.
    Jednakże jest wysoce prawdopodobne, że rzeczywista liczba jest jeszcze większa niż oficjalna. Istnienie tajnych baz amerykańskich jest jednym z najgorzej strzeżonych sekretów na świecie. Przewiduje się, że w 150 państwach znajduje się co najmniej setka tajnych baz amerykańskich z przynajmniej półmilionową amerykańską armią. Jeśli doliczymy personel cywilny oraz krajowych urzędników – uzyskamy 1,8 mln personel. „Amerykańska inwazja za świat” rozpoczęła się szczególnie po ataku na Irak i Afganistan. Z ekonomicznego punktu widzenia, koszt utrzymywania tych instalacji wydaje się być nierealny dla gospodarki amerykańskiej. Całkowita powierzchnia jedynie znanych baz wojskowych wynosi około 120 000 km2 [powierzchnia Polski to około 312 685 km2 – Minutus]. Jest to obszar większy niż niejedno państwo. 344 000 budynków, 184 000 ogrodzonych obszarów, i 48 000 innych budynków różnej użyteczności czyni z Waszyngtonu największego barona nieruchomości na świecie.