Polska elita tak dobrze czuje się w butach wasala Waszyngtonu, że nie przyjmuje do wiadomości potencjału zmian. W czasie gdy Chińczycy, nie Amerykanie, przysyłają do Polski materiały medyczne, a prezydent Duda prosi Xi Jingpinga o kolejne, przytłaczająca większość głównonurtowych komentatorów spraw chińskich, szczególnie pracowników publicznych think-tanków, na wysokich obrotach prowadzi kampanię przeciw „chińskiej propagandzie”, co w zasadzie jest właśnie kampanią dezawuowania ChRL – pisze Karol Kaźmierczak.
Już starożytni pisali, że długi okres sytości, dostatku i wygody tępi zmysły i gasi wolę. Choć przez kilka tygodni mieszkańcy Europy i Ameryki oglądali dramatyczną walkę mieszkańców Azji z nową chorobą, nie wytrąciła ich ona z beztroski cieplarnianego życia w ponowoczesnym kryształowym pałacu ewokowanym przez Petera Sloterdijka. Ludzie zachodu oglądali dramatyczne sceny z Chin, puste ulice 11-milionowego miasta, zablokowane, rozkopane drogi do niego, policjantów wyłapujących ostatnich przechodniów i zaganiających ich do mieszkań, w których plombowano drzwi… w najlepszym razie, bo czasem brutalnie wyciągano z mieszkań by zamknąć w izolacji, nierzadko na masowych salach w błyskawicznie budowanych przez Chińczyków kontenerowych czy nawet namiotowych ośrodkach.
Ludzie zachodu oglądali to, jak kolejne seriale w telewizji czy na platformie Netlfix, jak te wszystkie dziwacznie infantylne spektakle o wampirach czy zombie, które od dawna zastępują naszym społeczeństwom jakikolwiek wymiar tego, co zeszłe pokolenia określały przygodą. Czas umilały nam także, jak to u filistrów, plotki, te o Chińczykach-barbarzyńcach jedzących nietoperze, lub te o krematoriach zorganizowanych przez „reżim” do masowego palenia zmarłych na skutek epidemii.
Towarzysz wirus
Plotkowaliśmy ale tak na serio nas to nie obchodziło, nie dotyczyło. Dalej mościliśmy się w kryształowym pałacu i korzystaliśmy z jego pełnego serwisu. Osiem, a częściej więcej godzin, pięć dni w tygodniu w kieracie firmy, a potem nowy smak rzemieślniczego piwa w pubie, bądź ulubione latte w Starbucksie. Dla mniej uprzywilejowanych gorzka kawa do kanapki w zatłoczonym w niedzielę nad ranem McDonaldsie, pomagające zapobiec kacowi po całonocnej imprezie – imprezie w międzynarodowym gronie, w zależności od klasy w towarzystwie zagranicznych pracowników korporacji, studentów Erasmusa bądź szukających taniej rozrywki Anglików lub Turków. Przywiezione z daleka syntetyczne smaki McDonaldsa serwował nam spory kolektyw pracowników z Hindusami w składzie. Zresztą, dotychczas łatwo można było konsumować egzotykę, szybko i bez smakowania, a już na pewno bez zrozumienia, także w większych dawkach – cóż prostszego niż tani lot do Egiptu czy Portugalii, lub nie aż tak znowu droższy do Tajlandii? Stać nas było bo ręce Chińczyków, Malezyjczyków czy Banglijczyków zadbały byśmy się tanio ubrali w markowe ciuchy i nabyli po przystępnej cenie nowego smartfona, którym robiliśmy zdjęcia z naszych wypraw w nadziei podbicia atencji na internetowym targowisku próżności. Smartfony nabywaliśmy po przystępnych cenach bo produkujący go globalny oligopol zbił je dzięki efektowi skali. W domu serwis kryształowego pałacu podtrzymywały tanie ręce Ukraińców, które zastąpiły te tylko nieco droższe ręce naszych rodaków, dla których zabrakło miejsca w naszej komnacie pałacu więc wysłaliśmy ich na zachód by tam pełnili rolę Ukraińców. Tak żyliśmy, ale pewnego dnia w ramach tego ukochanego przez nas wolnego przepływu osób, kapitału, towarów i usług do Europy a potem Polski, do kryształowego pałacu przyjechał towarzysz koronawirus i urządził nam rewolucję.
Dziś wszyscy to zauważają, ale naukowcy i popularyzatorzy od lat ostrzegali, że prędzej czy później czeka nas pandemia. W zglobalizowanym świecie, gdzie istnieje już niemała grupa ludzi pijących rano kawę w Paryżu, a wieczorem drinka w Bangkoku, gdzie gloryfikowany „wolny przepływ ludzi” łączy mnogimi i ekspresowymi ścieżkami odległe regiony geograficzne, skrajnie odmienne biocenozy (w tym mikrobiocenozy!) musiało do tego dojść. By utrzymać swoje organizmy w ruchu na wysokim tempie, nie „marnować czasu” na choroby, szprycowaliśmy je kolosalnymi ilościami antybiotyków i w kolejce za towarzyszem koronawirusem już może stać odporna na naszą chemię superbakteria. Mikroorganizmy szybko ewoluują, przystosowują się, wszak są najstarszymi mieszkańcami Ziemi i wytrzymały tu miliardy lat. Antybiotykami szprycujemy zresztą na jeszcze bardziej masową skalę zwierzęta, które hodujemy, by rosły zdrowiej i szybciej, abyśmy my mogli z kolei opychać się taniej i bardziej. W świecie skonstruowanym przez globalistów kolejne wirusy i bakterie będą szybsze od nas, będą największymi beneficjentami „wolnych przepływów”. Koronawirus będzie nam towarzyszem nie tylko ze względu na rewolucyjne skutki jego działalności, on po prostu będzie nam towarzyszył, nawet wtedy gdy przytłumimy pandemię, do czasu aż nie opracujemy skutecznej szczepionki. Wtedy będziemy czekać na jego kuzyna, tak jak sam Covid-19 był sprawniejszym kuzynem wirusa SARS.
Zmiana geopolityczna
Wolne przepływy osób właśnie zostały radykalnie ucięte. Samoloty uziemione, pociągi stoją. Granice zamknięte. Wróciliśmy do swojego naturalnego stanu ssaków naczelnych przezornie strzegących skrzętnie wyznaczonego terytorium stada. A ponieważ stadami Europejczyków są ich narody natychmiast okopaliśmy się na granicach swoich narodowych państw. Charakterystyczne jest, że Unia Europejska straciła w tym kryzysowym momencie jakiekolwiek znaczenie. Mogła jedynie uwolnić pieniądze, które wcześniej zabrała państwom narodowym i wycofać się ze swoich regulacji co do ich wydawania, a także z regulacji tego jak państwa narodowe mają wydawać swoje własne środki budżetowe w ramach wcześniej bardzo ograniczanej przez Brukselę pomocy publicznej. Ograniczanej w imię ideału kontynentalnego wspólnego rynku, wolnego przepływu towarów i usług na zasadach wolnej kapitalistycznej konkurencji. Wszystkie nadzwyczajne środki, jakie wdrażamy, by powstrzymać zarazę wdrażają władze państw narodowych i to właśnie te państwa pełnią dziś egzystencjalną rolę dla mieszkańców Europy. Rewolucja koronawirusa powinna przypomnieć wielu Polakom dla których paszport w ręku i “wolność podróżowania” stały się jedną z głównych wartości, że znacznie większe znaczenie dla ich egzystencji ma sprawne państwo potrafiące kontrolować przepływ ludzi, a kiedy trzeba wstrzymać go.
Obecna pandemia będzie miała daleko idące skutki na różnych płaszczyznach, także na najwyższym poziomie. Będzie miała skutki geopolityczne. USA właśnie pogrążają się w słabo kontrolowanej pandemii podczas gdy Chiny mają jej falę za sobą i już okazują się zdolne do dystrybuowania, za pieniądze lub za darmo, swoich zapasów materiałów medycznych innym państwom, w tym Polsce. Obecny kryzys tylko wzmacnia i tak już nasiloną rywalizację amerykańsko-chińską o globalny prymat. Bo status supermocarstwa polega nie tylko na militarnej, miażdżącej przewadze pozwalającej na przymuszenie innych aktorów do korzystnego dla wymuszającego zachowania. Naga siła na dłuższą metę nie wystarcza, status supermocarstwa zasadza się też na politycznej i ekonomicznej zdolności do zarządzania globalnymi kryzysami, zapewniania pewnych podstawowych elementów ładu, stabilności na skalę świata, na zapewnianiu jakichkolwiek dóbr publicznych w środowisku międzynarodowym.
Na tej epidemiologicznej płaszczyźnie USA nie są obecnie w stanie zarządzać na skalę globalną, a kolejne tygodnie dadzą nam odpowiedź czy są w ogóle w stanie zarządzać kryzysem we własnych granicach. W rolę tę wchodzą Chińczycy. Nie tylko rozdzielają maski, rękawice, testy między liczne już państwa świata, ale też służą swoim doświadczeniem co do profilaktyki i terapii. Oczywiście jest to aspekt szczególnie ważny dla Polski, wszak nasz obecny rząd uznał USA za protektora, jedynego gwaranta naszego bezpieczeństwa. Pandemia przypomniała nam, że wrogiem dla bezpieczeństwa narodowego są nie tylko obcy żołnierze i rakiety, a państwo, które polegnie w starciu z wirusami nie jest supermocarstwem. Wszak i konflikt wojenny na dużą skalę wymaga mobilizacji zasobów medycznych i sprawnego zarządzania kryzysowego o jeszcze większym stopniu komplikacji.
Polska elita tak dobrze czuje się w butach wasala Waszyngtonu, że nie przyjmuje do wiadomości potencjału zmian. W czasie gdy Chińczycy, nie Amerykanie, przysyłają do Polski materiały medyczne, a prezydent Duda prosi Xi Jingpinga o kolejne, przytłaczająca większość głównonurtowych komentatorów spraw chińskich, szczególnie pracowników publicznych think-tanków, na wysokich obrotach prowadzi kampanię przeciw „chińskiej propagandzie”, co w zasadzie jest właśnie kampanią dezawuowania ChRL. Jednak w tym czasie globalnej rewolucji koronawirusa ta postpolityka staje się przeterminowana, wracamy bowiem do jungerowskiej sfery elementarnej gdzie nie wystarczą już przemyślane narracje, chwytliwe spiny, gdzie nie liczy się już soft power Hollywoodu lecz skuteczność struktur polityczno-administracyjncyh i mas ludzi w walce z wrogiem. W walce, która wymaga mobilizacji czy to do działań, czy to do okopania się i rezygnacji z zaspokajania wielu potrzeb wykształconych w toku naszego dotychczasowego konsumpcjonistycznego życia. Obywatele USA wydają się mało gotowi na taką mobilizację.
Pluriversum
Ten kryzys zaostrza bowiem rywalizację nie tylko między różnymi systemami politycznymi i administracyjnymi. Ma on wymiar metapolityczny. Będzie to rywalizacja zachodniego liberalizmu obsługującego swawolę jednostki z konfucjańską kulturą opartą na hierarchii, dyscyplinie społecznej, kolektywizmie i statokracji. Jakże charakterstyczne, że w czasie gdy w Chinach, ale z równą skutecznością w Korei Południowej i Japonii starannie izolowano ludzi od siebie, premier Wielkiej Brytanii Boris Johnson ogłosił, że nikogo izolować nie będzie bo koronawirus nie jest taki groźny, a większość Brytyjczyków go przechoruje i się uodporni. Gdy szybko został skontrowany głosami o tym, że nowy wirus jest bardzo groźny dla osób starszych, które będą się nim łatwo zarażać od młodszych pokoleń jeśli nie wprowadzi się obostrzeń ograniczających kontakty międzyludzkie, brytyjski premier zaczął mówić o izolacji wyłącznie osób powyżej 70 roku życia ale od razu na cztery miesiące. Jakiż kontrast z pełnym szacunku stosunkiem do seniorów obecnym u Azjatów. Anglosaski liberalizm znów pokazał swoje maltuzjańskie kły, znów proklamował wolność faktycznie dla tych silniejszych (młodszych).
Nie ma globalnej hegemonii bez legitymizacji ideologicznej i również na tej płaszczyźnie koronawirus, o ile zdoła rozszerzyć fronty swojej rewolucji, może powalić hegemonię Waszyngtonu legitymizującego się ideologią liberalną i oddać palmę pierwszeństwa Chinom. Jeśli tak się stanie najpewniej będzie to już innego rodzaju przewodnictwo niż to jakie znamy. Chińczycy, tak jak wszystkie inne poprzednie wielkie mocarstwa, będą forsować swoje interesy materialne, jeśli trzeba to także kosztem interesów innych narodów. Inaczej jednak niż Amerykanie nie będą narzucać światu żadnej uniwersalistycznej ideologii. Wprost odwrotnie, Chińczycy uważają swoją kulturę i jej wytwory, łącznie z „socjalizmem o chińskiej specyfice” za ekskluzywne, które praktykować potrafią tylko oni sami. Koronawirus może więc zakończyć epokę wypromowanego przez zachodnie mocarstwa od czasu Oświecenia liberalnego uniwersalizmu. Stopniowo wkroczymy w erę pluriversum gdzie mniej będzie homogenizacji i hybrydyzacji, a więcej ostrych granic ale też oryginalności i organicznej różnorodności kultur, idei, języków, obyczajów, systemów politycznych, właśnie w ramach tych ostrych granic.
Pluriwersalizacja świata będzie tym szybsza im szybciej zacznie się dławić i rozpadać główna rama liberalnego uniwersalizmu – globalny system kapitalistyczny. W wymiarze ekonomicznym mamy już obecnie kryzys znacznie przerastający to, co stało się w 2008 r., a co i tak uruchomiło pierwsze procesy dezintegracyjne – spadek znaczenia gospodarki amerykańskiej wobec chińskiej wywołał wszak reakcję w postaci polityki administracji Donalda Trumpa wycofującej USA z drogi globalizacji i sięgającej po środki protekcjonistyczne. Obecnie globalne łańcuchy produkcji rozrywane są nie punktowo, mocą decyzji amerykańskiego przywódcy, lecz na szeroką skalę, fizycznie, poprzez sparaliżowanie transportu na całym świecie. Nagła wielka pauza już odbiła się na cenach ropy, która w porównaniu do stycznia jest tańsza o 61 proc. Oznacza to kłopoty dla wszystkich państw utrzymujących się w poważnym stopniu dzięki eksportowi ropy naftowej, tym bardziej, że Arabia Saudyjska już rozpoczęła wojnę cenową, w której chyba tylko ona sama może nie przegrać mając najniższy poziom opłacalności wydobycia.
Krach za rogiem
Nawet szerząc się tylko w Chinach koronawirus już wywołał wstrząs w globalnej gospodarce. Stanęła fabryka świata, źródło materiałów i półproduktów. Już od tygodni polskie firmy zaczęły odczuwać braki w zaopatrzeniu. Nawet gospodarka chińska zadrżała w posadach: produkcja przemysłowa spadła o 13,5 proc, inwestycje o 24,5 proc. a eksport, jej dźwignia, o 17,5 proc.
Chiny jednak wracają powoli do życia po stosunkowo krótkim paraliżu. W USA i w Europie on dopiero się zaczyna. Hiszpania i Włochy, najbardziej dotknięte pandemią w Europie, czy USA już wykazują się dynamiką wzrostu zachorowań wyższą niż w Chinach i nieporównywalną z Japonią i Koreą Południową. W Hiszpanii, 8 marca, gdy zaraza zataczała już szerokie kręgi, w Madrycie urządzono manifestację feministyczną na 120 tys. osób. Brali w niej udział członkowie rządu. Jeden z nich – minister do spraw równości Irene Montero zaraziła się. Z kolei 10 marca w Miami odbył się „Festiwal gejów” na którym zebrały się tysiące osób. Wśród uczestników wykryto potem zakażonych. Jeszcze w zeszły wtorek reporter agencji Reuters nakręcił w pubach Miami tłum młodych ludzi raczących się w ramach festiwalu studenckiego piwem „Corona” i podających sobie z ust do ust fajkę wodną. Oczywiście za takie zbytki w czasach zarazy trzeba słono zapłacić. Gdy wraz z liczbą zgonów urośnie strach, ludzie w końcu zamkną się w swoich domach tak jak zamknęli się Włosi, zabraknie i siły roboczej i konsumentów. Rwą się już nie tylko międzynarodowe łańcuchy produkcji. We Włoszech właściwie zamarła gospodarka, wymiana między regionami jednego państwa. Nawet w Polsce, gdzie rewolucja koronawirusa ma jeszcze łagodny przebieg, w Ministerstwie Finansów już szacuje się realne bezrobocie na poziomie kilkunastu procent. Eksperci oceniają już, że sukcesem będzie jeśli tegoroczna recesja okaże się umiarkowana.
Ekonomiści banku JP Morgan ogłosili w środę, że amerykańska gospodarka skurczy się do połowy roku o 14 proc. W tej perspektywie jesteśmy raczej na progu kryzysu na miarę tego z 1929 r. a nie 2008 r. Sądząc po działaniach FED nie są to strachy na lachy. Amerykański odpowiednik banku centralnego właściwie od razu odpalił finansową bombę atomową: obniżył stopy procentowe praktycznie do zera i obiecał zainwestować 700 mld dol. w obligacje i inne papiery wartościowe. Być może to dlatego giełdy jeszcze się tylko chwieją, a nie zaliczają krachu. Wahania są ogromne, ale tracą już na wartości czołowe instytucje finansowe i korporacje. Pękają kolejne bańki kapitalizmu opartego na skrajnej finansjalizacji, ruletce giełd, oderwaniu wartości od pracy. Akcje Tesli straciły 40 proc. wartości w pięć dni. Potentaci wycofują swoje kapitały, bo znika zaufanie nie tylko akcjonariuszy ale też menadżerów różnych instytucji finansowych do siebie nawzajem. Charakterystyczne, że najmniejsze straty ponieśli akcjonariusze na giełdzie w Szanghaju. Oczywiście jeśli pandemia nie zostanie stłumiona, ludzie nie pójdą do pracy i nie zaczną wytwarzać dóbr, te masy drukowanego pieniądza wrzuconego na rynek mogą stanowić potężny impuls inflacyjny.
Miarę tego, co dzieje się w gospodarkach perfyferyjnych oddaje przykład Węgier gdzie zapowiedziane na poniedziałek przerwanie produkcji w czterech wielkich fabrykach potentatów motoryzacyjnych będzie oznaczać spadek produkcji przemysłowej o 25 proc. Ale grupa samochodowa PSA, produkująca między innymi marki Peugeot, Citroen i Opel, która zatrudnia w samej Francji 51 tys. pracowników, zamknie swoje zakłady w całej Europie. Tracący potentaci mają poduszkę finansową. Drobne firmy, jeśli pandemia przedłuży się u nas na okres dłuższy niż w Chinach, będzie czekać fala bankructw. Przedsiębiorcy zasilą armię bezrobotnych. To oznacza dalszy spadek popytu i kłopoty kolejnych przedsiębiorców, którzy przetrwają falę pandemii. Gdy wróci do Polski dwucyfrowe bezrobocie, które dobrze pamięta większość Polaków, trzeba będzie zmierzyć się z efektem bezmyślnie liberalnej polityki migracyjnej. Czy instytucje państwa polskiego będą w stanie wyegzekwować wyjazd 1,5 mln Ukraińców, którzy będą stanowić dumpingową konkurencję na przepełnionym rynku pracy? Kryzys spowodowany pandemią nie będzie bił po równo. Jedni stracą więcej od innych. Szczególnie ci organizujący dotąd za ciężkie pieniądze zbiorową rozrywkę, socjalizację, wszystkie te firmy od szkoleń i „eventów”, kasujące swój przychód od każdego wydarzenia. Iście rewolucyjną grupą mogą stać się prekariusze na śmieciowych umowach, którzy właściwie od razu zostali pozbawieni środków do życia.
Nowy, normalny świat
W obliczu kryzysu po raz kolejny okazało się, że kapitał ma narodowość. W walce z wirusem musimy polegać na Chińczykach, którzy jako pierwsi padli jego ofiarą, bo właśnie tam koncentruje się produkcja leków w skali globalnej. Zresztą tej zależności nie omieszkał wypomnieć ludziom zachodu przedstawiciel władz ChRL. Pandemia powinna skłonić wszystkich do namysłu czy tak swobodny przepływ kapitału, światowy wolny handel, idące za nimi przenoszenie produkcji i dezindustrializacja państw europejskich faktycznie była korzystna w długiej perspektywie i dla wszystkich. Przecież państwa europejskie czy USA, nie są w stanie nie tylko produkować leków, ale też szybko zwiększyć produkcji materiałów tak podstawowych jak maski czy gumowe rękawice. Charakterystyczne, że tylko dzięki temu, że państwo polskie posiada wielki koncern petrochemiczny w postaci Orlenu, nie cierpimy jeszcze na wielkie deficyty płynu do dezynfekcji.
Jeśli Amerykanie i narody Europy nie poradzą sobie z pandemią tak szybko jak Azjaci będziemy już niedługo żyć w innym świecie. Liczyć zaczną się realne więzi, nie te wirtualne, to co lokalne, a nie to co globalne, państwa narodowe nie unie, wielostronne sojusze i międzynarodowe organizacje. Będą liczyć się państwa integralne i sprężyste, a nie porowate, społeczeństwa spójne, a nie kulturowo czy społecznie rozbite. W gospodarce znów zaczną się liczyć własne środki produkcji i lokowanie jak największych części łańcuchów produkcji u siebie, zabezpieczenie surowców i ich własne zasoby, przemysł wytwarzający dobra materialne, a nie co bardziej wyrafinowane usługi i medialno-maketingowa machina „przemysłu” rozrywkowego, będącego właściwie przemysłem stymulowania zachcianek, stymulowania konsumpcji towarów i usług zbytecznych. We współzawodnictwie narodów wygrywać będą te zdyscyplinowane, mające silny instynkt wspólnotowy, których członkowie zdolni są do poświęceń, odpowiedzialności za innych, rezygnacji z bieżącej, rozbuchanej konsumpcji indywidualnej. W gruncie rzeczy będzie to więc świat taki jaki ludzkość znała przez zdecydowaną większość swojej historii, zanim po „zimnej wojnie” nie zaczęliśmy uważać kryształowego pałacu za trwałą ostoję, której przeźroczystych ścian nie skruszą wichry i burze. Kruszą. Tkwiąc w czterech ścianach kwarantanny pomyślmy o tym jacy wyjdziemy na świat za drzwiami bo może się on stać nowym, normalnym światem.
Karol Kaźmierczak
wynika z refeelaboraatu że wirusek zmutował w przyrodzie, na drzewie lub w kałuży.Gratulacje.