Połonne prosi o pomoc

Za kilka, najdalej kilkanaście lat Polaków w Połonnem już nie będzie.

Choć proporcjonalnie rzecz biorąc, Polaków w Połonnem mieszka nie mniej niż w Szepietówce (stanowią jedną piątą mieszkańców miasta), to ich dzisiejsze położenie jest o wiele gorsze. To swoisty paradoks jeżeli weźmiemy pod uwagę, że Połonne ze względu na czynny kościół było zawsze twierdzą polskości szeroko oddziaływującą na tereny całego Wołynia. Polskie Stowarzyszenie Kulturalno-Oświatowe powstało w mieście bardzo szybko, bo w 1991 r., ale na wstępie popełniło jeden błąd. Za bardzo związało się z Kościołem. W jakiejś mierze było to zupełnie naturalne. Miejscowa parafia była dotąd zawsze bastionem polskości. Po przekroczeniu muru otaczającego świątynię nawet ci Polacy, którzy w domu rozmawiali po ukraińsku, rozmawiali tylko po polsku. Tu czuli się jak u siebie. W latach dziewięćdziesiątych proboszczowie posługujący w Połonnem z ramienia zakonu Braci Mniejszych akceptowali ten fakt, a nawet mobilizowali ich do większej aktywności. Ks. Stanisław Szyrokoradiuk mówił wiernym, że jeżeli chcą mieć nauczycieli z Polski, by uczyli ich dzieli języka polskiego, to sami muszą o to zabiegać. On bowiem zajęty budową, odzyskiwaniem i remontowaniem kolejnych kościołów nie miał na to czasu. Jeden z jego następców ks. Jan Duklan, który jak mówi, zostawił w Połonnem swoje serce, usiłował rozwiązać problem poprzez wykształcenie własnych nauczycieli. Udało się to tylko częściowo.

Do Połonnego pierwszą polska nauczycielkę udało się sprowadzić prezesowi Stowarzyszenia Kulturalno-Oświatowego, Franciszce Wiszniewskiej, przed paru laty. Nie było to niestety pociągnięcie udane. Nauczycielka, która przyjechała do Połonnego sądziła, że przyjechała do oazy polskości, podczas gdy tu spotkała dzieci, które owszem potrafiły od biedy mówić po polsku, ale nie potrafiły pisać i z trudem uczyły się polskiego.

– Pani Krystyna Wykrętowicz , która przyjechała do nas po wielu latach moich starań i zabiegów, była niestety osobą bardzo emocjonalną i nerwową – mówi była prezes stowarzyszenia Franciszka Wiszniewska. – Myślę też, że nie bardzo wiedziała, gdzie jedzie. Nie zdawała sobie sprawy z trudności, z którymi my musimy się tu borykać. Miałam ogromne trudności z załatwieniem jej wejścia do szkół. Udało mi się to jednak w końcu wychodzić. Pani Krystyna mogła zacząć prowadzić lekcje języka polskiego w dwóch szkołach w Połonnem i jednej w Połonince, stanowiącej duże skupisko ludności polskiej. Uruchomiliśmy też nauczanie języka polskiego w salce przy kościele, gdzie zorganizowaliśmy też dużą bibliotekę polskich książek. Dzięki temu udało się nam znacząco rozwinąć proces odrodzenia narodowego. Wiele osób nauczyło się poprawnie rozmawiać, a przede wszystkim pisać i czytać po polsku. Jesteśmy pani Krystynie za to bardzo wdzięczni. Ona jednak nie była zadowolona. Nie odpowiadały jej warunki mieszkaniowe, mimo że staraliśmy się zrobić wszystko, by były one jak najlepsze i wyremontowaliśmy zajmowane przez nią dwa pokoje. Na pewno miała ona lepsze warunki niż przeciętny mieszkaniec Połonnego. Jej jednak one nie odpowiadały. Nie potrafiła też dogadać się z dziećmi. Stale na nie krzyczała, co je ogromnie zrażało. Przestali uczęszczać na lekcje języka polskiego. Pani Krystyna się wówczas obraziła i jeżdżąc do Polski w różnych urzędach zaczęła twierdzić, że w Połonnem nie ma Polaków i nie ma w nim z kim pracować. Gdy po jej wyjeździe starałam się o przyjazd kolejnego nauczyciela usłyszałam, że przecież w Połonnem nie ma żadnych Polaków. Bardzo się tym zmartwiłam, bo przecież starałam się chodzić na jej lekcje, zapraszałam na nie dyrektorów szkół. Tłumaczyłam jej, że przyjechała jako pierwsza i przeciera dopiero szlaki polskości. Nic do niej nie docierało… Obecnie moja następczyni Andżela Wiśniewska ma sytuację nie do pozazdroszczenia… Na szczęście jest młoda, energiczna i robi wszystko, żeby stowarzyszenie było widoczne w mieście i przyczyniało się do podtrzymania trwania polskości w Połonnem.

Obecnie języka polskiego w mieście uczy wiceprezes stowarzyszenia Walentyna Lipska. Brakuje jej jednak doświadczenia.

– Nie jest ona w stanie nauczyć dzieci prawidłowej wymowy – ubolewa prezes Andżela Wiśniewska – To potrafi zrobić tylko nauczyciel z Polski, posiadający specjalistyczne przygotowanie. Jest to dla nas sprawa tym bardziej paląca, że w ostatnim czasie zwiększyła się ilość chętnych do nauczania języka polskiego na wszystkich poziomach. Dzięki uprzejmości jednej z członkiń naszego stowarzyszenia, w domku, w którym nam przekazała, uruchomiliśmy coś na kształt polskiego przedszkola, do którego uczęszcza piętnaścioro dzieci. Mamy też sporo dzieci w wieku szkolnym, a także też grupy dorosłych, które chcą się uczyć języka dziadów i ojców, poznawać ich historię, literaturę i kulturę. My sami nie jesteśmy w stanie sprostać tym potrzebom, dlatego niezbędny jest nauczyciel z Polski.

Brak nauczyciela to nie jedyny problem stowarzyszenia w Połonnem. Nie ma ono gdzie się spotykać i przeprowadzać większych spotkań. Wcześniej korzystało z salki katechetycznej przy kościele. Obecnie może to czynić w ograniczonym zakresie. Proboszcz parafii uważa, że przy kościele powinny odbywać się wyłącznie spotkania organizacji religijnych, a nie narodowościowych. Już wcześniej zażądał, by stowarzyszenie zabrało z salki swoja bibliotekę.

– Załadowaliśmy książki do busa i przewieźliśmy do domku, w którym najmłodsze dzieci uczą się języka polskiego – mówi Andżela Wiśniewska – Dwa pomieszczenia w nim są jednak bardzo małe i nie zdołaliśmy nawet odpowiednio ustawić naszego księgozbioru. Jego część leży nadal złożona w paczkach.

Wydaje się, że jedyną możliwością wsparcia polskości w Połonnem, byłoby stworzenie tam “Domu Polskiego”, pełniącego rolę centrum polskiej kultury, oddziaływującego na cały rejon, w którym wciąż istnieją zwarte skupiska polskiej ludności. Tuż za rogatkami Połonnego leży Nowosielica i Poninka, w których mieszka ponad dwa tysiące Polaków. “Dom” w Połonnem z pewnością nie świeciłby pustkami. Zwłaszcza, jeżeli zostanie w nim urządzone także mieszkanie dla nauczyciela z Polski, który obejmie funkcję jego dyrektora. Takie rozwiązania stosowane w wielu przypadkach sprawdzają się znakomicie. Poprzez systematyczną pracę, polski nauczyciel pomógłby odrodzić w Połonnem i okolicy nie tylko polski język, ale także polskie tradycje i kulturę. Czas do tego jest ostatni. Po odcięciu się miejscowej parafii od spełnianej przez wieki funkcji krzewiciela polskości, w Połonnem nie ma już żadnej instytucji broniącej Polaków przed wynarodowieniem i ukrainizacją. Za kilka, najdalej kilkanaście lat Polaków w Połonnem już nie będzie. Presja ukrainizacyjna, w realizacji której w całym rejonie uczestniczy Kościół katolicki, jest bowiem bardzo silna. Bardzo silnie oddziaływuje ona zwłaszcza na najmłodsze pokolenie. Liczące 120 członków stowarzyszenie bez wsparcia z zewnątrz nie jest w stanie się jej przeciwstawić.

Marek A. Koprowski

3 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply

  1. lwowiak13
    lwowiak13 :

    Praktycznie wszystkie organizacje polskie, które były powiązane na początku z Kościołem mają teraz problem. Kosciół już nie jest bastionem polskości. Stowarzyszenia które odchodzą od współpracy z Kościołem tracą wszystko i mienie i ludzi. Kler nielubi dzielic się władzą Towarzystw a innym to tylko na ręke! Taka gorżka prawda i tak jest praktycznie ze wszystkimi stowarzyszeniami na Ukrainie.

  2. warszawiak
    warszawiak :

    A może ktoś wie czy Wspólnota Polska lub inna organizacja planuje w niedalekim czasie pomóc w budowie Domu Polskiego? Czy w ogóle są prowadzone jakieś działania żeby pomóc Polakom w tak trudnej sytuacji w Połonnem? Za jakieś info z góry dzięki.