Jałowość liberalizmu

Gorący spór społeczny, przybierające groteskowe formy protesty w sprawie niedawnego wyroku Trybunału Konstytucyjnego w sprawie aborcji eugenicznej, pokazują jak na dłoni próżność koncepcji “neutralnego światopoglądowo państwa prawa”.

Bez względu na wszystkie argumenty przytaczane przez zwolenników aborcji eugenicznej w moim przekonaniu niedawne rozstrzygnięcie Trybunału Konstytucyjnego w sprawie aborcji eugenicznej pozostaje w logicznej zgodności z literą konstytucji, jej artykułem 38 zapewniającym “prawną ochronę życia”. Wszak biolodzy, a i samo prawodawstwo, określają początek życia w dość oczywisty sposób, jako moment połączenia materiałów genetycznych gamet w nową zdolną do reprodukcji komórkę, będącą in potentia człowiekiem, posiadającą cały jego “program” w postaci określonego kodu DNA.

Prawo do życia ujęte jest w konstytucji jako podstawowe prawo człowieka, a ona sama, jako dokument powstały w latach 90 XX w. czyli dziejowym momencie całkowitego triumfu ideologii liberalnej, czyni właśnie klasycznie liberalną koncepcję praw człowieka podstawą i punktem wyjścia dla konstruowania ładu społecznego i politycznego. Była pisana przy politycznym współudziale świeżo nawróconych na liberalny humanizm postkomunistów w rodzaju Włodzimierze Cimoszewicza, ale też takich liberalnych katolików jak Tadeusz Mazowiecki, który, nota bene, wobec obecnego ruchu proaborcyjnego jawi się niczym konserwatysta. W tym klasycznie liberalnym ujęciu nie ma przecież “życia niewartego życia”, bez względu na cechy, także biologiczne, na przykład choroby, niepełnosprawności czy niedorozwój.

Tymczasem dziś ci sami liberałowie, którzy jeszcze wczoraj uznawali spisaną ustawę zasadniczą oraz ich prawniczych interpretatorów za miarę wszystkiego, a obronę panowania tej zasady czynili podstawową przesłanką swojego działania, miotają wulgaryzmami w stronę Jarosława Kaczyńskiego, choć przecież nie odegrał on żadnej większej roli w kształtowaniu naszej konstytucji, w której zawarte są takie a nie inne zapisy.

Liberalizm, czyniąc pozytywizm prawniczy podstawową zasadą polityczną, próbuje zanegować polityczność jako taką, co w praktyce jest wysiłkiem próżnym, a może raczej tylko kolejną strategią ukrycia hegemonii ideologicznej i politycznej liberałów. Ale ponieważ sama prawno-polityczna procedura nigdy nie może być metapolityczną podstawą czy treścią, jest to zawsze zasłona dziurawa, przez którą mogą przebić się, w ramach procedury, jej przeciwnicy. Ostatecznie prawo nigdy nie okazuje się bytem autotelicznym lecz jest filtrowane przez światopogląd jego prawniczych interpretatorów. Ich władza, czy też postulat ich władzy, uwypukla zresztą podstawową wewnętrzną sprzeczność koncepcji demoliberalnego państwa prawa, której demokratyczna zawartość proklamuje suwerenem lud, a której liberalna część w praktyce uznaje suwerenną władzę prawniczej oligarchii. W obu przypadkach chodzi więc o władzę wielkich lub całkiem małych grup społecznych kształtujących ład polityczny w myśl przyświecających im idei organizujących pojęcie o ich interesach.

Zobacz także: Miller: lewica dwukrotnie próbowała liberalizować “kompromis aborcyjny”

Stary Carl Schmitt, zawzięty krytyk liberalizmu, okazuje się więc mieć rację. Polityka stoi przed prawem. Prawo nie ustanawia ładu lecz jedynie go organizuje. Ład ustanawiany jest w procesie politycznym, mocą decyzji politycznego zwycięzcy na podstawie przesłanek światopoglądowych i interesów, których układ staje się rzeczywistą niepisaną konstytucją wspólnoty. Polityczność, której podstawową zasadą jest podział na politycznych swoich i politycznych przeciwników wybucha liberałom w twarz i obnaża ułomność ich własnej ideologii. Oczywiście w pojęciu decyzji politycznej mieści się nie tylko jednostronne rozstrzygnięcie, narzucenie swojej woli jednej stronie przez drugą, czasem jedni i drudzy podejmują decyzję o jakiegoś rodzaju kompromisie, ale także i w tym przypadku jest to także efektem agonistycznego sporu w ramach procesu społeczno-politycznego, a nie deliberacji prawników. Inna sprawa, że w niezwykle spolaryzowanym polskim społeczeństwie można raczej mówić o sporze antagonistycznym, gdzie perspektywa konsensusu jest mało realna.

Pilnujemy wspólnych spraw

Zależymy od Twojego wsparcia
Wspieram Kresy.pl

Dlatego w przypadku obecnego sporu o aborcję czeka nas długi polityczny konflikt o określenie prawdziwej, niepisanej metakonstytucji narodu polskiego, określającej podstawy ładu społecznego, definiującej samo pojęcie człowieczeństwa, życia, sprawiedliwości i dobra. Już fundamentalny charakter tych pojęć oznacza, że będzie to konflikt bez możliwości kompromisu. A biorąc pod uwagę jak wielkie są sprzeczności kulturowe, ekonomiczne i społeczne jakie narosły w szybko bogacącym się, kosmopolityzującym i (post)modernizującym się w niektórych sekcjach społeczeństwie, które jednocześnie pozostaje klasycznym społeczeństwem peryferyjnym, będzie to konflikt prowadzony najostrzejszymi słowami i hasłami, bez śladu tego co nazywamy dyskusją. Będzie walka… do zwycięstwa… naszego lub ich.

Zobacz także: „Wypier…ać”, „Jeb.. PiS”, „Precz z Kościołem” – kolejne protesty przeciwko decyzji TK ws. aborcji eugenicznej [+VIDEO/+FOTO / 16+]

Spór ten ma ogromny potencjał polaryzacyjny. Nawet w ramach obecnie wydawałoby się skonsolidowanych grup. Przypadek wad letalnych płodu już zarysował podział wśród przeciwników aborcji eugenicznej z Konfederacji. Zakaz aborcji jest wprowadzany w imię walki o życie, co jednak z przypadkami potwierdzonej niemożności samodzielnego życia dziecka, nie niepełnosprawności, ale perspektywy śmierci w chwili narodzin, albo jeszcze tuż przed nimi? Przecież medycyna zna takie przypadki. Czy zakaz aborcji jest w takim przypadku obroną życia czy uporczywą terapią? Takie dylematy będą rozstrzygane w politycznej walce jaka nas czeka.

Zobacz także: Bosak: Są dzieci niezdolne do życia i takie dzieci – zgodnie z Kartą Praw Pacjenta – mają prawo do godnej śmierci

Karol Kaźmierczak

2 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply