W niedzielę odbyło się w Mołdawii referendum w sprawie wpisania integracji z Unią Europejską jako celu polityki państwa. Niespodziewanie dla forsujących referendum władz omal nie zostało ono przegrane przez euroentuzjastów.

Przeprowadzenie referendum de facto w sprawie przystąpienia Mołdawii do UE jednocześnie z pierwszą turą wyborów prezydenckich, było inicjatywą głowy państwa Mai Sandu. Liberalna, prozachodnia polityk spodziewała się prawdopodobnie zdecydowanego zwycięstwa unioentuzjastów, którzy automatycznie mogliby głosować również za jej reelekcją. Mieszkańcy Mołdawii napisali jednak w niedzielę całkiem inny scenariusz.

Centrala Komisja Wyborcza Mołdawii około godz. 17 czasu warszawskiego zakończyła zbieranie danych z protokołów komisji wyborczych. Wynika z nich, że za wpisaniem do konstytucji kraju integracji europejskiej zagłosowało 50,46 proc. obywateli, którzy poszli do urn. Różnica między nimi, a przeciwnikami wyniosła zaledwie 13,5 tys. głosów.

Co ciekawe jeszcze o północy wyniki wskazywały na zwycięstwo przeciwników eurointegracji. Na „tak” przeważyły głosy mołdawskich emigrantów. Zagłosowało 235,5 tys. Mołdawian z diaspory, z tego 76,96 proc. zagłosowało za wpisaniem integracji z UE do konstytucji państwa

Zwolennicy ci wygrali jeszcze w stolicy kraju, Kiszyniowie, gdzie stanowili 55,98 proc. wśród głosujących. Podobnie było w regionach: Cantemir, Ialoveni, Hîncești, Nisporeni, Strășeni, Criuleni, Călărași, Telenești. W pozostałych 24 regionach Mołdawii wygrali przeciwnicy wpisania przyłączenia do UE do krajowej ustawy zasadniczej.

Wyraźnie sceptyczni wobec integracji europejskiej pozostawali przedstawiciele mniejszości narodowych. W autonomicznym regionie Gagauzja, gdzie Mołdawianie są w mniejszości, padł rekord pod względem sprzeciwu wobec UE – przeciw eurointegracji opowiedziało się 94,84 proc. głosujących. Niewiele mniej eurosceptyków było w sąsiednim regionie taraklijskim, zamieszkanym w większości przez etnicznych Bułgarów – 92,04 proc.

Jednak przeciw UE głosowali nie tylko mieszkańcy połuniowych, wiejskich regionów kraju. W Bielcach, drugim do wielkości mieście Mołdawii eurosceptycy stanowili w czasie referendum 70,58 proc. głosujących. We wszystkich rejonach na północy kraju stanowili oni większość uczestniczących w referendum.

Odrębny przypadek stanowią obszary na lewym brzegu Dniestru kontrolowane od 1990 r. przez nieuznawaną republikę Naddniestrza. Władze separatystyczne nie organizowały referendum. Jednak każdy mieszkaniec tego regionu ma prawo do obywatelstwa Mołdawii, a nabywszy je – prawo do głosowania w mołdawskich wyborach i referendach. Władze w Kiszyniowie rozwiązują ten problem udostępniając takim obywatelom lokale wyborcze tuż przy Naddniestrzu, na prawym brzegu rzeki.

W referendum wzięło udział 15,5 tys. mieszkańców Naddniestrza. Co ciekawe rezydenci separatystycznej republiki zabiegającej o dołączenie do Federacji Rosyjskiej okazali się mnie eurosceptyczni niż mieszkańcy niektoych regionów po kontrolą Kiszyniowa. Aż 37,44 proc. Naddniestrzan opowiedziało się za wpisaniem eurointegracji do konstytucji Mołdawii.

Łącznie w referendum zagłosowało 1,448 mln obywateli kraju, co dało frekwencję na poziomie ponad 51 proc., co oznacza jego wiążący charakter (próg frekwencyjny wynosi 33,33 proc.).

Tuż po zakończeniu referendum, gdy wyniki wskazywały jeszcze na przewagę eurosceptyków, na konferencji prasowej wystąpiła prezydent Sandu. Mnogość euroscpetykó wytłumaczyła tym, że „grupy przestępcze, które działały wspólnie z zagranicznymi siłami wrogimi interesom narodowym, zaatakowały państwo przy użyciu dziesiątków milionów euro, kłamstw i propagandy” – zacytowała telewizja TVN24. Sandu twierdziła, że ma dowody, iż „te grupy kryminalne zamierzały kupić 300 tysięcy głosów w ramach oszustwa na bezprecedensową skalę”.

pv.cec.md/tvn24.pl/kresy.pl

 

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Dodaj komentarz