NATO prędzej czy później będzie musiało zdecydować, czy wysłać wojska na front, czy przestać wspierać Ukrainę, bo siły ukraińskie się kurczą. Nie sądzę, by Zachód kiedykolwiek zdecydował się interweniować w tę wojnę dużą liczbą żołnierzy… Bez wsparcia Zachodu Ukraina już przegrałaby tę wojnę, ale obecne zachodnie wsparcie nie wystarczy, by ją wygrać – uważa węgierski ekspert ds. polityki bezpieczeństwa, Attila Demkó.

W ostatnim czasie węgierski ekspert ds. polityki bezpieczeństwa Attila Demkó, szef Centrum ds. Geopolityki w Kolegium Macieja Korwina (Mathias Corvinus Collegium), udzielił wywiadu Ma7, węgierskojęzycznemu portalowi ze Słowacji. Rozmowa dotyczyła wojny rosyjsko-ukraińskiej.

Zdaniem eksperta, że mówienie o przyczynach i możliwych skutkach wojny na Ukrainie wymaga zniuansowanego myślenia i podejścia. Nie uważa, by Zachód kiedykolwiek zdecydował się interweniować w ten konflikt dużą liczbą żołnierzy.

„Od lat było jasne, że Moskwa będzie blokować integrację Ukrainy z Zachodem” – powiedział Demkó. Zaznaczył, że choć nie jest żadnym zwolennikiem obecnych władz na Kremlu, to jednak byłoby ignoranctwem, twierdzić, że Rosjanie nie wyznaczają swoich własnych „czerwonych linii”.

„Powinniśmy byli nauczyć się w 2008 roku w Osetii Południowej, jeśli nie wcześniej, jak daleko Rosjanie są skorzy się posunąć w razie konieczności. Nie było nigdy żadnych wątpliwości, że jeśli Ukraina pójdzie drogą gruzińską, to dojdzie do przemocy. W 2014 roku agresja była wciąż częściowo ukryta. Teraz jest całkowicie jawna” – powiedział Demkó.

Ekspert podkreślił, że „wojna rzadko polega na starciu dobra ze złem” i z czymś takim możemy spotkać się w zasadzie tylko w filmach. Zaznaczył, że „Rosjanie, Amerykanie, Ukraińcy i część krajów europejskich ponosi dużą odpowiedzialność za wydarzenia z 2014 roku”. Zastrzegł jednak, że obecna rosyjska agresja nie może być usprawiedliwiona.

Szef Centrum ds. Geopolityki w Kolegium Macieja Korwina zwrócił też uwagę na faktycznie podziały, jakie istnieją na Ukrainie.

„Na Zachodzie tylko nieliczni rozumieją, że gdyby ukraińska armia miała dziś wejść do dwóch separatystycznych obwodów [chodzi o obwody ługański i doniecki – red.], to część ludności uciekłaby [do Rosji – red.], a inni chwyciliby za broń przeciwko Ukraińcom” – twierdzi ekspert.

„Tu właśnie Rosjanie popełnili błąd w 2022 roku, próbując najechać obszary, gdzie mieli małe poparcie” – zaznaczył. Jego zdaniem, Moskwa oprała swoje plany na błędnych założenia. Między innymi, nie doceniła stopnia wzmocnienia ukraińskiej armii od 2014 roku. Stąd, Rosjanom wydawało się, „że mogą sobie po prostu wmaszerować do Kijowa”. W jego ocenie, rosyjski prezydent Władimir Putin zdecydował się na atak, bo uważał, siebie i Rosję za silnych, a prezydenta Wołodymyra Zełenskiego i całe państwo ukraińskie za słabe.

„Widząc słabość Ukrainy, amerykańską klęskę w Afganistanie, inercję niemieckiego rządu, Putin sądził, że może załatwić sprawę 200-tysięcznym wojskiem” – oświadczył.

Węgierski ekspert uważa, że Rosja nie ma ani siły, ani woli, by zaatakować NATO. Zaznaczył jednak, że sam Sojusz prędzej czy później czekają ważne decyzje ws. dalszego zaangażowania w konflikt na Ukrainie.

„Oczywiście, NATO prędzej czy później będzie musiało zdecydować, czy aktywnie wystawić wojska na linię frontu, czy przestać wspierać Ukrainę, bo siły ukraińskie się kurczą. Nie sądzę, by Zachód kiedykolwiek zdecydował się interweniować w tę wojnę dużą liczbą żołnierzy. Nie ma na to woli politycznej rządów w Ameryce czy w Europie” – powiedział analityk. Dodał, że „nikt nie chce wojny nuklearnej”.

Przeczytaj: Orbán: w razie sukcesu rosyjskiej ofensywy kraje NATO będą musiały zdecydować, czy wysłać żołnierzy na Ukrainę

Demkó zaznaczył przy tym, że inną kwestią jest to, że państwa dostarczające Ukrainie broń „faktycznie już są stroną w tej wojnie”.

„Bez wsparcia Zachodu Ukraina już przegrałaby tę wojnę, ale obecne zachodnie wsparcie nie wystarczy, by ją wygrać” – podkreślił.

Przypomnijmy, że jak pisał niedawno niemiecki „Bild”, powołując się na ustalenia „The Wall Street Journal”, oficjalnie Zachód deklaruje, że chce wspierać Ukrainę tak długo, jak będzie to konieczne. Za kulisami mówi się jednak o ultimatum wojennym dla prezydenta Wołodymyra Zełenskiego.

Doniesienia medialne wskazują, że Ukraina dostała od rządów USA, Francji i Niemiec czas do jesieni na odbicie terenów okupowanych przez Rosję. Jeśli w tym czasie Ukraina nie odniesie znaczących sukcesów na polu walki, Zachód będzie naciskał na Kijów, by podjął negocjacje z Moskwą. Jak pisaliśmy, Wall Street Journal przekazał w ubiegłym tygodniu, że 8 lutego w Paryżu kanclerz Olaf Scholz i prezydent Francji Emmanuel Macron wezwali prezydenta Zełenskiego do negocjacji z Moskwą.

Ultimatum jest efektem rozmów, które są prowadzone w Niemczech, Francji i USA za zamkniętymi drzwiami. Kraje miałyby dostarczyć Ukrainie kolejną broń, lecz czas na kontrofensywę miałby wynieść sześć miesięcy. W razie niepowodzenie Ukraina rozpoczęłaby rozmowy pokojowe z Kremlem.

Jak informowaliśmy, doniesienia Washington Post z lutego br. wskazywały, że Stany Zjednoczone ostrzegają Ukrainę, że w najbliższych miesiącach możliwe jest ograniczenie wsparcia ze strony amerykańskiego Kongresu.

Czytaj także: Kaczyński: lepiej być zadłużonym przez zbrojenia niż okupowanym, stawianie Ukrainie warunków to działania na korzyść Rosji

ma7.sk / hungarytoday.hu / Kresy.pl

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply