Według rosyjskich dziennikarzy, Rosji groziła katastrofa atomowa podobna do tej w Czarnobylu. Gazeta “Kommiersant – Włast” ujawniła szczegóły grudniowego pożaru, jaki wybuchł na okręcie atomowym “Jekatierinburg”.
Atomowy okręt podwodny w ostatnich dniach grudnia zawinął do stoczni w Rosljakowie pod Murmańskiem na rutynowy przegląd techniczny. Podczas prac spawalniczych na pokładzie wybuchł pożar. Jego gaszenie trwało ponad dobę. Jak ustalili dziennikarze „Kommiersanta”, w tym czasie na pokładzie znajdowały się międzykontynentalne rakiety z głowicami jądrowymi, torpedy i funkcjonowały dwa reaktory atomowe. Zgodnie z regulaminem prac remontowych – materiały wybuchowe i pociski powinny zostać usunięte z okrętu. Zdaniem dziennikarzy prowadzących śledztwo, gdyby doszło do wybuchu i uszkodzenia reaktorów jądrowych zginęliby wszyscy marynarze i pracownicy stoczni. Skażeniu uległyby wody, ziemia i przestrzeń powietrzna Półwyspu Kolskiego. Trzeba byłoby, w warunkach polarnej nocy, ewakuować ponad 400 tysięcy osób. „Heroizm marynarzy wynoszących z okrętu torpedy, przypadek a może podjęta w ostatniej chwili decyzja o podtopieniu doku – co uchroniło nas przed tragedią?” – zastanawiają się dziennikarze „Kommiersanta Włast”.
Polecam wstrząsający film ku przestrodze bo wydaje mi się, że ludzie tak lekko i swobodnie piszą o niebezpieczeństwach atomowych jakby to było coś zwykłego i powszedniego. To są potworne sprawy:
http://nieruchomyporuszyciel.blogspot.com/2012/01/threads-wstrzasajacy-film-o-wojnie.html
warto to powiedzieć naszym atomoentuzjastom, którzy chcą nam zafundować dwie i zarzekają się, że będą bezpieczniejsze niż japońskie, a ludziom do głowy wkładają, że innego wyjścia nie ma, bo przecież każdy chce mieć prąd w domu.
niestety obu stronom sporu bardzo łatwo zarzucić pozamerytoryczne motywacje. I bądź tu człowieku mądry, kiedy nawet profesorowie fizyki dyskutują w ten sposób: http://www.tvn24.pl/-1,1695677,0,1,kto-panu-dal-tytul–wiesniakowi-jednemu,wiadomosc.html
:/
To tylko świadczy o poziomie panów profesorów. Ale to wszak staje się nieodzownym rytem profesorskiej postawy, zwłaszcza w przestrzeni publicznej: „profesor” B. albo jeszcze lepiej profesor N. z Łodzi. Przynamniej temu ostatniemu autentycznego tytułu profesorskiego odmówić nie można a tymczasem w zachowaniu niekiedy z trudem dorównuje mu pensjonariusz zabytkowego, dawnego klasztoru bernardynów w Radecznicy : ).
A tutaj i „niewybredna gawiedź” (jak to pisał swego czasu Goetel) ma igrzyska i TVN się cieszy, wszyscy są zadowoleni : ), a kto tam zwróci uwagę na to, że profesorowie zachowują się jak bywalcy podrzędnego paru po kilku flaszkach : )