Prokurator umorzył śledztwo w sprawie rzekomego pobicia Jana Malickiego, szefa Studium Europy Wschodniej Uniwersytetu Warszawskiego. Malicki mówił wcześniej o podejrzeniach, że mógł zostać pobity na zlecenie białoruskich służb specjalnych.
Prokuratura Rejonowa Warszawa Śródmieście – Północ poinformowała, że umorzyła postępowanie w dniu 31 stycznia, ponieważ śledczy nie wykryli oznak przestępstwa. Na to wskazują “pięciokrotne przesłuchanie pokrzywdzonego, przesłuchania jedenastu innych świadków, oględziny miejsca zdarzenia, oględziny osoby pokrzywdzonego, oględziny zapisu monitoringu” i opinia “z zakresu medycyny sądowej dotyczącą obrażeń pokrzywdzonego określającą sposób ich powstania”, jak podano na oficjalnej stronie internetowej.
Jak podkreśliła prokuratura “żaden z przeprowadzonych dowodów nie dał podstaw do przyjęcia aby powstanie obrażeń u Jana Malickiego było spowodowane działaniem lub zaniechaniem innej osoby fizycznej”.
“Na podstawie całokształtu materiału dowodowego” – śledczy stwierdzili, że obrażenia ciała odniesione przez Malickiego były “wyłącznie wynikiem nieszczęśliwego wypadku polegającego na potknięciu się pokrzywdzonego na nierówności chodnika ewentualnie potknięciu się na nierówności stopni schodów znajdujących się w Parku Kazimierzowskim”.
W oświadczeniu zaznaczono również, że składając zeznania szef Studium Europy Wschodniej mówił o utracie pamięci, co mogło być skutkiem urazów głowy, jaki odniósł po tym, gdy się przewrócił.
W grudniu środki masowego przekazu podały informację o obrażeniach dyrektora Malickiego, licznie podając sugestie o tym, że został on pobity.
Malicki relacjonował, że 22 grudnia, po spotkaniu ze współpracownikami w retaturacji na Powiślu, którą opuścił po godz. 22, udał się w kierunku warszawskiego Parku Kazimierzowskiego. Tam podeszło do niego dwóch mężczyzn w mundurach, którzy pytali go o tożsamość. Poza tym, że mężczyżni mieli mówić w sposób wskazujący na ich rosyjskojęzyczność (określony szyk zdania, wymowa sformułowania anglojęzycznego “ok”) Malicki nie pamięta nic więcej. Następne jego wspomnienia siegają tylko do karetki, którą został odwieziony do Szpitala Praskiego.
Taka relacja Malickiego stała się podstawą dla medialnych relacji, sugerujących, że dyrektor SEW padł ofiarą napadu funkcjonariuszy lub ludzi wynajętych przez białoruskie służby specjalne. Mężczyzna dał wyraz swojemu przekonaniu o napadzie w szpitalu wojskowym przy ul. Szaserów, gdzie został przewieziony na drugi dzień po incydencie. Potem powtarzał to w rozmowach z dziennikarzami.
Obrażenia były poważne, ponieważ Malicki doznał pęknięcia kości potylicznej i stłuczeń czaszki. Po opatrzeniu w Szpitalu Praskim Malicki nie chciał dalszych badań i udał się do domu. Dopero dzień później trafił do kolejnego szpitala, gdy okazało się, że jego stan zdrowia jest poważny.
Dopiero miesiąć po zdarzeniu media podały informacje policji o tym, że Malicki w chwili zdarzenia był w stanie nietrzeźwym, a przybyli na miejsce ratownicy medyczni ocenili je jako wypadek.
Malicki od wielu lat jest krytykiem Aleksandra Łukaszenki i władz Białorusi. Pracuje z białoruskimi emigrantami politycznymi. Koordynuje, jako szef SEW, program stypendialny im. Konstantego Kalinowskiego, z którego od 2006 r. skorzystały w Polsce tysiące studentów z Białorusi, Jego uczestnicy otrzymywali stypednium, jeśli dowiedli, że nie mogą ukończyć w ojczyźnie studiów z powodu przekonań politycznych.
gov.pl/kresy.pl
Kresy nie podały, że pijaczyna Malicki tytułowany jest profesorem – chyba czuje się nim i to wystarczy jak u “ministry” Kotuli. Jaki profesor, taka polska polityka wschodnia. Ciekawe, czy prokuratura rozpocznie śledztwo przeciwko Malickiemu za fałszywe powiadomienie o nieistniejącym przestępstwie i to powiadomienie, którego skutki (międzynarodowe) mogłyby być bardzo poważne. Niewątpliwie zostałoby wszczęte, gdyby Malicki wskazał na naszych braci banderowców od Zełenskiego, a nie na poddanych Ciechanouskiej.