Decyzją dyrekcji muzeum KL Auschwitz, uczestników marszu pamięci z okazji 80. rocznicy pierwszego transportu Polaków zatrzymano w dużej odległości przed dawnym obozem, powołując się na „strefę wydzieloną”.

Jak informowaliśmy kilka dni temu, na ubiegłą niedzielę, w związku z 80. rocznicą pierwszego transportu Polaków do niemieckiego obozu koncentracyjnego Auschwitz, w Oświęcimiu zaplanowano społeczne obchody. Ich głównym elementem miał być marsz z polskimi, biało-czerwonymi flagami, od dworca PKP pod główną bramę obozu koncentracyjnego KL Auschwitz. Wcześniej na budynku dworca miała zostać odsłonięta tablica poświęcona kolejarzom działającym w konspiracji i niosącym pomoc więźniom Oświęcimia. Przewidziano również przemówienia. Okazało się jednak, że prezydent miasta Oświęcimia zakazał biało-czerwonego przemarszu pod bramę dawnego niemieckiego obozu koncentracyjnego. Roty Marszu Niepodległości, organizatorzy marszu i społecznych obchodów, mówiły o skandalu i odwoływały się od tej decyzji.

Ostatecznie marsz jednak się odbył, a wcześniej szef Rot Niepodległości, Robert Bąkiewicz, wysłał pismo do prezydenta Andrzeja Dudy zapraszając go do wzięcia udziału w tym wydarzeniu.

Uczestnicy „Biało-Czerwonego Marszu Milczenia” zgromadzili się pod dworcem PKP w Oświęcimiu, gdzie przemawiali m.in. kombatanci i byli więźniowie KL Auschwitz, po czym wyruszono w stronę byłego obozu. Uczestnicy śpiewali m.in. pieśni kościelne, apelowano zarazem o niewznoszenie okrzyków. Marsz zatrzymał się jednak po pewnym czasie, ponieważ policja zablokowała prowadzącą do niego publiczną drogę.

Tomasz Kalinowski z Rot Niepodległości tłumaczył, że policja zatrzymując marsz twierdziła, że jest to spowodowane ustanowieniem „strefy wydzielonej”. – W Polsce nie istnieje taka strefa wydzielona od państwa – mówił Kalinowski. Zarzucał też polskiemu rządowi, że aprobuje działania na rzecz ograniczania działań na rzecz upamiętniania faktu, że w KL Auschwitz mordowano Polaków.

Uczestnicy, według relacji, odśpiewali hymn państwowy, a także modlili się za Polaków pomordowanych przez Niemców. Gdy policja rozwiązała pierwsze zgromadzenie, Bąkiewicz szybko zorganizował zgromadzenie spontaniczne i „przejął” manifestantów od pierwotnego organizatora Marszu Milczenia, Mariusza Piotrowskiego.

W dużej odległości przed terenem dawnego obozu napotkano na barierki i policjantów, dyrekcja muzeum nie dopuściła większej grupy osób na miejsce, gdzie mordowano Polaków. Według organizatorów marszu, drogę zablokowano na polecenie władz muzeum. Bąkiewicz twierdził, że ustawienie takiej bariery nie ma żadnych podstaw prawnych, a tłumaczone jest to tylko tym, że jest to tzw. strefa buforowa. Wezwał też prezydenta Andrzeja Dudę, by zadziałał na rzecz tego, by umożliwić Polakom przejście pod bramę obozu i oddanie hołdu pomordowanym.

Ostatecznie podtrzymano decyzję o wpuszczaniu do środka po dwie zarejestrowane wcześniej osoby, przechodzące później przez tzw. zabezpieczenia sanitarne, żeby złożyć wieńce. Stało się to jednak dużo później. Według organizatorów, w marszu uczestniczyło około „kilkuset osób”.

Jeden z profili społecznościowych, „Lemingopedia”, zarzucił Bąkiewiczowi i organizatorom marszu, że manipulowali przekazem próbując całą sprawę „rozegrać politycznie”, rzekomo przemilczając, iż delegacje dwuosobowe mogły wejść na teren dawnego obozu po uprzednim zgłoszeniu się. Administrator strony twierdził też, że organizatorzy kłamali nt. braku polskich flag na terenie KL Auschwitz oraz, że jako jedyni „mieli przywilej” i weszli w trzy osoby. Zarzucał im też niepoinformowanie ludzi, że trzeba wysłać maile do Muzeum.

Do tych zarzutów szeroko odniósł się na Facebooku sam Bąkiewicz, zarzucają administratorowi „Lemingopedii” kłamstwo i manipulacje, m.in. celowe mieszanie „dwóch zupełnie oddzielnych spraw”, czyli samego marszu i wejścia na teren Muzeum Auschwitz. Zaznaczył, że to drugie w ramach marszu nie było przewidziane. Podkreślił, że „marsz od początku był zaplanowany jako przemarsz z dworca PKP pod bramę dawnego obozu i nie było mowy o wejściu na teren muzeum”. Dodał, że „na teren miały wejść delegacje o czym od początku informowaliśmy”, a wszystkich uczestników wcześniej informowano, że istnieje możliwość wejścia i złożenia wieńców poprzez rejestrację w muzeum.

„Czym innym jest natomiast sprawa, że ogólnie jako Polacy mamy ogromne trudności z organizowaniem tam obchodów wynikających z ciągłych (wg nas celowych) ograniczeń zarządcy muzeum. Problemy, które pojawiały się wcześnie to: brak możliwości odprawienia Mszy św na terenie, brak możliwości wchodzenia z polskimi flagami na drzewcach, bezprawne ograniczenia ochrony muzeum co do garderoby, emblematów i symboliki wchodzących osób na teren muzeum, ograniczenia w zgromadzeniach itd.” – podkreślił Bąkiewicz. „W naszej ocenie dysproporcja pomiędzy traktowaniem na terenie obozu Polaków a innych nacji wypada bezwzględnie niekorzystnie dla nas”.

Organizator marszu odrzucał też inne oskarżenia, twierdząc, że są nieprawdziwe.

Facebook / Medianarodowe.com / Kresy.pl

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply