Podczas zwiedzania muzeum w Instytucie Yad Vashem, polski weteran II wojny światowej zwrócił uwagę na wprowadzający w błąd napis nt. „polskiej policji” w getcie łódzkim. Obecny na miejscu wiceszef MSZ zapowiedział interwencję.

Wiceszef MSZ Jan Dziedziczak wspólnie z uczestnikami pielgrzymki do Ziemi Świętej odwiedził Instytut Yad Vashem. Razem z polskimi Sprawiedliwymi Wśród Narodów Świata i weteranami II wojny światowej, zwiedzał tamtejsze Muzeum poświęcone Zagładzie Żydów, m.in. na terenach okupowanej przez Niemców Polski.

W trakcie zwiedzania wystawy jeden z weteranów, ppłk Tadeusz Michalski, żołnierz ZWZ-AK i powojennego podziemia niepodległościowego, w czasie okupacji mieszkający w Łodzi, zwrócił uwagę na kontrowersyjny napis. Głosił on po angielsku, że Niemcy wraz z „polską policją” pilnowali wejścia do łódzkiego getta. Ppłk Michalski przypomniał, że we wcielonej do III Rzeszy Łodzi, inaczej niż w Generalnym Gubernatorstwie, nie funkcjonowała tzw. granatowa policja, nazywana też „polską policją, od niemieckiego określenia „Polnische Polizei im Generalgouvernement”.

O sprawie został poinformowany wiceminister Dziedziczak, który zainicjował interwencję dyplomatyczną:

– Kiedy zobaczyłem ten napis, poprosiłem o natychmiastową interwencję naszą placówkę dyplomatyczną w Izraelu. Nie zostawimy tej sprawy i zrobimy wszystko, żeby ta informacja została natychmiast zmieniona.

Przeczytaj: „Polskie obozy koncentracyjne” na stronie izraelskiego instytutu Yad Vashem

– Niech mówią świadkowie, głos świadków, którzy widzieli, jak było naprawdę, widzieli, kim byli Niemcy, widzieli, jak zachowywali się Polacy, jak zachowywali się Żydzi – mówił wiceszef MSZ. Jak dodał, polecenie wydane polskiej placówce dyplomatycznej dotyczy “rozpoczęcia działań w celu przywrócenia prawdy”. Podkreślił, że siła argumentacji w kwestii przywrócenia prawdy „jest bez porównania większa, jeżeli stoi za nami świadectwo tych, którzy to widzieli na własne oczy”. Wyraził nadzieję, że Yad Vashem uszanuje ich głos i przywróci prawdziwą informację.

Z kolei ppłk Tadeusz Michalski, pytany o tę sprawę przez dziennikarzy powiedział, że bram łódzkiego getta pilnowała tzw. policja gettowa – Żydowska Służba Porządkowa (“Juedischer Ordnungsdienst”):

– Oni pilnowali, oni przepuszczali. Policji polskiej nie było na terenie ówczesnego Warthegau (niem. Kraj Warty).

Potwierdza to historyk z IPN, dr Tomasz Domański, który towarzyszył weteranom. W ramach swojej pracy zajmuje się on problematyką polsko-żydowską. Jak podaje nieoficjalnie PAP, sprawa kontrowersyjnego napisu zostanie sprawdzona przez Yad Vashem.

Wcześniej IPN w specjalnym oświadczeniu nt. policji granatowej, złożonej w większości z Polaków, zwracał uwagę, że w odróżnieniu od niektórych podobnych formacji w okupowanej Europie bezwzględnie podlegała ona rozkazom cywilnych i policyjno-wojskowych władz niemieckich. Przyznano, że podobnie jak funkcjonariusze policji gettowej, byli oni „współuczestnikami zbrodni Rzeszy Niemieckiej”. Zaznaczono jednak, że nie można przenosić tego na ogół narodu polskiego czy żydowskiego. IPN przypomniał również, że Polskie Państwo Podziemne wielokrotnie ostrzegało “granatowych” policjantów i innych współpracowników III Rzeszy, że zostaną pociągnięci do odpowiedzialności karnej za udział w niemieckich zbrodniach na współobywatelach.

Rmf24.pl / Kresy.pl

3 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply

  1. MadMike
    MadMike :

    Czy ktoś jest zdziwiony? Toż co rusz od żydów słyszymy o “polskich obozach” to nie ma się co dziwić, że policja żydowska stała się polską.
    Pewnie tak uczą ich w szkołach na co dzień:
    Psze pani ale dlaczego ci “polscy” policjanci na wszystkich zdjęciach to z gwiazdą dawida chodzą. Ahh drogi icku bo wredni polacy tak się przebierali aby nas biednych żydów oszukać i potem o swoje zbrodnie oskarżać.

  2. donald
    donald :

    W swoim felietonie Stanisław Michalkiewicz przypomniał, że inna Żydówka „Maria Gurowska, córka Moryca i Frajdy, która tak naprawdę nazywała się Zand (…) jako sędzia dopuszczała się morderstw sądowych, z których najgłośniejszy był wyrok śmierci na generała Emila Fieldorfa”. Zbrodniarka ta nie wyjechała i nikt jej w PRL ani w III RP nie niepokoił. Stanisław Michalkiewicz w swoim artykule stwierdził, „że pan prezydent Andrzej Duda, pragnąc przyjaźnić się ze wszystkimi, właśnie takie reprezentatywne osobistości miał na myśli, przepraszając za Marzec”.